Выбрать главу

I to było jeszcze straszniejsze niż kinowe potwory.

– Funkcyjny policjant – powiedziałem.

– Domyśliłem się – odparł cicho Kotia. – Może niepotrzebnie go wpuściłeś?

– Przecież ta dziewczyna usiłowała cię zabić!

– To co? A teraz nie ma żadnych szans.

– Ja też nie miałem. Gdybym go nie przepuścił, wszedłby sam.

– Przecież jesteś na swoim terytorium – przypomniał Kotia. – W trakcie pełnienia funkcji, że tak powiem!

Może miał rację. Może mógłbym stawić opór sympatycznemu policjantowi. Pod jego nogami pękałby parkiet, to znaczy, przepraszam, deski, na jego głowę spadałyby różne belki i stropy… W domu funkcyjnego zapewne pomagają mu nawet ściany. Moje poodrywane ręce i nogi zapewne przyrastałyby błyskawicznie. Byłbym szybki, diablo silny i w efekcie pokonałbym policjanta.

Tylko po co?

– Po co? – zapytałem. – Po co miałbym go zatrzymywać? On ściga bandytkę!

– Damę!

– Bandytkę!

Popatrzyłem na przyjaciela i powiedziałem szczerze:

– Kotia, on mi się nie spodobał. Jeśli mam być szczery.

Kotia od razu przestał mnie atakować. Zdjął okulary, potarł je brzegiem nieświeżej chusteczki do nosa i niechętnie powiedział:

– Mnie też. I ta dziewczyna też mi się nie podoba. Ale poszczuć na nią policjanta to, to samo, co szczuć owczarka na bolończyka.

Rozłożyłem ręce.

– Kotia, a czym ten bolończyk myślał, gdy zaczynał ujadać? Chodź, dopijemy piwo.

– Jesteś w stanie pić piwo, gdy gdzieś tam zabijają kobietę?! – zawołał Kotia.

– A ty?

Kotia zastanowił się i ze smutkiem przyznał:

– Jestem. Na tym świecie ciągle ktoś kogoś zabija. Czy z tego powodu mam umrzeć z pragnienia?

13.

Są czynności, które ciężko wykonywać, gdy człowiek na coś w napięciu czeka. Nie, nie, seks do nich nie należy!

Ale wyobraź sobie, że twoja ukochana dziewczyna długo nie wraca. Robi się późno, ona nie ma przy sobie telefonu, a wasza dzielnica zasłużenie cieszy się złą sławą. W dodatku nie wiesz, z której strony przyjedzie, i nie możesz wyjść po nią na przystanek. Możesz tylko siedzieć w domu i czekać.

Można obniżyć nieco dramaturgię sytuacji. Wyobraź sobie, że kaloryfery powoli acz nieuchronnie zalewają ci mieszkanie wrzątkiem. A wezwane pogotowie hydrauliczne ciągle się nie pojawia.

Czy można w takiej sytuacji czytać pasjonujący kryminał, pić piwo albo oglądać komedię? No właśnie, nie da się. Na szczęście, jest kilka innych sposobów zabicia czasu w takiej sytuacji: klejenie plastikowego modelu czołgu, pogaduszki na forum w Internecie, haft krzyżykowy. Czyli to, co zajmuje ręce, nie obciążając mózgu.

– Nie mogę pić – powiedział Kotia, odstawiając butelkę.

Ja też nie mogłem. W dodatku piwo zrobiło się ciepłe, orzechy i chipsy nieświeże, a piękny morski krajobraz przestał cieszyć. Najwyraźniej organizm nie był zachwycony tymi skokami z zimy w lato.

– Ein-zwei-polizei. – Kotia popatrzył tam, gdzie pobiegł Chajes. – Kirył, wiesz, że zacząłem odróżniać funkcyjnych od zwykłych ludzi?

– Jak? – zainteresowałem się. – Widzisz aurę?

– Jaką aurę? E tam, to bajki… Po prostu patrzę na człowieka i wiem, że jest funkcyjnym. Właśnie, ta baba wydała mi się podejrzana pod tym względem.

Nie spierałem się, bo jak tu się spierać z człowiekiem, który nie umie niczego wyjaśnić, tylko mówi: „Patrzę i wiem”?

Przez pewien czas leżeliśmy na piasku, grzejąc się i opalając. Moskiewska jesienna wilgoć, która już zdążyła wpełznąć do organizmu, odchodziła niechętnie. Przypomniałem sobie czyjąś wypowiedź, że gdyby Piotr I przeniósł stolicę Rosji nie nad Morze Bałtyckie, lecz nad Morze Czarne, to życie w Rosji potoczyłoby się zupełnie inaczej. Westchnąłem. Coś w tym było. Co Piotra Wielkiego pociągało w tym zimnym, mokrym brzegu Bałtyku? Ale, ale, może za jego czasów na miejscu Petersburga stała jakaś wieża? I władca mógł spokojnie przenosić się nad ciepłe morze?

