Towarzyszące im kobiety były… adekwatne. Długonogie (w czym nie ma nic złego), ładne (i bardzo dobrze), o oczach pustych i błyszczących jak bombki choinkowe. Były zabawkami i całkowicie je to urządzało. Z nudów otwierały butiki (sklep to interes, butik – kaprys), całe dnie spędzały w fitness clubach, popijając herbatki ziołowe i ćwicząc na egzotycznych sprzętach; zdobywały nikomu niepotrzebne wyższe wykształcenie na płatnych studiach (szczególną popularnością cieszyła się psychologia i management).
Mówcie, co chcecie, ale to byli nasi!
Feliks poprowadził nas przez salę (zauważyłem, że kelnerzy na jego widok jeszcze bardziej się prostują, choć wydawałoby się to niemożliwe), potem korytarzem obok kuchni, gdzie huczało i szumiało, gdzie unosiły się wspaniałe aromaty, i schodami na pierwsze piętro (służba przywierała do ścian, przepuszczając nas). Restauracja przypominała szkatułkę z podwójnym dnem, w której schowano znacznie więcej, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.
W końcu Feliks otworzył wysokie dwuskrzydłowe drzwi i wprowadził nas do gabinetu – znacznie mniej pompatycznego niż restauracyjna sala. Biurko było zawalone papierami, krzesło z twardymi poręczami i wysokim oparciem, ale dla foteli w stylu empire i owalnego stołu również znalazło się tu miejsce.
– Siadajcie. – Feliks wskazał krzesła i nacisnął przycisk w biurku. Kilka chwil później do gabinetu zajrzał kelner, najwyraźniej czekał pod drzwiami. – Dla młodych ludzi proszę przynieść porządną kolację. Canneloni z indykiem, baranie żeberka z fasolą… zupę… – Feliks popatrzył na nas uważnie i zadysponował: – Zupę cebulową dla obu. I dla nas wszystkich grzane wino.
– Grzane wino już niosą – odparł z godnością kelner. – Na dworze bardzo się ochłodziło, panie dyrektorze.
– A do rana zasypie drogi – przyznał Feliks. – Widzieliśmy krakena na brzegu. Poślij kogoś na policję, może uda się kupić macki.
– Wyślę Friedricha. – Kelner skinął głową.
To chyba nie był szeregowy pracownik. Może kierownik zmiany, kierownik sali, czy jak się u nich nazywa. Zauważyłem też, że na Kotię spojrzał niemal obojętnie, za to na mnie z wyraźnym szacunkiem. Czyżby naprawdę coś wyczuł?
Drugi kelner przyniósł nam grzane wino na tacy – duże pękate kubki i dzban zawinięty w ręcznik.
Kelnerzy wyszli, zostaliśmy sami. Z przyjemnością upiłem łyk gorącego wina. Po dwudziestu minutach podróży w saniach nie można było wymyślić nic lepszego. A potem spytałem:
– Feliksie, kim jesteś?
– Funkcyjnym. Restaurator funkcyjny.
– Coś w rodzaju kucharza? – zapytał Kotia.
– Gotować również umiem – przyznał cierpko Feliks. – Ale ja odpowiadam za restaurację jako całość. Wystrój wnętrz, personel, kuchnia…
– Wystrój… – powiedział w zadumie Kotia. – Rozumiem.
– Mnie też się nie podoba – odparł spokojnie Feliks. – Ale podoba się gościom, ku mojemu ogromnemu żalowi. No więc, panowie, postaram się odpowiedzieć na wszystkie wasze pytania. Nasza szanowna Róża ma skłonności do ubarwiania faktów. Kiryle, jesteś funkcyjnym.
– Funkcja to termin matematyczny – powiedziałem.
– I cóż z tego? Określenie „funkcyjny” najlepiej oddaje istotę rzeczy. Zostaliśmy przyporządkowani do tej czy innej funkcji. Są funkcyjni sprzedawcy, lekarze, właściciele hoteli lub restauracji.
– Służba – podsunął Kotła.
