— Chłopcy, chcecie mleka? — zapytała, kiedy wyznaczona godzina już prawie minęła.
Chcieli, ale kiedy im je dała, nie okazali się bardziej towarzyscy niż przedtem. Każdy wycofał się do własnego kąta i tam wypił swoją porcję. Panna Fellowes była i niezadowolona, widząc, że Jerry o wiele lepiej radzi sobie J z trzymaniem szklanki.
Przestań — nakazała sama sobie surowo. — Jerry miał! mnóstwo okazji, żeby nauczyć się różnych rzeczy, okazji,! które Timmie’emu nie były dane. Jerry nie znalazł siei w tym świecie nagle w wieku lat czterech, nie mając pojęcia, jak robić to wszystko, co robią ludzie współcześni.
Ale nawet takie perswazje nie pomogły jej pozbyć się lekkiego przygnębienia. W takim też nastroju po godzinie odprowadziła Jerry’ego do gabinetu Hoskinsa.
— No i jak poszło? — zapytał Hoskins.
— Zrobiliśmy początek — odrzekła. — Tylko początek, ale trzeba przecież od czegoś zacząć.
— Nikt nikogo więcej nie uderzył?
— Nie.
Opowiedziała mu o klockach, nie informując o tym, że Jeny okazał się lepszym architektem.
— Tolerowali się nawzajem. To najtrafniejsze określenie. Timmie przebywał w jednej strefie, a Jerry w drugiej. Zbliżenie się do siebie zajmie im trochę czasu.
— Tak. Jestem pewien, że tak będzie — powiedział Hoskins.
Z jego tonu można było wywnioskować, że jest mu to zupełnie obojętne, że niemal z niecierpliwością czeka na to, żeby panna Fellowes już wyszła. Zauważyła, że ani słowem nie odezwał się do syna.
Jego biurko zarzucone było papierami, leżały na nim wydruki, a także stosy dyskietek z danymi.
— Jakiś nowy eksperyment? — odważyła się zapytać panna Fellowes.
— Tak, rzeczywiście. Albo raczej pewien przełomowy etap w eksperymencie trwającym od pewnego czasu. Kończymy pracę nad krótkozasięgowym transferem temporalnym. Jesteśmy bliscy dokonania detekcji temporalnej z bardzo bliskiej odległości.
— Dętek…
— Zacieśniamy granice obszaru sięgania. Jesteśmy teraz w stanie sięgnąć na odległość dziesięciu tysięcy lat. I wygląda na to, że przy następnym przekroczeniu granic czasu możemy dokonać udoskonalenia ilościowego rzędu kilku wielkości.
Panna Fellowes, która wciąż myślała o chłopcach, popatrzyła na niego z roztargnieniem. A Hoskins radośnie mówił dalej.
— Przez co rozumiem, że spodziewamy się uzyskać zdolność sięgania wstecz na odległość tysiąca lat albo mniejszą. Może to pani sobie wyobrazić? Mało tego. Ograniczenie dotyczące masy robi się coraz mniejsze.
Dawna granica czterdziestu kilogramów wkrótce będzie pieśnią przeszłości. Teraz otwiera się przed nami możliwość przeniesienia osiemdziesięciu, a nawet stu kilogramów.
— Bardzo się cieszę, panie doktorze — powiedziała panna Fellowes tonem bynajmniej nie serdecznym, czego Hoskins nie zauważył.
— Dziękuję, panno Fellowes.
Hoskins spojrzał na syna tak, jakby zobaczył go po raz pierwszy od chwili jego wejścia do gabinetu, i przygarnął go do siebie z niejakim roztargnieniem.
— No więc będziemy musieli przyprowadzić Jerry’ego jeszcze raz za kilka dni. Wtedy się przekonamy, czy chłopcy lepiej się rozumieją. Tak, panno Fellowes?
— Tak. Tak, oczywiście. Panna Fellowes zawahała się.
— Czy coś jeszcze? — zapytał Hoskins.
