Выбрать главу

Badania archeologiczne wykazały, że niektóre z podziemnych przejść pochodzą sprzed XVI wieku, sięgając nawet pierwszych stuleci naszej ery.

Komendant Colombaria okazał się równie cierpliwy i życzliwy, co nieprzejednany, kiedy Valoni starał się go nakłonić, by zapuścił się w któryś z niezbadanych czy gorzej utrzymanych korytarzy lub proponował wykuć otwór w ścianie, by przekonać się, czy nie kryje się za nią zakamuflowany łącznik.

– Dostałem rozkaz, by oprowadzić pana po galeriach i nie zamierzam niepotrzebnie narażać życia, zapuszczając się w miejsca, gdzie strop nie jest podparty stemplami i grozi zawaleniem. Nikt nie dał nam upoważnienia do wiercenia otworów w ścianach. Żałuję, ale nie.

Żałował też Valoni, który pod koniec wyprawy odnosił wrażenie, że zmarnował pół dnia, włócząc się po tym podziemnym labiryncie.

– Nie złość się, komendant Colombaria ma rację, on tylko wypełnia obowiązki. Całe szczęście, że nie zabraliście się do kucia ścian. To czyste szaleństwo. – Giuseppe usiłował uspokoić szefa, ale jego starania nie przynosiły efektów.

Sofii nie poszło lepiej.

– Marco, gdybyś chciał zrealizować twoje szalone zamysły, musiałbyś mieć zgodę ministra kultury i turyńskiej komisji do spraw sztuki. No i jeszcze przydzieloną grupę archeologów i techników do prowadzenia prac w tunelach. Ale na piękne oczy nie pozwolą ci kopać tam, gdzie ci się spodoba.

– Jeśli nie spróbujemy przejść zamkniętymi tunelami, nigdy się nie przekonamy, czy tajemne przejście istnieje.

– Więc pogadaj z ministrem i…

– Minister w końcu pośle mnie do diabła. Już dał mi do zrozumienia, że ma po dziurki w nosie przypadku „całun turyński”.

Sofia i Giuseppe popatrzyli na siebie zaniepokojeni, nie odezwali się jednak słowem.

– Dajmy temu spokój. Kardynał zaprasza nas na bankiet – powiedziała w końcu Sofia.

– Nas? Na bankiet?

– A tak. Dzwonił do mnie ksiądz Yves. Do Turynu przyjeżdżają naukowcy zajmujący się konserwacją płótna, kardynał stara się im zawsze przypodobać, więc pojutrze urządza na ich cześć małe przyjęcie, na które zaprasza miejscowe szyszki.

Zdaje się, że chciałeś poznać tych naukowców, i dlatego kardynał umieścił nas na liście gości.

– Nie mam ochoty na imprezy. Wolałbym porozmawiać z nimi w innych okolicznościach… sam nie wiem… w katedrze, kiedy będą oglądali całun… No, ale musimy tam pójść. Oddam smoking do odprasowania. A ty, Giuseppe, masz jakieś wieści?

– W policji turyńskiej nie ma ludzi, których można by oddelegować do naszego zadania. Musimy zwrócić się o posiłki do Rzymu. Rozmawiałem z Europolem. Mogą nam przydzielić trzy osoby do pracy w terenie. Ty musisz pogadać z tymi w Rzymie.

– Nie chcę tu ludzi z Rzymu. Wolę kogoś z naszego zespołu. Kto może przyjechać?

– W wydziale mają masę roboty. Nikt tam nie siedzi bezczynnie – zauważył Giuseppe. – Chyba że oderwiesz jedną osobę od normalnych zajęć i przeniesiesz ją tutaj.

– To dobre wyjście. Wystarczą nasi ludzie i wsparcie tylu miejscowych, ilu uda się załatwić. Chociaż to oznacza, że wszyscy będziemy musieli robić za gliniarzy.

– Myślałem, że jesteśmy gliniarzami – parsknął Giuseppe.

– Owszem, ty i ja. Ale Sofia nie ani Antonino i Minerva.

– Chyba nie przyszło ci do głowy kazać im śledzić niemowę?

– Wszyscy będą mieli zajęcie, jasne?

– Jasne jak słońce, szefie. Jeśli nie ma pan nic przeciwko temu, umówiłem się z kolegą karabinierem. To porządny gość, gotów nam pomóc. Zaprosiłem go na kolację. Przyjdzie za pół godziny. Chciałbym, żebyście wypili z nami po kieliszku, zanim wyjdziecie.

