Выбрать главу

– Barney? Czy to naprawdę ty?

– Natalio – szepnął i wszelkie inne słowa były właściwie zbyteczne.

Szli obok siebie słoneczną, podmiejską alejką. Raz po raz Barney musiał schodzić z chodnika, żeby przepuścić nianie z wózkami, w sukienkach ozdobionych koronkami oraz haftami, z parasolkami w rękach. W powietrzu unosił się słodkawy zapach lipy i suchego, końskiego łajna, zapach

Londynu, zapach Tamizy u schyłku lat osiemdziesiątych XIX wieku, kiedy to Chiswick był jeszcze wioską, a ludzie jechali do Notting Hill, by zaczerpnąć świeżego powietrza i podziwiać malownicze widoki.

– Przyjechałeś na długo? – zapytała Natalia.

– Mam dom w Barnes – odparł. – Jestem tu już tydzień, ale w piątek muszę wracać do Nowego Jorku.

– Czytałam o tobie w gazetach – powiedziała. – Jesteś prominentem.

– Przesada.

Spojrzał na nią pod słońce. Miała na sobie brązową letnią sukienkę oraz kapelusz z woalką, lecz nadal była tą samą Natalią Marneweck, jej twarz miała tę samą karnację i była tak samo piękna jak tamtego dnia, kiedy przyprowadził Joela do obozowiska Griąua, prosząc o pomoc oraz schronienie. Nie mógł się temu nadziwić. Minęło przecież wiele lat. Lecz oni wciąż żyli: on był mężem Agnes, a ona żoną Hugha i wszystkie te noce, które spędzili razem w Kimberley, były teraz jedynie słodkim wspomnieniem o zapachu kwiatów polnych i smaku miodu. Te czasy nigdy już nie wrócą.

– Dlaczego przyszedłeś? – zapytała.

– Żeby się upewnić, że jesteś szczęśliwa.

– Tak… – odparła, odwracając twarz. – Jestem szczęśliwa.

– Na pewno?

– Tak, Barney.

Poszli na herbatę do małej kawiarenki na rogu. Siedzieli przy oknie z firankami, za którym konie zaprzężone do bryczek i powozów, uderzały rytmicznie kopytami o bruk. Barney nawet nie spróbował swojej herbaty. Za to po wielu latach ciągle jeszcze pamiętał zwisający z sufitu lep na muchy i przylepione do niego martwe owady.

– Muszę wracać – powiedziała wreszcie Natalia. – Panna Hornchurch nie może robić wszystkiego sama. W sobotę odbywa się nasz coroczny letni jarmark.

– Szkoda, że nie będę mógł przyjechać – powiedział Barney ze smutnym uśmiechem na twarzy.

Dotknął jej dłoni na białym obrusie. Był to zbyteczny gest, ponieważ prowadził donikąd, wyrażał jedynie ich wzajemne przywiązanie i uczucia, którymi się darzyli. Oboje wiedzieli, że on nigdy nie zostawiłby swojej Agnes, a ona nigdy nie zdradziłaby swojego Hugha.

– Będę stała przy straganie z ciastkami – powiedziała Natalia. – Będziemy sprzedawać ciastka domowego wypieku, a ludzie będą musieli zgadywać, ile jest rodzynek w dużym placku z owocami.

Barney próbował się uśmiechnąć, lecz na próżno. Boże jak bardzo chciał wziąć ją w ramiona. Boże, jak bardzo je pragnął. Kochał Agnes. Agnes podobała mu się, podniecał; go i opiekowała się nim. Lecz Agnes nigdy nie zastąpi Moc Klip, tak samo jak milion sześćset tysięcy funtów nie zastąpi Gwiazdy Natalii.

– Mam coś dla ciebie – powiedział na schodach ka wiarni. – To tylko skromny prezent, ale musisz mi obiecać że przyjmiesz go, zachowasz na pamiątkę i przekażesz Pie terowi.

– Barney… ja nie mogę nic przyjąć.

– Nie chcę od ciebie nic w zamian. Proszę cię tyjk o jedno, weź to.

Barney zdecydowanym mchem wyciągnął z kieszeń małe skórzane pudełko.

– Co to jest? – zapytała.

– Otworzysz, kiedy wrócisz do domu. To nic wielkiegc Obiecaj mi tylko, że zachowasz to na pamiątkę, a potem przekażesz Pieterowi.

– Dobrze – powiedziała po chwili wahania. Czuła, ż bardzo mu na tym zależało. – Dobrze – powtórzyła i wzięła od niego skórzane pudełko. Bez wahania włożyła je d torebki.

Ich usta spotkały się. W tej jednej chwili zobaczyli całe swoje życie przepełnione wzajemną miłością. Potem Natalia wolnym krokiem odeszła w kierunku świetlicy, do swoich flag i przygotowań do jarmarku.

Barney przeszedł na drugą stronę ulicy, przy które czekał na niego powóz. Tego dnia popołudnie było tak zamazane i zamglone jak wspomnienie, którym miało się dopiero stać. Za trzy, cztery lata to właśnie popołudnie będzie przecież tylko wspomnieniem. Barney siedział w powozie z pięściami mocno przyciśniętymi do ust, żeby nie wybuchnąć płaczem, a żona proboszcza, tajemnicza Mooi Klip, wróciła do straganu z ciastkami. Była przepełniona prawdziwym smutkiem.

Tej nocy, kiedy Hugh Ransome już spał, Natalia otworzyła otrzymane od Barneya małe skórzane pudełko i jej oczom ukazał się brylant.

Graham Masterton

***