Выбрать главу

- Słuchaj, air condition działa w zamkniętym obiegu. Może byś przestał kurzyć?

- Dobra. - Wstał jednak. Nalał sobie nową szklaneczkę ginu. - Masz jakieś halucynacje?

- Tak! - Zrobiła niby to groźną minę. - Śni mi się, że siedzę obok faceta, który wali dwieście na godzinę po wąskiej drodze, który chciał mnie utopić na Mazurach przy ośmiu w skali Beauforta, który jest alkoholikiem, nałogowym palaczem, militarystą, który zamienił nasze gniazdko, naszą śliczną chałupkę, w silnie broniony bunkier. Stal, szkło, aluminium, aseptyka. Nie można kroku zrobić, żeby nie potknąć się o jakieś elektroniczne urządzenie. Nawet w NASA tyle nie mają. - Odetchnęła głęboko. - A teraz najgorsze: śni mi się, że jestem z nim z własnej woli!

Tylko machnął ręką.

- Bardzo śmieszne... A widzisz tego pajączka na ścianie?

- Widzę - Mariola była zgodliwa.

- To do chrzanu. W takim razie to nie halucynacje.

- A widzisz tego ptaszka? - teraz ona spytała.

- Jezu, jakiego ptaszka? - Spojrzał we wskazanym kierunku. - Nie widzę.

- Halucynacje! - krzyknęła przerażona. - Albo ty, albo ja.

Wytrzeszczył oczy.

- No, nie widzę!

Podbiegła do ściany, gdzie wisiał awangardowyobraz.

- No ten. Nie widzisz?

O mało nie zemdlał.

- A ja myślałem, że chodzi o żywe stworzenie... - Zdjął obraz ze ściany i obracał najpierw na bok, a potem do góry nogami. - Zresztą skąd mam wiedzieć, że to ptaszek. To może być byle co.

Przerwały im dźwięki symfonii Wagnera płynące z ogromnych głośników ustawionych wokół.

- Odbierz, jeden - powiedział Staszewski.

Malutkie urządzenie, które Sławek miał zawieszone na małżowinie usznej, najwyraźniej rozumiało ludzką mowę. Przełączyło sygnał z komórki wprost do ucha i powiedziało mu, kto dzwoni.

- Witam, pani Elu.

- Dzień dobry, panie Sławku. Niestety, nie mam dobrych wiadomości z SWD.

- Nie znaleźli tych dwóch od mercedesa?

- Znaleźli. Niestety, w stanie nieświeżym.

- O, szlag! - Szamotał się z obrazem, żeby go umieścić z powrotem na ścianie. - Jak ich zabili?

Słuchał jeszcze przez dłuższą chwilę, potem klepnął się w policzek, żeby urządzenie nad uchem rozłączyło telefon. Mariola spojrzała na Sławka z uwagą.

- Bardzo źle?

- Bardzo.

* * *

Borowicz i Wasiak dotarli do gruzowiska przed Dworcem Głównym. Zaszyli się w ruinach hotelu, żeby oczyścić ubrania. Z trudem, przy pomocy gazety otrzepali się wzajemnie z pyłu i kurzu. Ostrożnie przeszli przez plac, po którym kręciło się wiele patroli. Z bunkra pod placem sączył się ohydny zapach stęchlizny, betonowy basen przeciwpożarowy cuchnął jeszcze bardziej. W przytłaczającym swym ogromem hallu dworca zaczęli szukać placówki służby ochrony kolei. Znaleźli błyskawicznie - tuż przy wejściu do tunelu pod peronami. Pierwszy wszedł Wasiak.

- Milicja Obywatelska. - Pokazał legitymację. - Ochraniam kapitana UB z Warszawy. - Wskazał Borowicza. - Musimy szybko napisać raport dla komendy wojewódzkiej.

Sokista zerwał się na równe nogi i zasalutował. Borowicz łaskawie skinął głową.

- Towarzyszu - ciągnął Wasiak - czy macie maszynę do pisania i papier?

- Maszyna jest. Ale niemiecka.

- Wystarczy. A macie zaufanego człowieka, który zaniesie raport na komendę? Bo my musimy jechać dalej. Obywatel kapitan ściga bardzo podejrzanego...

- Nie mów nic więcej - przerwał mu Borowicz. - Sprawa poufna.

- Tak jest, obywatelu kapitanie! - Wasiak zwrócił się znowu do sokisty: - Musicie opuścić posterunek. Raport jest ściśle tajny.

Włączył się Borowicz:

- Stańcie przed drzwiami i pilnujcie, żeby nikt nie wchodził. No chyba że inni towarzysze z UB. Jest nas tu sporo.

