– To świętokradztwo! Bóg was za to ukarze!
– A jaką karę szykuje dla ciebie za to, że bez wiedzy papieża sprzedawałeś relikwie, by się wzbogacić?
– Jak śmiesz oskarżać mnie o coś takiego?
– Jesteś biskupem Konstantynopola, powinieneś wiedzieć, że nic, co ma tu miejsce, nie uchodzi uwagi pałacu.
Kanclerz ostrożnie wziął całun z rąk biskupa, który padł na kolana, zalewając się łzami.
– Radziłbym, Wasza Wielebność uspokoić się i zrobić użytek ze swej inteligencji, bo tej Stwórca ci nie pożałował.
Lepiej unikać konfliktów między cesarstwem a Rzymem, bo nikomu nie przynoszą one korzyści. Nie masz do czynienia jedynie z Baldwinem, stoi za nim król Francji. Przemyśl to, zanim podejmiesz jakiekolwiek kroki.
Cesarz czekał na de Molesmes’a, nerwowo spacerując po komnacie. Miał zamęt w głowie, nie wiedział, czy słuchać sumienia i pokajać się za to, że sprzeciwił się kościelnemu dostojnikowi, czy też być dumnym z tego, że zachował się, jak na cesarza przystało.
Czerwone cypryjskie wino osładzało oczekiwanie. Odprawił małżonkę i służących, i wydał strażom rozkazy, by nie wpuszczali nikogo, dopóki nie wróci kanclerz.
Kiedy usłyszał kroki, sam otworzył drzwi.
Kanclerz przybył eskortowany przez Vlada, niosąc złożony mandylion. Gdy przekraczał próg komnaty, uśmiech zadowolenia nie schodził z jego twarzy.
– Musiałeś użyć siły? – zapytał niepewnie Baldwin.
– Nie, panie. Nie było to potrzebne. Jego wielebność oddał mi relikwię z własnej woli.
– Trudno w to uwierzyć. Napiszę do papieża, choć jestem pełen obaw. Innocenty może mnie wykląć.
– Twój wuj, król Francji, nie dopuści do tego. Sądzisz, że Innocenty sprzeciwi się Ludwikowi? Nie odważy się zażądać od niego mandylionu. Nie zapominaj, że dla niego to święty całun i że teraz należy do ciebie, nigdy nie był własnością Kościoła. Możesz uciszyć głos sumienia.
De Molesmes podał tkaninę Baldwinowi, ten zaś z nabożeństwem schował ją w bogato zdobionym kufrze obok łoża i kazał Vladowi pilnować kufra, a jeśli będzie trzeba, zabić każdego, kto się do niego zbliży.
Cały dwór stawił się w bazylice Hagia Sophia. Każdy dworzanin wiedział o sporze cesarza z biskupem, nawet do prostego ludu dotarły echa zatargu władzy świeckiej z kościelną.
W piątek wierni udali się do kościoła Świętej Marii Blacherneńskiej, by pomodlić się przed relikwią, i odkryli, że skrzynia jest pusta.
Lud Konstantynopola był oburzony. Nikt jednak, komu miłe było życie, nie odważył się dać temu oburzeniu wyrazu. Mimo rozpaczy po utracie relikwii mieszkańcy imperium oddawali się swej ulubionej rozrywce – zakładom. Snuto domysły, co teraz stanie się z całunem, i przyjmowano zakłady, czy biskup stawi się na porannej sumie i czy cesarz wypowie papiestwu otwartą wojnę.
Ambasador Wenecji gładził się po brodzie, czekając na wiadomości, Genueńczyk nie odrywał oczu od drzwi. Obydwu byłoby na rękę, gdyby papież obłożył ekskomuniką cesarza, gdyż skorzystałyby na tym ich republiki. Nie było jednak pewności co do tego, czy Innocenty poważy się na ten krok.
Baldwin wszedł do bazyliki ubrany w monarszą purpurę, w towarzystwie małżonki i najwierniejszych dworskich dostojników. Orszak zamykał kanclerz Pascal de Molesmes.
Baldwin zasiadł na zdobionym złotymi i srebrnymi okuciami tronie, stojącym na środku świątyni, i popatrzył łagodnie na swych poddanych.
Wszyscy zamarli w oczekiwaniu na biskupa. Gdy w końcu się pojawił, ubrany w szaty pontyfikalne, i podszedł wolno do ołtarza, przez świątynię przebiegł szmer. Msza przebiegła spokojnie, w swym kazaniu zaś biskup nawoływał do życia w zgodzie i do przebaczenia. Cesarz przyjął komunię z jego rąk, podobnie jak cesarzowa i ich dzieci. Do ołtarza podszedł również kanclerz. Dwór pojął przesłanie: Kościół nie przeciwstawi się królowi Francji. Po zakończonej ceremonii cesarz wydał ucztę, podczas której lało się wino sprowadzone z księstwa Aten. Baldwin był w doskonałym humorze.