Nie, bzdura. Przecież najpilniej strzeżona tajemnica ma określony termin ważności, od czasów Piotra informacje o funkcyjnych musiałyby się przesączyć.

– O, policjant leci – powiedział Kotia.

Usiadłem, osłoniłem oczy dłonią. Miałem dosyć słońca, najwyższa pora wracać do Moskwy. Policjant faktycznie biegł z powrotem tym samym swobodnym, pięknym krokiem. W świecie ludzi tak biegają jedynie jacyś tam Masajowie i Etiopczycy.

Biegł sam.

– Zabił ją – szepnął z jawną wrogością Kotia. – Skręcił jej kark i zostawił w dżungli, żeby umarła.

Dlaczego akurat miałby jej skręcać kark? Pewnie Kotia sam nie wiedział, ale dzięki swojemu kretynizmowi obraz ożył. Oczami wyobraźni zobaczyłem, jak Chajes dogania dziewczynę, ta zaczyna biec jeszcze szybciej, grzęźnie w piasku, chwyta się lian, ogląda się, przerażona krzyczy, w końcu potyka się i pada twarzą w kałużę. Chaj przyciska kolanem jej plecy, szarpie za włosy, łamiąc kręgi szyjne, wyciąga swoją ofiarę z błota i porzuca, żeby umarła – jeszcze żywą, ale już sparaliżowaną, niezdolną do poruszania rękami czy nogami, niezdolną nawet do krzyku. Głupia dziewczynka, która ośmieliła się podnieść rękę na władzę złych funkcyjnych, leży teraz pod palmami i patrzy w wysokie niebo. Po jej twarzy idzie właśnie mały krab, dociera do oczu, maca je wąsikami i unosi małe, ostre kleszcze, przypominające nożyczki do manikiuru.

– Tfu, na pasa urok! – mówię. – Powinieneś pisać kronikę kryminalną, a nie pornosy!

– Czasami piszę – mówi ze smutkiem Kotia.

Chaj był coraz bliżej. Pomachał nam ręką, zwolnił, i znowu zaczął iść. Nie zasapał się, nie spocił i w ogóle nie sprawiał wrażenia człowieka, który właśnie pokonał dziesięć kilometrów. Ale minę miał zirytowaną.

– Czekamy czterdzieści pięć minut – stwierdziłem, zerkając na zegarek.

– Myślałem, że szybciej się uwinę – powiedział Chaj. Usiadł obok nas, wziął butelkę piwa, przycisnął do ust. Wypił całą jednym tchem, otarł pianę z ust i uśmiechnął się krzywo. – Udało jej się, zarazie!

– Co też pan mówi?! – zawołał radośnie Kotia. Na jego twarzy wykwitł uśmiech, bo policjant mówił teraz po rosyjsku.

– Dobrze biega – wyjaśnił Chaj. – Widziałem ją, ale zrozumiałem, że dogonię zbyt późno.

Jakby coś pstryknęło w mojej głowie.

– Dogoniłby ją pan tam, gdzie znikną pańskie zdolności?

– Właśnie – przyznał z goryczą Chaj. – Od mojego posterunku do twojej wieży jest pięć i pół kilometra. Dogoniłbym ją dziesięć kilometrów stąd, a tam już stałbym się zwykłym człowiekiem. A ona trenowała, uczyła się zabijać. Jej nawyki nie przepadną.

– A to, że to różne światy, nie ma znaczenia? – zapytałem.

– Nie. Liczy się odległość od punktu przejścia.

– Że też jej się udało? – powiedział z udawanym współczuciem Kotia. Zabrzmiało to tak fałszywie, że aż zacząłem się obawiać, że policjant da mojemu przyjacielowi w pysk. – Ajajaj! Niby zwyczajna dziewczyna…

– Zwyczajna? – Chaj się roześmiał. – Jest takim samym funkcyjnym jak ja czy twój przyjaciel. Tylko że ona zdradziła swoją funkcję. – Widząc nasze zdumienie, wyjaśnił: – Porzuciła swoją funkcję i odeszła! No dobrze, nikt jej nie zmusza, ale po co teraz mąci wodę? Organizuje grupy oporu, podrywa ludzi do walki przeciwko nam. Czy to nie głupota?

– A skąd ona w ogóle pochodzi? – zainteresował się Kotia.

Oho, coś mi się zdało, że za bardzo się zainteresował. Widocznie wczorajsza dziewczyna „z takim tyłeczkiem” przestała być dla niego atrakcyjna, gdy wyszło na jaw, że wciągnęła nas w pułapkę. A natura nie lubi pustych miejsc.