– Ja z przyjemnością – oświadczyła Sofia.

– Dobrze – zgodził się Valoni. – Wykąpię się i już wychodzę. A pani doktor jakie ma plany na wieczór?

– Właściwie żadnych, jeśli chcesz, możemy zjeść coś razem w hotelu.

– Ja zapraszam, może minie mi zły humor.

– Nie, to ja zapraszam.

– Jak sobie życzysz.

***

Sofia kupiła jedwabną garsonkę. Nie przywiozła ze sobą odpowiedniego stroju na większe wyjście, wybrała się więc w okolice ulicy Roma, by odwiedzić ulubiony sklep Armaniego.

Przy okazji kupiła krawat dla Valoniego.

Lubiła stroje Armaniego za prostotę i nieformalny akcent, jaki miały nawet eleganckie kostiumy.

– Zostaniesz królową imprezy – zapewnił ją Giuseppe.

– Nie mam co do tego wątpliwości – dodał Valoni.

– Zapiszę was do mojego fanklubu – roześmiała się Sofia.

Ojciec Yves czekał na nich w drzwiach. Nie był ubrany w sutannę, nawet nie założył koloratki, tylko garnitur – granatowy, wpadający w czerń, i krawat od Armaniego, identyczny jak ten, który Sofia podarowała szefowi.

– Pani doktor… Panie Valoni… zapraszam, kardynał bardzo się ucieszy.

Valoni popatrzył spod oka na krawat księdza.

– Ma pan dobry gust, świetnie dobrany krawat, panie Valoni – powiedział z uśmiechem ksiądz.

– Właściwie to pani doktor ma dobry gust, zrobiła mi mały prezent.

– Mogłem się domyślić! – wykrzyknął ojciec Yves.

Podeszli do kardynała, który przedstawił im monsignora Aubry’ego, wysokiego, chudego Francuza. Nosił się z wyszukaną elegancją, ale miał dobrotliwy wygląd. Mógł mieć koło pięćdziesiątki i widać było, że to doświadczony dyplomata. Natychmiast zainteresował się przebiegiem śledztwa w sprawie całunu.

Rozmawiali z nim już dłuższą chwilę, kiedy dostrzegli, że wszystkie spojrzenia kierują się ku drzwiom. Oznaczało to nadejście osobistości: kardynała Visiera i Umberta D’Alaquy.

Turyński kardynał i monsignor Aubry przeprosili Sofię i Valoniego i pośpieszyli ich przywitać. Sofia poczuła szybkie bicie serca. Nie przypuszczała, że będzie miała jeszcze okazję spotkać się z D’Alaquą, a kardynalskie pokoje były ostatnim miejscem, gdzie mogła się go spodziewać. Ciekawe, czy znów potraktuje ją z chłodną uprzejmością.

– Pani doktor, skąd ten rumieniec? – mruknął Valoni.

– Zarumieniłam się? No tak, ładne rzeczy…

– Było bardzo prawdopodobne, że zaprosi D’Alaquę.

– Nie przyszło mi to do głowy.

– To jeden z dobrodziei Kościoła, zaufany człowiek. Część finansów Watykanu dyskretnie przepływa przez jego ręce. Pozwól sobie przypomnieć, co Minerva pisze w swoim sprawozdaniu: to on finansuje komitet naukowy.

– Masz rację, po prostu nie przewidziałam, że tu będzie.

– Spokojnie, wyglądasz fantastycznie. Jeśli D’Alaqua jest wrażliwy na kobiece wdzięki, skapituluje.

– Sam wiesz, że nikt nie słyszał, żeby miał jakieś kobiety. To dziwne.

– Bo czekał na ciebie.

Przerwali te przekomarzania, gdy stanął przy nich ksiądz Yves w towarzystwie burmistrza i dwóch starszych dżentelmenów.

– Chcę panom przedstawić doktor Galloni i komisarza Valoniego, szefa wydziału sztuki rzymskiej policji. Pan burmistrz, profesor Bolard i doktor Castiglia…

Wywiązała się ożywiona rozmowa na temat całunu. Sofia odsunęła się nieco, prawie nie uczestnicząc w dyskusji.

Podskoczyła, kiedy wyrósł przed nią Umberto D’Alaqua, a za nim kardynał Visier. Po kurtuazyjnym powitaniu D’Alaqua wziął ją pod ramię i ku osłupieniu niektórych gości, odprowadził na bok.