Выбрать главу
Lis do kłótni nie był skory – Poszedł z jajkiem do swej nory I pomyślał, płaczu bliski: "To są właśnie moje zyski."

III

Wilk bogacił się na sklepie, Ryś stał także coraz lepiej. Jeśli chodzi o Mikitę, Ten się trzymał własnym sprytem.
Lecz zwierzęta – że wymienię Tchórze, jeże i jelenie, Nawet kuny i niedźwiedzie – Wszystkie były w wielkiej biedzie.
A tymczasem przyszła jesień, Coraz głodniej było w lesie, Coraz głodniej, coraz chłodniej, Upływały dni, tygodnie, W lesie było brak żywności, Poszły wszystkie oszczędności, A u rysia i u wilka Ceny rosły co dni kilka.
Wilk Barnaba siedział w sklepie I zmrużywszy jedno ślepie, Wykrzykiwał: – Głodomory, Opuszczajcie wasze nory, Przybywajcie do mnie tłumnie! Tylko u mnie, tylko u mnie Są kiełbaski i serdelki, I przysmaków wybór wielki!
Równocześnie z innej strony Ryś Bazyli niestrudzony Wołał: – Do mnie, chuderlaki! Mam serdaki, mam kubraki, Skórki ciepłe jak pierzyny I zimowe peleryny. Lecz zachęta nie pomoże, Kiedy nędza jest w komorze, Bo kupują ci, co płacą, A kupować nie ma za co.
Tak cierpiała knieja cała, Wreszcie miarka się przebrała.
Mieszkał w lesie niedźwiedź Błażej. Choć wyglądał nie najstarzej, Szanowały go zwierzęta, Tak jak ludzie – prezydenta. Przyszły tedy do Błażeja: – W tobie cała jest nadzieja! W lesie chłodno, w domu głucho, Daj nam radę niezawodną, Bo Barnaba i Bazyli Już doszczętnie nas złupili.
Niedźwiedź w ucho się podrapał, Długo myślał, długo sapał, Wreszcie rzekł: – Mam pomysł taki: Niech kukułka wszystkie ptaki I zwierzęta z całej kniei Zawiadomi po kolei, Że w świetlicy "Pod Żołędziem" Jutro się nasz sejm odbędzie.
– Świetnie! Świetnie! – krzyknął zając. – Sejm zwołamy nie zwlekając! – Racja – rzekły dwie kukułki, Nierozłączne przyjaciółki. – Obwieścimy wnet orędzie, Że się jutro sejm odbędzie. Zaraz wzięły się do dzieła, Jedna w prawo pofrunęła, Druga w lewo – i kukały Dwie kukułki przez dzień cały.

IV

Wielkie tłumy sejm zgromadził. Niedźwiedź z braćmi się naradził, Po czym wszedł na podwyższenie I pozdrowił zgromadzenie: – Witam sarny i jelenie, Witam kuny, tchórze, jeże, Nawet lisy witam szczerze I borsuki, i zające, Całe ptactwo śpiewające, Nawet srokę, nawet sowę, Witam wszystkich, jednym słowem. Moi drodzy, znamy dzisiaj Sprawki wilka, sprawki rysia. Czas już skończyć z ich wyzyskiem, Więc niech nad tym przede wszystkim Sejm nasz dziś się zastanowi. Głos oddaję borsukowi.
Borsuk wstał, poprawił przedział, Chrząknął, po czym tak powiedział: – Mogę wyznać nie bez dumy, Żem tu wszystkie zjadł rozumy, Żem obmyślił wszystko ściśle I wam powiem to, co myślę. Czas już wreszcie wyjść z potrzasku, Przestać jadać babki z piasku, Chleb ze śniegu, figi z makiem. Otóż ja mam plany takie: Każdy ptak i każde zwierzę W swej komorze coś wybierze I natychmiast tu przyniesie Jako udział w interesie. Gdy zbierzemy już udziały, Otworzymy sklep wspaniały, Gdzie się będą sprzedawały Tanie, świeże wiktuały. Wspólnym trudem i staraniem Zdobędziemy futra tanie, Tanie sadło, tanią kaszę. Zjednoczymy siły nasze. Wszyscy razem, nie oddzielnie, Ale dzielnie tę spółdzielnię Przed nadejściem jeszcze zimy Wspólną pracą utworzymy. Jeleń krzyknął: – Dobrze gada! To przynajmniej mądra rada! Tchórz zawołał: – Brawo, brawo, Trzeba zająć się tą sprawą, Bo gdzie jest wysiłek zgodny, Tam dobrobyt niezawodny! Tu przemówił lis Mikita: – Myśl naprawdę znakomita, Ruch spółdzielczy bardzo cenię, Chętnie swą naturę zmienię I zapewniam zgromadzenie, Że od dzisiaj najrzetelniej Chcę pracować dla spółdzielni.
– Świetnie! – rzekły dwie kukułki, Nierozłączne przyjaciółki, I uparcie coś kukały W sposób dość niezrozumiały. Niedźwiedź przerwał to kukanie: – Dosyć, dosyć, moje panie. Sprawa jasna, szkoda czasu! Budujemy sklep wśród lasu. Wszystkich czeka ciężka praca – Praca zawsze się opłaca. Przekonajmy więc borsuka, Że nie poszła w las nauka, Że już wilk nas nie oszuka, Że już ryś nas nie oszwabi – Żeśmy silni, a nie słabi. – Brawo!, brawo! – krzyknął zając. – Sklep budujmy nie zwlekając, Lecz uczcijmy wpierw Błażeja, Kniei naszej dobrodzieja! – Oczywiście! W górę! W górę! – Zawołali wszyscy chórem I wesoło, choć z wysiłkiem, Podrzucali go jak piłkę, A kukułka z przyjaciółką Szybowały nad nim w kółko.