Выбрать главу

Obok niego znany deputowany o patriotyczno-opozycyjnych poglądach. On też się uśmiechał, ale jemu wychodziło to znacznie lepiej. Patrząc na jego serdeczny uśmiech, aż chciało się wstąpić z nim do jednej partii i ramię w ramię troszczyć się o naród.

Ale ci dwaj to jeszcze nic, przecież właśnie czegoś podobnego się spodziewałem.

Trzecią osobą była Natalia Iwanowa.

Cała i zdrowa, skinęła mi uprzejmie głową. Tylko jej spojrzenie – czujne i baczne – nie pasowało do powitalnego uśmiechu.

W duchu podziękowałem Kotii, że w samą porę podzielił się ze mną swoim domysłem.

– Cześć, Natasza – powiedziałem, pochyliłem się i cmoknąłem ją w policzek. – Cieszę się, że cię widzę w dobrym zdrowiu.

Do polityka wyciągnąłem rękę, wymieniliśmy mocny uścisk dłoni. Komika, jeśli mam być szczery, miałem ochotę grzmotnąć nadmuchiwanym młotem albo cisnąć mu w twarz kremowy tort. Ale ograniczyłem się do skinienia głową i maksymalnie serdecznego uśmiechu.

Natalia przyglądała mi się uważnie. W jej oczach coś się topiło, przerabiało, przełączało, na pierwszy plan wysuwała się serdeczność i aprobata – zobaczyłem nawet wesołe zmarszczki w kącikach jej oczu (choć zwykle takie zmarszczki pojawiają się u wytrawnych kanalii w wieku trzydziestu, trzydziestu pięciu lat). A napięcie chowało się, wycofywało z jej oczu, zajmując pozycję gdzieś w okolicy duszy.

Ale ze mnie idiota!

Przecież dopiero co Kotia mi radził: udawaj głupiego! A ja już wykazałem się nadmierną bystrością – nie zdziwiłem się, że Natalia żyje.

– Nie masz do mnie żalu, Kirył? – Natalia również pochyliła się w moją stronę, dotknęła mojego policzka suchymi, gorącymi wargami. Od jej powitania powiało chłodem.

– No coś ty! – zmuszając się do śmiechu, skinąłem komikowi głową, jakbym zachęcał go do podzielenia mojej wesołości. – Co ja, głupi jestem? Kto by odmówił czegoś takiego! I przecież gdybyś mi wszystko wyjaśniła, to ja…

– Nigdy niczego nie wolno wyjaśniać. – Natalia zredukowała swoją fałszywą serdeczność. – Możemy wejść?

– Oczywiście. – Cofnąłem się z przejścia, przelotnie zauważając zaparkowane nieopodal samochody i kilku barczystych ludzi otaczających wieżę. Polityk, Natalia i komik weszli i zatrzymali się na widok Kotii. – Odwiedził mnie przyjaciel… Pomyśleliśmy, że się napijemy piwa…

Natalia popatrzyła uważnie na Kotię. Mój przyjaciel stanął niemalże na baczność i wypalił:

– Czagin, Konstanty Igoriewicz! Dwadzieścia pięć lat! Zwolniony z wojska z powodów zdrowotnych! Dziennikarz!

– Jaki znowu dziennikarz? – zapytała z pogardą Natalia.

– Sensacjonista!

– To u ciebie Kirył nocował?

– Tak jest – przyznał ochoczo Kotia. – Tylko ja nie pamiętam, wszystko zapomniałem, a potem poznaliśmy się na nowo. Proszę nie myśleć, że ja tu jestem służbowo. Wyłącznie po przyjacielsku! Nie chciałbym, żeby Kiriucha miał kłopoty.

– Uważaj, żebyś ty nie miał kłopotów. – Natalia najwyraźniej podjęła jakąś decyzję dotyczącą Kotii. – Oczywiście, możecie się przyjaźnić. Przyjaźń to ważna rzecz.

– Stary przyjaciel nie zepsuje bruzdy – powiedział ochryple komik i zerknął z nadzieją na Natalię, potem na polityka.

Natalia go zignorowała, polityk skrzywił się i rzekł:

– Żenia, nie jesteś w pracy…

– Zdawało mi się, że to zabawne! – powiedział humorysta wyzywająco i wzruszył ramionami. – Każdemu się może zdarzyć!

– Lepiej poznajmy się z młodym człowiekiem – rzucił pojednawczo polityk. – Bo już widzę, co on o nas myśli… Komisja, inspekcja… jak ja nienawidzę biurokracji!

– Ja was znam… z widzenia – mruknąłem. – Pan…

– Po prostu Dima. – Polityk rozłożył ręce. – Żadnych ceremonii, sami swoi! Kirył, Żenia, Dima… e… Kotia, Natasza. Urządzasz się, Kirył?