– Właśnie. – Feliks skinął głową. – Jeśli cię to obraża, możesz nazywać się mistrzem, wiele osób tak właśnie robi. Ale w moim odczuciu mistrz to człowiek, który samodzielnie osiągnął sukces. Nasza sytuacja jest nieco inna, nasze zdolności zostały nam dane z góry. Nie pytaj mnie, kto nam je dał, bo nie wiem. Każdy przeszedł przez to samo: człowieka zaczynają zapominać znajomi i krewni, jego dokumenty znikają, jego miejsce w rodzinie i w pracy zajmuje ktoś inny. A gdy człowiek już sięgnie dna, gdy nie ma się gdzie podziać, przychodzi do niego goniec albo listonosz – jednym słowem, zostaje gdzieś wezwany. Miejsce, do którego przychodzi, staje się jego nowym miejscem pracy. My nazywamy to miejsce funkcją. Funkcją Róży jest jej hotel. Moją ta restauracja. Twoją, jak rozumiem, przejście między światami.
Skinąłem głową.
– W zamian za usunięcie z własnej rzeczywistości otrzymujesz bardzo długie życie. – Feliks napił się wina. – Nie mówię „nieśmiertelność”, bo chociaż się nie starzejesz, możesz zostać zabity albo popełnić samobójstwo. Stajesz się okazem zdrowia i masz niesamowitą zdolność regeneracji. Musisz jednak pamiętać, że im dalej jesteś od swojej funkcji, tym mniejsze są twoje zdolności. Na twoim terytorium jesteś praktycznie nieśmiertelny. Sądzę, że nawet gdyby obcięto ci głowę, przyrosłaby. A tutaj? Prawdopodobnie można by cię zabić strzałem w serce. Albo kilkoma strzałami.
Ciekawe, zawsze wiedziałem, że można mnie zabić strzałem w serce i jakoś do tej pory się tym nie przejmowałem. A teraz zrobiło mi się przykro.
– Umiesz odróżniać funkcyjnych od zwykłych ludzi. Zaczekaj, nie protestuj, to przyjdzie z czasem. Rozumiesz wszystkie języki, ale jedynie do pewnej odległości od swojej funkcji. Miejsce, w którym mieszkasz i pracujesz, szybko zacznie urządzać się według twojego gustu. Ale nie otrzymasz żadnych przedmiotów luksusu, żadnych pieniędzy czy kosztowności. Niestety, również żadnego jedzenia czy namiętnych hurys. I to chyba wszystko, co się tyczy ogólnych zdolności funkcyjnych. Są też specjalne. Ja na przykład wiem, kogo i czym karmić. Nie uśmiechajcie się, zaraz się o tym sami przekonacie. Róża utrzymuje swój hotel w idealnym stanie, a ty prawdopodobnie wyczujesz przemyt, a w razie potrzeby możesz walczyć i zwyciężysz. Rzecz jasna, daleko ci do policjanta funkcyjnego, ale… A jakie cuda potrafi czynić lekarz funkcyjny! I to chyba wszystkie pozytywy. A nie, zaczekaj! Możesz również wędrować miedzy światami. Ile światów łączy twoja funkcja?
– Na razie dwa. Ale wydaje mi się, że będzie ich pięć.
– Doskonale. Zatem masz do wyboru pięć światów i do nich możesz wyruszyć. Pamiętaj jednak, że twoje specjalne zdolności znikną, gdy oddalisz się od swojej wieży na dziesięć, piętnaście kilometrów. Możesz też skorzystać z cudzych przejść.
– Skoro są plusy, powinny być również minusy – powiedziałem.
– Zgadza się. Minus jest jeden: już zawsze będziesz zajmował się jednym i tym samym. Jeśli jesteś leniem, pewnie zdołasz sprawić, by twoja praca nie była zbyt uciążliwa – jak to zrobiła Róża – ale nie zdołasz się od niej całkowicie uwolnić. Jeśli odejdziesz od swojej funkcji daleko i na długo, staniesz się zwykłym człowiekiem.
– To nie taki znowu straszny minus – mruknął Kotia. – I tak wszyscy jesteśmy ludźmi. A być przez sto lat nietykalnym supermanem i nie musieć się martwić o chleb powszedni – coś takiego nie każdemu jest dane. Czy ja mógłbym zostać funkcyjnym?