– Wiemy coś o ich rodzinie w Turcji?
– Prości ludzie. Pochodzą z Urfy, niedaleko irackiej granicy. Interpol dostał od tureckiej policji wszystko, co udało im się zebrać o rodzinie Baherai. Nieliczne i niezbyt ciekawe fakty. Ojciec ma w Urfie młodszego brata, zbliża się do emerytury. Pracuje przy szybach naftowych. Ach, prawda, jest jeszcze siostra. Jej mąż jest nauczycielem, mają ośmioro dzieci. Dobrze im się wiedzie, nie byli w nic wmieszani.
Kiedy przeprowadzaliśmy wywiad środowiskowy, sąsiedzi byli zdziwieni, że o nich pytamy. Kto wie, czy nie zaszkodziliśmy tym biedakom, sam wiesz, jak szybko takie sensacje się rozchodzą.
– Coś jeszcze?
– Tak. W Turynie mieszka krewny matki, niejaki Amin, na pierwszy rzut oka wzorowy obywatel. Księgowy, od wielu lat w tej samej agencji reklamowej. Ożeniony z Włoszką, ekspedientką w butiku. Mają dwie córki, starsza studiuje, młodsza niedługo skończy szkołę średnią. W każdą niedzielę są w kościele na mszy.
– Chodzą do kościoła?
– A co w tym dziwnego, że ludzie chodzą do kościoła? Jesteśmy we Włoszech.
– A ten krewny to nie muzułmanin?
– Ożenił się z Włoszką, wzięli ślub kościelny, to znaczy, że się przechrzcił, choć nie ma o tym wzmianki w aktach.
– Sprawdź to. Dowiedz się też, czy bracia Baherai chodzili do meczetu.
– Do meczetu?
– Masz rację, jesteśmy we Włoszech. W każdym razie ktoś musi wiedzieć, czy byli dobrymi muzułmanami. Udało ci się zajrzeć na ich konta?
– Owszem. Nic ciekawego. Ten ich krewny ma przyzwoitą pensyjkę, jego żona podobnie. Wystarcza im na wygodne życie, choć spłacają raty za mieszkanie. Nie zanotowano żadnego nadzwyczajnego przelewu. Ta rodzina jest bardzo blisko ze sobą związana, wszyscy odwiedzają więźniów, przynoszą im jedzenie, słodycze, tytoń, książki, ubrania, starają się, by więzienne życie nie było dla nich zbyt ciężkie.
– Tak, wiem. Mam tu wyciąg z rejestru odwiedzin. Niejaki Amin odwiedził ich w tym miesiącu dwa razy, choć zwykle przychodził tylko raz.
– Nie wiem, czy to podejrzane.
– Musimy zbadać każdy, nawet najmniej istotny szczegół.
– Zgoda, ale nie tracąc z oczu najważniejszego.
– Wiesz, co mnie zastanawia? Że chodzi na mszę i wziął ślub kościelny. Muzułmanie nie zmieniają tak łatwo wyznania.
– Może przesłuchamy wszystkich Włochów, którzy nigdy nie przekroczyli progu kościoła? Posłuchaj, moja przyjaciółka przeszła na judaizm, bo zakochała się w Izraelczyku, kiedy była na praktykach wakacyjnych w kibucu. Matka tego chłopaka była ortodoksyjną żydówką, za nic by się nie zgodziła, żeby jej ukochany synek związał się z gojką. Moja koleżanka okazała się bardziej elastyczna, postanowiła zmienić wiarę i teraz co sobotę chodzi do synagogi. Nie wierzy w ani jedno słowo, ale i tak chodzi.
– Dobrze, to było o twojej przyjaciółce, a my tu mamy do czynienia z dwoma Turkami, którzy chcą zabić niemowę.
– Tak, ale nie mieszaj do tego ich krewniaka. Nie zrobisz z niego podejrzanego, tylko dlatego że chodzi na mszę.
Do jadalni wszedł Pietro, z zainteresowaniem nadstawiając uszu. Chwilę później zeszli na śniadanie Antonino i Giuseppe.
Jako ostatnia zjawiła się Sofia.
Minerva opowiedziała o wszystkim, czego dowiedziała się w ciągu ostatnich godzin, Valoni zalecił, by każde przeczytało kopię raportu przygotowanego przez koleżankę.
– Wnioski? – zapytał, kiedy skończyli czytać.
– To nie są zawodowi mordercy. Jeśli zlecono im tę robotę, to dlatego że mają powiązania z niemową, lub też ktoś ma do nich ogromne zaufanie – uznał Pietro.