Sokista strzelił obcasami, nawet dość prawidłowo, musiał przed wojną służyć w wojsku. Lekko przerażony wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Borowicz zajął miejsce i spokojnie wkręcił czystą kartkę. Dopił resztkę kawy, która stała na biurku.

- O, nawet dobra - zdziwił się. - Nie to co te amerykańskie barwione siki.

- Może jeszcze przedwojenna? - zaciekawił się Wasiak.

- Ciiii... bo nas «towarzysze z UB» usłyszą - zażartował Borowicz.

- Ta. - Wasiak przejrzał się w lśniącej metalowej powierzchni jakiegoś urządzenia. - «Towarzysze», czyli ja i moje odbicie w lustrze.

Klawisze wydawały głuchy odgłos. I choć maszyna była bardzo dobrej jakości, to taśma z tuszem zdradzała swoje pochodzenie - ersatz-produkcja z ostatnich miesięcy wojny. Borowicz musiał co chwilę cofać wałek i poprawiać jakieś litery. Nie przeszkadzało mu to. W AK podrabiał niemieckie dokumenty i pieczątki. Był w tym dobry. A teraz to po prostu łatwizna. Szybko stworzył kilka pism. Otworzył szufladę i opatrzył każde taką ilością pieczątek, ile ich znalazł. Niektóre lekko zmodyfikował, podkładając papier pod połowę odbicia, żeby nie było adresu jednostki, która wydała dokumenty. Zostawał sam nagłówek.

- Teraz ty - powiedział Borowicz. - Masz ołówek?

- A nie lepiej, żebyś ty napisał na maszynie? Ja kiepsko piszę.

- I właśnie o to chodzi. O twój charakter pisma i sposób formułowania myśli.

Podał mu kartkę papieru i kopiowy ołówek. Wasiak popluł solidnie i zaczął w mękach tworzyć list do komendanta, w którym opisywał, jak to ściga samotnie groźnego przestępcę, i prosi, żeby obstawić dworzec w Krakowie, tam go wspólnie zwiną. Całość ozdobił starannym podpisem.

Borowicz złożył list w zgrabny trójkąt. Otworzył drzwi i podał «raport» sokiście.

- Zmieniliśmy decyzję. Najpierw musi to zobaczyć komendant w Opolu. Gdy przeczyta, to odeśle do Wrocławia. Możecie kogoś zaufanego z tym wysłać?

- Tak jest!

- Dobrze.

Nie zwracali więcej na niego uwagi. Szybkim krokiem przemierzyli hall w poszukiwaniu dyrekcji. Ktoś powiedział, że to w innym budynku. Wyszli więc na zalany słońcem plac.

- Szlag! To jest jak labirynt. Albo jakiś pałac.

- Nie bój się. Zobaczysz jeszcze większe dworce.

Podeszli do człowieka, który stał na trawniku oparty o motykę i zamyślony patrzył gdzieś w dal.

- Przepraszam najmocniej - zaczął Borowicz. Ale nie dane mu było skończyć.

- Tam. - Mężczyzna w filozoficznym nastroju nawet nie odwrócił wzroku. Pokazał palcem.

- Skąd pan wie, o co pytamy?

- Wszyscy pytają. Kolejka na jakieś dwa dni stania.

Wasiak zainteresował się nagle:

- A czemu pan tak tu stoi?

- Pielić kazali, ale tu nie ma chwastów.

Odwrócił leniwe spojrzenie.

- To co pan robi?

- Czekam na chwasty. - Znowu przeniósł wzrok na jakiś punkt w dalekiej przestrzeni. - Aż wyrosną - wyjaśnił.

- Chodź - ponaglił Borowicz Wasiaka. - Nie mamy czasu.

Z trudem przedarli się przez zbity tłum. Nie było czym oddychać. Tylko dzięki sile i bezwzględności Wasiaka dopchali się do sekretariatu.

- Pan dyrektor nie przyjmuje nikogo! - wrzasnęła na ich widok sekretarka.

- Milicja. - Znowu nastąpiło okazanie legitymacji.

- Kontroler służby ochrony kolei. - Borowicz pokazał stworzony przed kilkoma minutami papier.

Sekretarka natychmiast spuściła z tonu. Wasiak oparł się o parapet. Żeby być w porządku względem władzy, kobieta musiała się do niego odwrócić przodem, a tyłem do biurka. I o to chodziło mniej więcej. Mieli wszystko umówione wcześniej.

- Czy były wśród sokistów próby agitacji antykomunistycznej? - Wasiak bezbłędnie udawał enkawudzistę. Zbyt wielu ich widział w życiu. Zdążył wszystko zaobserwować.