– Mam kilka pomysłów – powiedział Barney jak gdyby nigdy nic, z ledwo widocznym uśmiechem na twarzy.
– Jakich pomysłów? To znaczy, że wiesz, gdzie jest?
– Myślę, że tak.
– Więc co zamierzasz zrobić? – zapytał Harold. – Barney, posłuchaj, to jest ważne.
– Oczywiście, że jest ważne – odparł Barney.
Waśnie wtedy w otwartych szerokich drzwiach jadalni, tuż przy schodach, Barney zobaczył koniec laski Joela, a następnie jego stopy w błyszczących czarnych butach wieczorowych z koźlęcej skóry. Krok po kroku Joel zmierzał w kierunku jadalni. Barney śledził jego ruchy z pewną litością i żalem, lecz nie ze smutkiem. Jeśli Joel teraz cierpiał, była to tylko i wyłącznie jego wina.
– To mogłoby rozłożyć cały przemysł – kontynuował Harold. – Wiesz o tym, prawda? A ty sam też nie będziesz miał z tego żadnego pożytku, kiedy zechcesz kupić wszystkie działki dookoła. Ceny skoczą natychmiast w górę.
Barney nie spuszczał z oczu Joela, który z ogromnym wysiłkiem i cierpieniem wymalowanym na twarzy szedł przez hol. Harold odwracał się kilka razy, chcąc zobaczyć, co tak intryguje Barneya, lecz nie przyszło mu do głowy, że Barney skupia w tej chwili całą swoją uwagę na własnym bracie.
Joel wyglądał jak trup, który w ostatniej chwili zaprotestował, wylazł z trumny i przyszedł na bankiet. Całe jego ciało wyginało się na wszystkie strony, posuwał się do przodu dzięki lasce, którą chwytał na wiele różnych sposobów, próbując utrzymać równowagę. Wszystko to wyglądało karkołomnie. Miał zaledwie trzydzieści cztery lata, a wyglądał tak, jakby miał siedemdziesiąt.
– Obiecujesz, że mi powiesz, prawda? – domagał się Harold. – Nie pośpieszysz się i nie zawieziesz diamentu do Capetown bez mojej wiedzy?
– Haroldzie, powiem ci – uspokoił go Barney. – A teraz dołącz do innych i baw się dobrze. Za bardzo się przejmujesz, przecież nic się jeszcze nie stało.
Kiedy Harold odszedł do innych, pojawiła się Sara, wzięła Barneya pod ramię i pocałowała w policzek.
– To wspaniałe – powiedziała. – Wszyscy są tacy mili. Nie wiem, dlaczego Kimberley tak mnie przeraziło, gdy tu przyjechałam.
– Ciężko tu żyć – odparł Barney – ale ludzie są tacy sami jak wszędzie. To wszystko.
– Poznałam tę miłą panią Forsyth – entuzjazmowała się Sara. – Opowiadała mi o comiesięcznych spotkaniach dla pań w klubie Kimberley. Bardzo bym chciała, żebyś mnie zabrał na takie spotkanie! Jestem pewna, że przyćmiłabym je wszystkie.
– Może w przyszłym miesiącu? – zaproponował Barney.
– Koniecznie! Jeżeli mamy tu mieszkać, to musimy udzielać się towarzysko. Szczególnie teraz, kiedy będziesz milionerem!
Barney oderwał na chwilę wzrok od Joela i spojrzał na Sarę, kompletnie oniemiały.
– Kto powiedział, że zostanę milionerem? Nie jestem żadnym milionerem! Chciałbym nim być.
Sara była teraz zdezorientowana jak ktoś, kto zrobił awanturę jakiemuś nieznajomemu w restauracji myśląc, że ten założył jego płaszcz, a później zorientował się, że się mylił, gdyż płaszcz miał inną metkę, inne rękawiczki w kieszeni, pachniał nawet kimś innym.
– Diament sprawi, że zostaniesz milionerem, prawda? Przecież sam mówiłeś, że jest tyle wart.
– Saro, nie mam żadnego diamentu. Jeśli istnieje, nadal jest gdzieś schowany. Wiesz o tym tak samo dobrze jak ja.
– Ale wiesz, gdzie jest. A może nie wiesz?
– Kto ci powiedział, że wiem, gdzie jest?
– Nareez. Rozmawiała z tym Murzynem, Dżentelmenem Jackiem.
Barney powoli skierował wzrok na Joela. Joel opiera! się teraz o jeden z bufetowych stołów, na którym stała mała tacka z kieliszkami szampana, i wychylał jeden za drugim w równych odstępach czasu, mrucząc przy tym sam do siebie.
– Co jeszcze powiedziała ci Nareez? – zapytał Barney.
