— Ty też masz taśmy z filmami — powiedziała panna Fellowes.
— Ale mało. Jerry mówi, że on w ciągu jednego dnia ogląda ich więcej, niż ja obejrzałem dotąd.
— Możemy ci kupić więcej. I to bardzo ładnych. Możesz też dostać taśmy z muzyką.
— Naprawdę?
— Dostaniesz je dziś po południu.
— Kupi mi pani o Ali Babie i Czterdziestu Rozbójnikach?
— Czy tę bajkę Jerry słyszał w przedszkolu?
— Tam są ci rozbójnicy w jaskini i te dzbany… — Przerwał. — Wielkie dzbany. A co to są rozbójnicy?
— Rozbójnicy to tacy źli ludzie. Oni zabierają innym ludziom ich rzeczy… rzeczy, które są ich własnością. I — Aha.
— Mogę ci kupić film o Czterdziestu Rozbójnikach — powiedziała panna Fellowes. — To bardzo znana bajka. Są też inne. O Sindbadzie Żeglarzu, który podróżował po całym świecie i który widział… no wszystko. — Głos jej zadrżał. Jednak Timmie nie dostrzegł w tym nic przygnębiającego. — I Podróże Guliwera. To też ci mogę kupić. Guliwer pojechał do kraju takich małych ludzi, a potem do kraju olbrzymów, a później…
Głos panny Fellowes znowu zadrżał. Było tak wielu podróżników, istniało tak wielu wszystkożernych pochłaniaczy doświadczeń! Ale może to był dobry sposób, może uwięzionego Timmie’ego należało nakarmić takimi zastępczymi opowieściami o dalekich podróżach? Nie będzie pierwszym więźniem, który pochłania z zachwytem takie historie.
— No i jest też opowieść o Odyseuszu, który brał udział w wojnie, a później spędził dziesięć lat w podróży, szukając drogi do swego domu i rodziny.
I znowu ukłucie bólu. Jej serce zabiło mocniej na myśl o chłopcu. Podobnie jak Guliwer, jak Sindbad i jak Odyseusz, Timmie był obcym w nie znanym sobie kraju, a ona nie mogła o tym zapomnieć. Czy wszystkie wielkie dzieła literackie na tym świecie mówiły o wędrowcach, zabłąkanych w nieznanych krajach, o wędrowcach, którzy starali się odnaleźć drogę do domu?
Oczy Timmie’ego błyszczały.
— Przyniesie je pani zaraz? Dobrze?
W ten sposób Timmie na chwilę został pocieszony.
Zamówiła wszystkie filmy z mitami i baśniami, jakie były w katalogu. Tworzyły stos sięgający wyżej niż czubek głowy Timmie’ego. W te dni, w które nie przychodził Jerry, Timmie oglądał je godzinami.
Trudno było powiedzieć, ile z tego wszystkiego rozumiał. Oczywiście w tych opowieściach roiło się od pojęć, obrazów i miejsc akcji, które dla niego nic prawie nie znaczyły. Ale ile znaczyły dla któregokolwiek dziecka? Ile rozumiało z nich którykolwiek, pięcio- czy sześciolatek? Nikt dorosły nie był w stanie wniknąć w dziecięcy umysł i wiedzieć, co się w nim dzieje. Panna Fellowes sama w dzieciństwie uwielbiała te opowieści, nie rozumiejąc ich do końca, podobnie jak inne dzieci żyjące przez setki a może tysiące lat przed nią. Wszystkie te dzieci, posługując się wyobraźnią, nadrabiały wszelkie braki wynikające z niezrozumienia szczegółów. Panna Fellowes miała nadzieję, że tak samo się dzieje w wypadku Timmie’ego.
Początkowo wahała się i nie wiedziała, czy ma przed-I stawić chłopcu historie Guliwera, Sindbada i Odyseusza, ale później nie czyniła już żadnych prób wyeliminowania z jego poszerzającej się filmoteki czegokolwiek, co mogło wywołać w nim jakieś niepokojące myśli na temat własnej sytuacji. Wiedziała, że spokój dziecka ulega zburzeniu rzadziej, niż sobie wyobrażają dorośli. Zresztą koszmarny sen pojawiający się od czasu do czasu nie wyrządza prawdziwej szkody. Żadne dziecko nie umarło jeszcze ze strachu, słuchając bajki o trzech niedźwiedziach, mimo że ta bajka, jeżeli się ją wzięło dosłownie, była przerażająca. Żaden wilk, któremu ciekła ślinka, żaden potwór, żaden okropny troll z bajki nie spowodował trwałych psychicznych urazów. Dzieci uwielbiają przerażające opowieści.
