Выбрать главу
Tak pracowali, że już po chwili Pożar stłumili i ugasili. Jeszcze dymiące gdzieniegdzie głownie Pozalewali w kwadrans dosłownie, Jeszcze sprawdzili wszystkie kominy, Zdjęli drabiny, haki i liny, Jeszcze postali sobie troszeczkę, Załadowali pompę na beczkę, Z ludźmi odbyli krótką rozmowę, Wreszcie krzyknęli: – Odjazd! Gotowe! Jadą z powrotem, jadą z turkotem, Jadą Browarną, Rybną, Nawrotem, Jadą i trąbią: tram-tra-ta-tam! Ludzie po drodze śmieją się z bram, Śmieją się do nich dziewczęta z okien I każdy dumnym spogląda okiem:
– Rzadko bywają strażacy tacy, Tacy strażacy – to są strażacy, Takich strażaków potrzeba nam! Tram-tra-ta-tam! tram-tra-ta-tam!
Mucha wracała właśnie do Łodzi; Strażak na wieży kichnął. Nie szkodzi. Inni strażacy po ciężkiej pracy Myją się, czyszczą – jak to strażacy. Koń w stajni grzebie nową podkową, A beczka błyszczy obręczą nową. Mucha spojrzała i odleciała – Tak się skończyła historia cała.

WIOSENNE PORZĄDKI

Wiosenne porządki

Wiosna w kwietniu zbudziła się z rana, Wyszła wprawdzie troszeczkę zaspana, Lecz zajrzała we wszystkie zakątki: – Zaczynamy wiosenne porządki.
Skoczył wietrzyk zamaszyście, Pookurzał mchy i liście. Z bocznych dróżek, z polnych ścieżek Powymiatał brudny śnieżek.
Krasnoludki wiadra niosą, Myją ziemię ranną rosą. Chmury, płynąc po błękicie, Urządziły wielkie mycie, A obłoki miękką szmatką Polerują słońce gładko, Aż się dziwią wszystkie dzieci, Że tak w niebie ładnie świeci.
Bocian w górę poszybował, Tęczę barwnie wymalował, A żurawie i skowronki Posypały kwieciem łąki Posypały klomby, grządki I skończyły się porządki.

Przyjście lata

I cóż powiecie na to, że już się zbliża lato?
Kret skrzywił się ponuro: – Przyjedzie pewno furą.
Jeż się najeżył srodze: – Raczej na hulajnodze.
Wąż syknął: – Ja nie wierzę. Przyjedzie na rowerze.
Kos gwizdnął: – Wiem coś o tym – Przyleci samolotem.
– Skąd znowu – rzekła sroka – Nie spuszczam z niego oka
I w zeszłym roku, w maju, Widziałam je w tramwaju.
– Nieprawda! Lato zwykle Przyjeżdża motocyklem!
– A ja wam to dowiodę, Że właśnie samochodem.
– Nieprawda, bo w karecie! – W karecie? Cóż pan plecie?
Oświadczyć mogę krótko, Przypłynie własną łódką.
A lato przyszło pieszo – Już łąki nim się cieszą
I stoją całe w kwiatach Na powitanie lata.

Tydzień

Tydzień dzieci miał siedmioro: – Niech się tutaj wszystkie zbiorą!
Ale przecież nie tak łatwo Radzić sobie z liczną dziatwą:
Poniedziałek już od wtorku Poszukuje kota w worku.
Wtorek środę wziął pod brodę: – Chodźmy sitkiem czerpać wodę.
Czwartek w górze igłą grzebie I zaszywa dziury w niebie.
Chcieli pracę skończyć w piątek, A to ledwie był początek.
Zamyśliła się sobota: – Toż dopiero jest robota!
Poszli razem do niedzieli, Tam porządnie odpoczęli.
Tydzień drapie się w przedziałek: – No, a gdzie jest poniedziałek?
Poniedziałek już od wtorku Poszukuje kota w worku… I tak dalej…

Grzebień i szczotka

Jurek bardzo był niedbały, Aż się ciotki zamartwiały, Aż ze złości ciotki chudły: – Masz nie włosy, tylko kudły, Potargane, rozczochrane, To są rzeczy niesłychane! Raz się uczesz, raz przynajmniej, Dużo czasu to nie zajmie, Masz tu szczotkę, masz tu grzebień, Musisz zacząć dbać o siebie.
Grzebień zęby szczerzy, A szczotka się jeży: – Czesz się, Jerzy, jak należy, Czesz się, Jerzy, jak należy!
Poszedł Jurek raz przy święcie Do kolegów na przyjęcie, Oczywiście – nieczesany, Potargany, rozczochrany, Dzwoni, chciałby wejść do środka – Patrzy: grzebień, patrzy: szczotka!
Grzebień zęby szczerzy, A szczotka się jeży: – Czesz się, Jerzy, jak należy, Czesz się, Jerzy, jak należy!

Mucha

Z kąpieli każdy korzysta, A mucha chciała być czysta. W niedzielę kąpała się w smole, A w poniedziałek – w rosole, We wtorek – w czerwonym winie, A znowu w środę – w czerninie, A potem w czwartek – w bigosie, A w piątek – w tatarskim sosie, W sobotę – w soku z moreli, Co miała z takich kąpieli? Co miała? Zmartwienie miała, Bo z brudu lepi się cała, A na myśl jej nie przychodzi, Żeby wykąpać się w wodzie.

Tańcowała igła z nitką