– Nic więcej. Powiedziała tylko, że Dżentelmen Jack martwi się, ponieważ przestałeś szukać diamentu, a jeśli przestałeś go szukać, to na pewno wiesz, gdzie jest.
– Masz dobrego szpiega w osobie Nareez.
– To nie szpiegowanie, przecież to mój własny dom! Jakby to było? Sam powinieneś mi o tym powiedzieć!
– Tak – powiedział Barney – może powinienem.
– Oczywiście, że powinieneś! Jesteś taki tajemniczy, a potem dziwisz się, dlaczego tak się bronię. To wspaniale, że będziesz milionerem! Pomyśl, ile koni będziemy mogli kupić! Będziemy mogli pojechać do Capetown i do Londynu! Będziemy mogli stosować się do najnowszej mody!
– Saro – tłumaczył cierpliwie Barney – nawet jeżeli znajdziemy ten diament i sprzedamy go za milion funtów, będziemy musieli przez kilka miesięcy czekać na te pieniądze, a potem pewnie zainwestuję większość z nich w kupno działek.
– Nie możesz tego zrobić – zaprotestowała Sara. – Masz już przecież i tak wystarczająco dużo działek.
– Chcę zostać wyłącznym właścicielem całej kopalni w Kimberley – odparł Barney zdecydowanym tonem. – Tylko to mnie interesuje.
– Nie to chciałaby usłyszeć żona od męża na swoim przyjęciu weselnym.
Barney chwycił jej dłoń i ścisnął.
– Przecież wiesz, że nie to miałem na myśli. Jestem tylko trochę zaabsorbowany innymi sprawami, to wszystko.
– Słodkimi wspomnieniami o Natalii Marneweck, prawda?
– Oczywiście, że nie! Co to ma, do diabła, znaczyć? Wyraz twarzy Sary zmieniał się teraz tak szybko jak w kalejdoskopie.
– Masz przecież słodkie wspomnienia związane z jej osobą, prawda?
– Dlaczego miałbym je mieć? Takie same jak twoje wspomnienia związane z osobą Trevora czy z innymi mężczyznami, których kiedyś znałaś.
– Ja przynajmniej nie spotykam się z nimi po kryjomu w pomieszczeniach dla służby w domu własnego męża.
– O czym ty mówisz? – zapytał Barney, starając się nie podnosić głosu. Nadal trzymał Sarę za rękę, lecz teraz ściskał tak mocno, że próbowała ją wyrwać.
– Nie mówię niczego, co nie byłoby prawdą. Nareez weszła akurat do kuchni, żeby mi przynieść ciepłego mleka i zobaczyła, jak rozmawiałeś z Natalią Marneweck. Słyszała wszystko, co mówiłeś, i powiedziała, że byłeś niezwykle czuły.
Bamey patrzył na Sarę przez długą chwilę. Mięśnie wokół jego ust napięły się tak, jakby rozważał, czy ma ją uderzyć, czy wyjść z pokoju. Po chwili milczenia szepnął tylko:
– Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej, że o tym wiesz?
– Chyba się bałam. Poza tym Nareez powiedziała, że będziesz milionerem, więc powinnam być ostrożna. Powinnam być dla ciebie miła oraz starać się, żebyś zapomniał o Natalii.
– Naprawdę jesteś taka naiwna? A może to jakiś głupi żart? Obojętnie, co czułem do Natalii, jestem teraz twoim mężem i możesz sobie wierzyć albo nie, ale chcę, żeby nasze małżeństwo było udane. To wszystko, co mam do powiedzenia na ten temat. Nie chciałem ci mówić, że Natalia tu była, bo pomyślałem sobie, że na pewno się zdenerwujesz. Nic się nie zdarzyło prócz tego, że wróciła z powrotem do Klipdrift, by wyjść za mąż za jakiegoś farmera. Adonai El Rachum Ve-Chanum, czy Nareez naprawdę wszystko słyszała? Więc wiedziałaś o diamencie od samego początku? I myślałaś, że zostanę milionerem? Więc dlatego…
Nagle Sara zarumieniła się i w końcu udało jej się wyrwać dłoń.
– Saro? – gorączkowo dopytywał się Barney. – Czy dlatego stałaś się raptem taka namiętna? Dlatego? Ponieważ Nareez powiedziała, że masz zrobić wszystko, żebym zapomniał o Natalii? Bałaś się, że mój milion funtów przejdzie ci koło nosa?
– Przestań – błagała Sara, najwyraźniej urażona.
– Co mam przestać? Próbuję się tylko dowiedzieć prawdy. Czy mam przez to rozumieć, że cała ta twoja namiętność jest tylko udawana? Że prostytuujesz się przez ten diament?