Выбрать главу
A to jest mucha, Która ugryzła pastucha, Co drażni kota z podwórka, Który podrapał Burka, Który szczeka na cały dom, Który zbudował Tom.
A oto gruba Aniela, Co jest złośliwa jak mucha, Która ugryzła pastucha, Co drażni kota z podwórka, Który podrapał Burka, Który szczeka na cały dom, Który zbudował Tom.
A to jest łaciate cielę, Które kopnęło Anielę, Co jest złośliwa jak mucha, Która ugryzła pastucha, Co drażni kota z podwórka, Który podrapał Burka, Który szczeka na cały dom, Który zbudował Tom.
A to jest właśnie Tom, Który ciągnie za ogon cielę, Które kopnęło Anielę, Co jest złośliwa jak mucha, Która ugryzła pastucha, Co drażni kota z podwórka, Który podrapał Burka, Który szczeka na cały dom, Który zbudował Tom.

Psie smutki

Na brzegu błękitnej rzeczki Mieszkają małe smuteczki.
Ten pierwszy jest z tego powodu, Że nie można wchodzić do ogrodu, Drugi – że woda nie chce być sucha, Trzeci – że mucha wleciała do ucha, A jeszcze, że kot musi drapać, Że kura nie daje się złapać, Że nie można gryźć w nogę sąsiada I że z nieba kiełbasa nie spada, A ostatni smuteczek jest o to, Że człowiek jedzie, a piesek musi biec piechotą.
Lecz wystarczy pieskowi dać mleczko I już nie ma smuteczków nad rzeczką.

PALI SIĘ!

Leciała mucha z Łodzi do Zgierza, Po drodze patrzy: strażacka wieża, Na wieży strażak zasnął i chrapie, W dole pod wieżą gapią się gapie.
Mucha strażaka ugryzła srodze, Podskoczył strażak na jednej nodze, Spogląda – gapie w dole zebrali się, Wkoło rozejrzał się – o, rety! Pali się!
Pożar widoczny, tak jak na dłoni! Złapał za sznurek, na alarm dzwoni: – Pożar, panowie! Wstawać, panowie! Dom się zapalił na Julianowie! Z łóżek strażacy szybko zerwali się –
Pali się! Pali się!! Pali się!!! Pali się!!!!
Fryzjer zobaczył łunę z oddali: – Co to się pali? Gdzie to się pali? Na Sienkiewicza? Na Kołłątaja? Czy też w Alei Pierwszego Maja? Może spółdzielnia? Może piekarnia?
Łuna już całe niebo ogarnia.
Wstali strażacy, szybko ubrali się. Pali się! Pali się!! Pali się!!! Pali się!!!! Wyszli na balkon sędzia z sędziną, Doktor, choć mocno spał pod pierzyną, Wybiegł i patrzy z poważną miną.
Z okna wychylił głowę mierniczy, A już profesor z przeciwka krzyczy:
– Obywatele! Wiadra przynieście! Wszyscy na rynek! Pali się w mieście, Dom cały w ogniu, zaraz zawali się! Pali się! Pali się!! Pali się!!! Pali się!!!!
Biegną już ludzie z szybkością wielką: Więc nauczyciel z nauczycielką, Fryzjer, sekretarz, telegrafista, No i milicjant, rzecz oczywista. Straż jest gotowa w ciągu minuty. Konia prowadzą – koń nie podkuty! Trzeba zawołać szybko kowala, Pożar na dobre się już rozpala!
Prędzej! Gdzie kowal?! To nie zabawka! Dawać sikawkę! Gdzie jest sikawka? Z pompą zepsutą niełatwa sprawa. Woda do beczki! Beczka dziurawa! Trudno, to każdej beczce się zdarza. Który tam?! Prędzej, dawać bednarza! Zbierać siekiery, haki i liny! Pali się w mieście już od godziny! Pali się! Pali się!! Pali się!!! Pali się!!!!
Wreszcie strażacy szybko zebrali się, Beczkę zatkali drewnianym czopem, Jadą już, jadą, pędzą galopem. Przez Sienkiewicza, przez Kołłątaja, Prosto w Aleję Pierwszego Maja – Już przyjechali, już zatrzymali się: Pali się! Pali się!! Pali się!!! Pali się!!!! – Co to się pali? Gdzie to się pali? Teren zbadali, ludzi spytali I pojechali galopem dalej.
– Gdzie to się pali? Może to tam? Jadą i trąbią: tram-tra-ta tam! Jadą Nawrotem, Rybną, Browarną, A na Browarnej od dymu czarno, Wszyscy czekają na straż pożarną. Więc na Browarnej się zatrzymali: – Gdzie to się pali? – Tutaj się pali!
Z całej ulicy ludzie zebrali się. Pali się! Pali się!! Pali się!!! Pali się!!!!
Biegną strażacy, rzucają liny, Tymi linami ciągną drabiny, Włażą na góry, pną się na mury, Tną siekierami, aż lecą wióry! Czterech strażaków staje przy pompie – Zaraz się ogień w wodzie ukąpie. To nie przelewki, to nie zabawki! Tryska strumieniem woda z sikawki, Syczą płomienie, syczą i mokną, Tryska strumieniem woda przez okno, Już do komina sięga drabina, Z okna na ziemię leci pierzyna, Za nią poduszki, szafa, komoda, W każdej szufladzie komody – woda.
Kot jest na strychu, w trwodze się miota, Biegną strażacy ratować kota. Włażą do góry, pną się na mury, Tną siekierami, aż lecą wióry, Na dół spadają kosze, tobołki, Stołki fikają z okien koziołki, Jeszcze dwa łóżka, jeszcze dwie ławki, A tam się leje woda z sikawki.
Tak pracowali dzielni strażacy, Że ich zalewał pot podczas pracy; Jeden z drabiny przy tym się zwalił, Drugi czuprynę sobie osmalił, Trzeci, na dachu tkwiąc niewygodnie, Zawisł na gwoździu i rozdarł spodnie, A cii przy pompie w żałosnym stanie Wzdychali: „Pomóż, święty Florianie!”