Do kanclerza podszedł hrabia Dijon.
– Panie de Molesmes, czyżby cesarz podjął już decyzję? – zapytał.
– W rzeczy samej, drogi książę, w rzeczy samej, cesarz udzieli wam wkrótce odpowiedzi.
– Powiedz, czego mam się spodziewać?
– Musimy jeszcze omówić parę szczegółów…
– Czego dotyczą?
– Nie bądź niecierpliwy. Ciesz się ucztą, a jutro z rana Staw się u mnie.
– Potrafisz sprawić, by cesarz mnie przyjął?
– Zanim przyjmie cię cesarz, musimy pomówić. Jestem pewny, że dojdziemy do porozumienia, które zadowoli twojego i mojego króla.
– Przypominam ci, że jako Francuz, podobnie jak ja, jesteś poddanym Ludwika.
– Poczciwy król Ludwik! Kiedy wysyłał mnie do Konstantynopola, polecił mi, bym służył jego bratankowi jak jemu samemu.
Hrabia Dijon zrozumiał, co de Molesmes chciał mu powiedzieć: bądź lojalny wobec Baldwina.
– A więc do jutra – rzucił hrabia, szukając w tłumie Marii, kuzynki Baldwina, która nader gorliwie starała się umilić jego pobyt w Konstantynopolu.
Nie świtało jeszcze, kiedy Andre de Saint-Remy wyszedł z kaplicy, za nim zaś ruszyli pozostali rycerze. Zasiedli w refektarzu, gdzie za cały posiłek posłużył im chleb i wino.
Przeor klasztoru był oschłym człowiekiem, który trzymał się z daleka od blichtru dworu, troszcząc się, by do jego zgromadzenia nie przeniknęły rozwiązłość i zamiłowanie do wygodnego życia.
Po śniadaniu bracia templariusze, Bartolome dos Capelos, Guy de Beaujeau i Roger Parker udali się do komnaty, w której pracował de Saint-Remy.
Chociaż przeor dotarł tu zaledwie parę chwil przed nimi, zdążył zniecierpliwić się czekaniem.
– Kanclerz dotychczas nie raczył mnie powiadomić, czy cesarz mnie przyjmie – zaczął zirytowany. – Zapewne z powodu ostatnich wydarzeń ma dużo zajęć. Mandylion jest w kufrze, który Baldwin postawił obok swego łoża. Jeszcze dzisiaj de Molesmes przystąpi do negocjowania ceny z hrabią Dijon. Dwór nie wie, jaki los spotkał króla Francji, choć należy się spodziewać, że lada moment przybędzie poseł z Damietty, który przyniesie złe nowiny. Zamiast czekać na wezwanie kanclerza, wybierzemy się zaraz do pałacu. Muszę oznajmić cesarzowi, że jego najdostojniejszy wuj został jeńcem Saracenów. Pójdziecie ze mną, lecz nie mówcie nikomu, co zamierzam mu powiedzieć.
Rycerze podążyli za swym zwierzchnikiem, z trudem dotrzymując mu kroku. Dotarli do dziedzińca, gdzie stajenni czekali z osiodłanymi wierzchowcami. Orszak zamykali trzej służący na koniach i trzy objuczone sakwami muły.
Gdy dojeżdżali do pałacu w Blachernos, słońce już zachodziło. Służba pałacowa nie wierzyła własnym oczom: przyjechał sam przeor komandorii z Konstantynopola. Muszą go sprowadzać ważne powody, albowiem tak świetny rycerz nie przybywałby z wizytą po zachodzie słońca.
Kanclerz pogrążony był w lekturze, gdy jeden ze służących wsunął się do komnaty, by donieść mu o przybyciu de Saint-Remy’ego i jego świty.
Niepokój ogarnął Pascala de Molesmes. Tak podziwiany przez niego Andre de Saint-Remy nie stawiałby się na dworze, nie poprosiwszy przedtem o audiencję u cesarza. Chyba że wydarzyło się coś poważnego.
Nie ociągając się, wyszedł mu na spotkanie.
– Mój przyjacielu, nie spodziewaliśmy się…
– Muszę natychmiast widzieć się z cesarzem – odparł szorstko de Saint-Remy.
– Powiedz, proszę, co się stało?
Templariusz zawahał się.
– Przynoszę wieści dla cesarza – powiedział po chwili. – Muszę porozmawiać z nim bez świadków.
De Molesmes pojął, że niczego więcej się nie dowie od tego dumnego templariusza. Mógłby co prawda oświadczyć, że Baldwin nikogo nie przyjmuje, zanim on, jego kanclerz, sam nie oceni, czy sprawa jest naprawdę pilna. Był jednak świadom, że w ten sposób niczego się nie dowie, a jeśli oczekiwanie się przeciągnie, de Saint-Remy odjedzie, nie podzieliwszy się z nikim nowinami.