Tak, było coś jeszcze. Chciała mu powiedzieć, jaka jest mu wdzięczna za to, iż pozwolił Jerry’emu odwiedzić Timmie’ego. Sprawy nie ułożyły się zbyt dobrze, ona jednak była mu wdzięczna. Wiedziała, że te występujące na początku napięcia ustąpią, że z czasem znikną lęki i niepewność, i że chłopcy w końcu się zaprzyjaźnią. Przekonał ją o tym fakt, że Timmie wyraził chęć podzielenia się klockami. Tak, była o tym przekonana, chociaż Timmie zrobił to bez wielkiego entuzjazmu. Chłopcy się zaprzyjaźnią. A przyjaciel był tym, czego Timmie potrzebował najbardziej. Z czasem obecność Jerry’ego wywrze na Timmie’ego cudowny wpływ, malec się zmieni: stanie się otwarty, będzie umiał porozumieć się z rówieśnikami, stanie się takim chłopcem, jakim powinien być. Tak. Nareszcie będzie mógł stać się prawdziwym Timmiem. Taka rzecz nie była możliwa, kiedy żył sam, nawet przy jej najczulszej opiece. Panna Fellowes była naprawdę wdzięczna Hoskinsowi za to, ze pozwolił Jerry’emu bawić się z Timmiem — a wdzięczność jej sięgała prawie granic sentymentalizmu.
Nie mogła jednak zmusić się do tego, żeby mu to powiedzieć. Szukała w myśli sposobu, w jaki należało podziękować, ale jego oficjalny ton, jego roztargnienie i zaabsorbowanie wydrukami oraz dyskietkami z danymi działały na nią odpychająco. Może on wciąż pamięta, myślała, nasz wspólny lunch i to, że powiedziałam mu, że jest ojcem Timmie’ego w każdym sensie tego słowa z wyjątkiem biologicznego, i że jest okrutny, odmawiając chłopcu prawa do towarzystwa? Może pamięta także i to, iż powiedziałam, że powinien to towarzystwo zapewnić, bo jest mu to winien? I może dlatego przyprowadził swojego własnego, prawdziwego syna? Może chciał przez to udowodnić, że jest dobrym ojcem dla Timmie’ego, a równocześnie, iż nie jest wcale jego ojcem? Może chciał udowodnić te dwie rzeczy naraz?! I czuje do mnie urazę za to, ponieważ zmusiłam go do ich udowadniania?
Pomyślawszy tak, panna Fellowes zdołała powiedzieć jedynie:
— Jestem bardzo zadowolona, że pozwolił pan synowi tu przyjść. Dziękuję panu za to. Dziękuję bardzo, panie doktorze.
A on odpowiedział tylko:
— W porządku, panno Fellowes. Nie ma o czym mówić.
Wizyty stały się regularne. Jerry powrócił w trzy dni później, a następnie po czterech dniach. Druga trwała tyle co pierwsza, trzecia została przedłużona do dwóch godzin i później wszystkie następne trwały tyle samo.
Przyglądanie się sobie i popychanie, jakie miało miejsce podczas pierwszego spotkania, nigdy się nie powtórzyło.
Za drugim razem, kiedy Jerry — już bez rodziców — przekroczył barierę pola statycznego, chłopcy popatrzyli na siebie trochę nerwowo, ale panna Fellowes powiedziała szybko:
— Przyszedł Jerry, twój kolega, wiesz, Timmie?
A Timmie kiwnął głową, nie okazując wcale wrogości. Zaczynał akceptować obecność Jerry’ego, uznając ją za taki sam element życia pod kopułą jak wizyty antropologów czy badania wykonywane na polecenie doktora Jacobsa.
— Timmie, powiedz: „Cześć”.
— Cześć.
— A ty, Jerry?
— Cześć, Timmie.
— A teraz ty powiedz: „Cześć, Jerry”. Chwila milczenia.
— Cześć, Jerry.
— Cześć, Timmie.
— Cześć, Jerry.
— Cześć, Timmie.
— Cześć, Jerry.
Nie chcieli przestać. To była zabawa. Obaj się śmiali. Panna Fellowes poczuła wielką ulgę. Dzieci wygłupiające się razem nie były skłonne zacząć się bić, gdy tylko ona się odwróci. Dzieci rozśmieszające się nawzajem na pewno nie będą się nienawidziły.