– Powolutku – powiedziałem. Usiłując nie patrzeć na Nataszę i robiąc speszoną minę, zagaiłem: – Z pieniędzmi trochę cienko. Mieszkanie wprawdzie jest, ale trzeba przecież coś jeść. No i telewizor by się przydał, żeby nie oderwać się od życia w kraju.

Polityk skinął głową i popatrzył na Natalię; ta stała na schodach, uważnie oglądając pierwsze piętro wieży.

– Natasza… – odezwał się. – Nie macie zwyczaju wypłacania zwrotu kosztów za przeprowadzkę? Zanim człowiek przystąpi do pracy…

Dziwne stosunki panowały w tej trójce. Komika od razu zaklasyfikowałem jako osobnika nieszkodliwego i wziętego „dla towarzystwa”, ale kto był tutaj główny, Natalia czy Dima, nie mogłem zrozumieć.

– Zaraz dam. – Natalia skinęła głową. – Kirył, drugie piętro się otworzyło?

– Kuchnia i łazienka.

– Doskonale. – Natalia podeszła do mnie. Patrząc mi prosto w oczy, po omacku wyjęła z torebki grubą paczkę błękitnych banknotów. – Setka ci wystarczy?

Kotia klasnął językiem i szepnął:

– To spory metraż…

– Chłopaki, nie bądźcie bezczelni. – Natalia uśmiechnęła się i włożyła mi pieniądze w rękę. – Jakie drzwi się otworzyły?

– Do Kimgimu – powiedziałem. – Jako pierwsze. A dzisiaj rano… O, te.

Rzecz jasna drzwi interesowały ich znacznie bardziej niż moja osoba. Kilka chwil później cała trójka dreptała już po piasku. Na ich twarzach malowało się zadowolenie. Komik nawet pobiegł do wody, zamoczył dłonie i wrócił, głośno, z teatralną intonacją deklamując:

Zima! A chłopi już triumfują,

A ja na Malcie, mnie po chu…

Natalia westchnęła, lecz nic nie powiedziała. Polityk rozluźnił węzeł krawatu. Zdjął białą marynarkę i przerzucił przez rękę.

– Lubię morze – powiedział. – Wspaniale, Kirył. Do tej pory w Moskwie było tylko jedno wyjście nad morze. W Kapotni, masz pojęcie?

– A ile jest wszystkich wież w Moskwie?

– To nie zawsze są wieże, w Kapotni jest piwnica. Siedemnaście przejść celnych.

Zerknąłem na komika – obchodził wieżę dookoła, dotykał ścian, nawet je kopał, jakby sprawdzając wytrzymałość.

– To rzeczywiście Malta? – spytał w końcu.

– To bardzo daleko od naszej Ziemi – wyjaśnił spokojnie polityk. – Nie w kilometrach, po wachlarzu. To nie Kimgim, tutaj są zupełnie inne kontynenty. I nie ma ludzi.

– Kurort.

– Właśnie. Będziesz się cieszył popularnością, Kirył.

– Nie pomyliliśmy się co do ciebie – przyznała Natalia. – No cóż, Kiryle. Gratuluję. To dobre drzwi. Zresztą, już to zrozumiałeś.

Podążyłem za jej spojrzeniem i zobaczyłem zostawione na piasku dwie butelki piwa i torebkę orzeszków. I nie tylko ja. Polityk podszedł do miejsca pikniku, podniósł dwie butelki, otworzył jedną o drugą i napił się.

Kupiło ich to morze. Rozluźniło. Widocznie bardzo chcieli mieć do tego świata jeszcze jedno wejście.

– Od czego zależy, dokąd otwierają się drzwi? – zapytałem.

– Od celnika – wyjaśniła Natalia po chwili wahania. – Otwierasz drzwi do tych światów, które są ci najbardziej bliskie.

– A ile jest wszystkich światów? – zapytał stojący z tyłu Kotia.

Tym razem Natalia wahała się dłużej, ale jednak odpowiedziała:

– My znamy dwadzieścia trzy. Te, do których przejścia otwierają się stale… choć niemal połowa tych światów nie jest nikomu potrzebna. Krążą plotki o światach, do których przejścia otwierały się nieregularnie. Być może to tylko plotki. Niektóre światy są spotykane częściej, inne rzadziej.

– Kimgim często, tak? – domyśliłem się.

– To popularny świat – przyznała Natalia. – Nawet wykorzystuje się go w charakterze „międzylądowania”, żeby dostać się do rzadszego świata. Dobrze, skoro już zaczęły się pytania, pytaj dalej. Odpowiem.