– Zaczekajcie tu. Powiem cesarzowi o waszym przybyciu.
Templariusze skracali sobie czas oczekiwania cichą modlitwą. Po jakimś czasie do komnaty wszedł hrabia Dijon, który miał umówione spotkanie z kanclerzem.
– Panowie…
Templariusze zdawali się go nie dostrzegać. Hrabia zmieszał się nieco, ponieważ nie spodziewał się spotkać tu takich gości.
Po półgodzinie pojawił się kanclerz. Skrzywił się na widok hrabiego Dijon, choć spotkanie z wysłannikiem króla Francji było dla niego niezmiernie ważne.
– Cesarz przyjmie Waszą Wysokość w prywatnej komnacie. Ty zaś, hrabio, musisz zaczekać, bowiem cesarz może mnie wezwać w każdej chwili.
Baldwin siedział w komnacie sąsiadującej z salą tronową.
Nie potrafił ukryć zaniepokojenia tą nieoczekiwaną wizytą.
Przeczuwał, że templariusze przynoszą złe wieści.
– Mówcie, kawalerowie, cóż to za pilna sprawa, że nie może zaczekać do umówionej audiencji?
– Panie, musisz wiedzieć, że twój wuj, Ludwik, król Francji jest w niewoli w
Al-Mansurze – oznajmił de Saint-Remy. – W tej chwili negocjowane są warunki jego uwolnienia. Sytuacja jest poważna. Uznałem, że powinieneś o tym wiedzieć.
Cesarz pobladł. Przez parę sekund nie mógł wydusić słowa.
Czuł, jak serce łomocze mu w piersi, a dolna warga drży jak wtedy, gdy będąc dzieckiem, musiał największym wysiłkiem woli powstrzymywać łzy, gdyż inaczej ojciec ukarałby go za okazanie słabości.
Templariusz widział, co dzieje się z Baldwinem, mówił więc dalej, by dać mu czas na dojście do siebie.
– Wiem, jak bardzo wasza wysokość kocha swego wuja. Zapewniam, robimy wszystko, co w naszej mocy, by go uwolnić.
– Kiedy się dowiedzieliście? Kto wam powiedział? – bełkotał Baldwin.
De Saint Remy nie odpowiedział na te pytania, oświadczył tylko:
– Panie, doskonale znane mi są kłopoty imperium, przybywam, by oferować ci pomoc.
– Pomoc? W czym ty mógłbyś mi pomóc?
– Zamierzasz sprzedać mandylion królowi Ludwikowi. Król przysłał hrabiego Dijon, by negocjował cenę. Wiem, że święty całun jest już w twoich rękach i że kiedy dojdziecie do porozumienia, król zabierze go do Francji, by podarować go pani Blance. Genueńscy bankierzy chcą, byś spłacił długi, ambasador Wenecji zaś napisał do ciebie, wielmożny panie, że niedługo będzie gotów kupić resztki cesarstwa, i to po niezbyt wygórowanej cenie. Jeśli nie spłacisz choć części długów, ani się obejrzysz, a zostaniesz cesarzem bez cesarstwa.
Tak brutalne słowa jeszcze bardziej przygnębiły Baldwina, który nerwowo wyłamywał palce pod szerokimi rękawami purpurowej szaty. Nigdy nie czuł się tak osamotniony jak teraz. Szukał wzrokiem kanclerza, lecz templariusze uprzedzili tamtego, że chcą porozmawiać z cesarzem bez świadków.
– Co radzicie mi uczynić, rycerze? – zapytał Baldwin.
– Zakon gotów jest kupić mandylion. Już dziś możesz dostać dość złota, by pospłacać najpilniejsze zobowiązania. Genua i Wenecja dadzą ci spokój. Chyba że znów cesarstwo popadnie w długi. Jedyny warunek, jaki stawiamy, to milczenie. Musisz przysiąc na swój honor, że nikomu, nawet swemu zaufanemu kanclerzowi nie zdradzisz, że sprzedałeś płótno templariuszom. Nikt nigdy nie może się o tym dowiedzieć.
– Dlaczego żądacie dochowania tajemnicy?
– Wiesz przecież, że zawsze działamy dyskretnie. Jeśli nikt nie będzie wiedział, gdzie znajduje się mandylion, chrześcijanie unikną swarów i podziałów. Ufamy ci, twemu rycerskiemu i cesarskiemu słowu, ale w dokumencie sprzedaży zostanie napisane, że jeśli zdradzisz warunki umowy, zaciągniesz dług wobec zakonu. Zażądamy też natychmiastowego oddania złota, które jesteś nam winny.
Cesarz z trudem oddychał.