– W więzieniu nie brak takich, którzy pocięliby go bez mrugnięcia okiem za darmo, ale zleceniodawca nie wie, jak dotrzeć do takich ludzi, a to znaczy, że nie ma kontaktów z półświatkiem, albo, jak uważa Pietro, z nieznanych nam powodów ufa braciom, którzy nie wyróżniają się niczym szczególnym. Nie robili podejrzanych interesów, nie ukradli motocykla sąsiadowi… Owszem, zamordowali jednego gościa, ale stało się to podczas pijackiej burdy.
– Dobrze, Giuseppe, mamy już dość podsumowań, może dodasz coś, czego jeszcze nie wiemy.
– Wydaje mi się, że koledzy już sporo powiedzieli – wtrącił się Antonino. – Musimy znaleźć ogniwo, które to wszystko łączy. Ktoś chce śmierci niemego, bo wie, że może nas dokądś doprowadzić. To znaczy, że doszło do infiltracji, ktoś dowiedział się o operacji pod kryptonimem „Koń trojański”, w przeciwnym razie już dawno skończyliby z niemową, oni jednak chcą go zabić właśnie teraz.
Na kilka sekund zapadła cisza.
– Kto wiedział o operacji? – zapytała w końcu Sofia.
– Dużo osób – odrzekł Valoni. – Antonino ma rację, chcą go zabić, żeby nie doprowadził nas do kogoś ważniejszego. Trzeba przyznać, że dość szybko rozpoznali nasze plany. Minervo, Antonino, chcę, żebyście znaleźli więcej informacji o rodzinie Baherai, to oni stanowią brakujące ogniwo. Muszą mieć powiązania z kimś, kto chce śmierci tego człowieka. Sprawdźcie to wszystko jeszcze raz, nie pomińcie żadnego szczegółu. Ja wracam do więzienia.
– Dlaczego nie porozmawiać z rodzicami i krewnymi braci? – zapytał Pietro.
– Natychmiast wzbudzimy podejrzenia, wypłoszymy lisa z nory. Nie możemy też wyciągnąć niemowy z więzienia, bo od razu zacznie coś podejrzewać i nie zaprowadzi nas do swojej organizacji. Musimy mieć pewność, że przeżyje, trzymać go z daleka od tych Baherai – zakończył Valoni.
– A kto się tym zajmie? – dopytywała się Sofia.
– Pewien boss narkotykowy, niejaki Frasquello. Umówiliśmy się, że komisja penitencjarna zbada jego przypadek, może uda się nieco skrócić mu wyrok. Dobrze, do roboty.
Anę Jimenez spotkali w holu. Szła do wyjścia, ciągnąc walizkę na kółkach.
– Chyba eskortujecie coś cennego, nigdy nie widziałam wszystkich państwa naraz – zażartowała.
– Wyjeżdżasz? – zainteresowała się Sofia.
– Tak, jadę do Londynu, a potem do Francji.
– Służbowo?
– Właściwie tak, służbowo. Zadzwonię do ciebie. Może będę potrzebowała twoich rad.
Bagażowy poinformował, że taksówka już czeka, Ana pożegnała się więc, posyłając im szeroki uśmiech.
– Ta dziewczyna zaczyna mi działać na nerwy – mruknęła Minerva.
– Nigdy za nią nie przepadałaś – zauważyła Sofia.
– Nie, nie zrozum mnie źle, lubię ją, nie podoba mi się tylko, że wtrąca się do naszej pracy. Po co jedzie do Londynu, a potem do Francji? Albo wie o czymś, o czym my nie wiemy, albo stara się udowodnić jedną ze swoich szalonych teorii.
– Jest bardzo inteligentna – odparła Sofia – a jej teorie niekoniecznie są takie szalone. Schliemanna też traktowano jak wariata, a jednak odkrył Troję.
– Tylko tego brakowało, żebyś robiła za jej adwokata.
W każdym razie niepokoi mnie ten wyjazd do Londynu. Nie wiem, czego ona szuka, ale na pewno ma to coś wspólnego z całunem turyńskim. Zadzwonię do Santiaga.
Strażnik przyjął pieniądze. Była to duża suma, za tak nieskomplikowane zadanie – po prostu nie domknął drzwi dwóch cel. W jednej siedział niemy więzień, w drugiej bracia Baherai.
Zwyczajnie zapomniał przekręcić klucz w zamku. Zdarza się.
W więzieniu panowała cisza. Upłynęły dwie godziny, odkąd więźniowie położyli się spać. Korytarze były słabo oświetlone, strażnicy drzemali.