– Skąd mam wiedzieć, czy Ludwik naprawdę dostał się do niewoli?
– Wiesz przecież, że jesteśmy mężami honoru, nie zastawiamy pułapek ani nie uciekamy się do podstępów.
– Kiedy miałbym odebrać złoto?
– Natychmiast.
Andre de Saint-Remy doskonale zdawał sobie sprawę, jak wielką pokusę stanowi dla Baldwina ta propozycja. Wystarczy jedno słowo, by skończyły się jego najgorsze koszmary, jeszcze tego ranka mógłby wezwać Wenecjanina i Genueńczyka, by oznajmić im, że jest gotów spłacić długi.
– Nikt na dworze nie uwierzy, że pieniądze spadły nam z nieba.
– Powiesz im prawdę, że dostałeś wsparcie od templariuszy. Nie musisz zdradzać, za co. Pomyślą, że to kolejna pożyczka.
– A jeśli się nie zgodzę?
– Uszanujemy twoją wolę, panie.
Zapadła cisza. Baldwin zastanawiał się, czy podjął właściwą decyzję. De Saint-Remy milczał, pewny odpowiedzi cesarza, bo doskonale znał ludzką naturę. Baldwin wbił wzrok w templariusza i powiedział bardzo cicho:
– Zgoda.
Bartolome dos Capelos podał przeorowi dokument, ten zaś wręczył go cesarzowi.
– To nasza umowa. Przeczytaj i podpisz, a nasi słudzy złożą złoto tam, gdzie wskażesz.
– Więc wiedzieliście, że ustąpię? – zapytał Baldwin łamiącym się głosem.
Saint-Remy milczał, nie odrywając wzroku od cesarza. Ten zaś wziął gęsie pióro, nakreślił swój podpis i przystawił cesarską pieczęć.
– Zaraz przyniosę mandylion.
Wyszedł, jakby przeniknął przez arras, gdyż nawet wytężając wzrok, trudno było zauważyć ukryte drzwi. Po chwili wrócił i podał im starannie złożone płótno. Templariusze odwinęli fragment tkaniny, by upewnić się, czy to prawdziwy mandylion.
Na znak przeora Roger Parker, rycerz ze Szkocji oraz Portugalczyk dos Capelos, opuścili cesarską komnatę i szybkim krokiem skierowali się do wyjścia z pałacu, gdzie czekali ich słudzy.
Pascal de Molesmes, siedzący w przedsionku, widział, jak templariusze i ich słudzy wchodzą i wychodzą, nosząc ciężkie worki. Wiedział, że na nic pytanie, co zawierają. Był też zdumiony, że cesarz go nie wezwał. Kusiło go, by wślizgnąć się do komnaty, nie chciał jednak narażać się na gniew cesarza.
Kiedy wszystkie sakwy ze złotem bezpiecznie spoczęły w sekretnej skrytce w ścianie za arrasem, Baldwin pożegnał templariuszy.
Dotrzyma tajemnicy, nie tylko dlatego że dał cesarskie słowo, ale też dlatego, że bał się de Saint-Remy’ego. Przeor był pobożnym mężem, oddanym służbie Panu, jednak był człowiekiem, któremu nie zadrży ręka, jeśli będzie musiał bronić tego, w co wierzy i czemu poświęcił życie.
Gdy Pascal de Molesmes wszedł w końcu do komnaty cesarza, znalazł Baldwina zamyślonego, lecz spokojnego, jakby spadł mu z serca ciężki kamień.
Cesarz opowiedział mu, jaki los spotkał króla Francji, i wyznał, że okoliczności zmusiły go do wzięcia kolejnej pożyczki od templariuszy. Dopóki król nie odzyska wolności, opędzi się tą pożyczką przynajmniej część długów zaciągniętych u Wenecjan i Genueńczyków.
Kanclerz wysłuchał go z troską, choć przeczuwał, że Baldwin coś przed nim ukrywa.
– Co stanie się z mandylionem? – zapytał tylko.
– Ukryję go dobrze. Musi czekać na uwolnienie Ludwika. Dopiero wówczas zadecyduję, co z nim zrobić. Może to znak od Pana, że grzeszymy, kupcząc jego świętym obrazem? Wezwij ambasadorów, trzeba ich powiadomić, że oddamy złoto, które jesteśmy winni. I poślij po hrabiego Dijon, opowiem mu, jaki los spotkał króla Francji.
Andre de Saint-Remy ostrożnie rozkładał całun, patrząc na ukazujący się wizerunek ciała Ukrzyżowanego. Rycerze padli na kolana i modlili się wraz ze swoim przeorem.