Czy straszydła z bajek — stwory z krzaczastymi brwiami, kudłate i patrzące groźnie — są echem tych czasów, w których neandertalczycy przemierzali Europę? Panna Fellowes czytała o istnieniu teorii stwierdzającej, że tak jest, w jednej z książek pożyczonych od doktora Mclntyre’a. Czy Timmie’ego wyprowadziłaby z równowagi myśl, że sam nalepy do plemienia, które przetrwało w ludowych klechdach jako plemię potworów, których trzeba się bać i brzydzić? Nie, nie, pomyślała, to nigdy nie przyszłoby mu do głowy. Tylko nadmiernie wykształceni dorośli martwili się takimi rzeczami. Timmie’ego takie postacie z bajek by zachwyciły, tak jak zachwycają każde dziecko. Kryłby się pod kołdrą, przestraszony i rozentuzjazmowany równocześnie, widziałby w ciemnościach te stwory, ale istniała jedna szansa na miliard, że wyciągnąłby z owych opowieści jakieś okropne wnioski dotyczące własnego statusu genetycznego.
Tak wiec taśmy napływały dalej, a chłopiec oglądał filmy jeden po drugim. I było tak, jakby przerwana została jakaś tama i jakby ogromna, wspaniała rzeka ludzkiej wyobraźni wpłynęła do jego duszy. Tezeusz i Minotaur, Perseusz i Gorgona, król Midas ze swoją mocą przemieniania wszystkiego w złoto, średniowieczny kobziarz zaczarowujący muzyką szczury i dzieci z Hamelin, Herkules wykonujący swoje prace, Bellerofon i Chimera, Alicja i świat po drugiej stronie lustra, Aladyn i czarodziejska lampa, Rybak i Geniusz, Guliwer wśród Liliputów i Houyhnhnmów, przygody Odyna i Tora, walka miedzy Ozyrysem i Setem, wędrówka Odyseusza, podróż kapitana Nemo — nie było temu końca. Timmie chłonął te opowieści jak gąbka. Czy to wszystko tworzyło w jego głowie bezładną gmatwaninę? Czy potrafił odróżnić jedną od drugiej? Czy pamiętał którąś z nich w godzinę po obejrzeniu? Panna Fellowes nie wiedziała tego wszystkiego i nie próbowała się dowiedzieć. W tej chwili chodziło jej tylko o to, żeby pozwolić chłopcu zanurzyć się w ten potężny potok, pozwolić mu napełnić sobie umysł tymi historiami, pozwolić mu sięgnąć do magicznego świata mitów, skoro prawdziwy świat domów, samolotów, autostrad i ludzi musiał na zawsze pozostać poza jego zasięgiem.
Kiedy Timmie’ego zmęczyło oglądanie filmów, panna Fellowes czytała mu ze zwykłych książek. Opowieści były te same, ale teraz, słuchając jak ona czyta, chłopiec stwarzał obrazy we własnym umyśle.
Wszystko to musiało wywrzeć na niego jakiś wpływ. Nie raz i nie dwa panna Fellowes słyszała, jak opowiada Jerry’emu jakąś fantastycznie zniekształconą wersję którejś z opowieści filmowej — o tym jak Sindbad podróżuje łodzią podwodną albo o tym, jak Herkulesa związali Lilipuci. Jerry tymczasem słuchał tej historii z poważną miną i z taką samą przyjemnością, z jaką Timmie ją opowiadał.
Panna Fellowes pilnowała, żeby wszystko, co mówił Timmie, było nagrywane. Nagrania dowodziły inteligencji chłopca. Niech każdy, kto myśli, że neandertalczycy są kudłatymi, podobnymi do zwierząt półludźmi, posłucha, jak Timmie opowiada o Tezeuszu w Labiryncie! Niech tego posłucha, bo to jest dowód inteligenci Timmie’ego, mimo że chłopiec uważa, że Minotaur jest głównym bohaterem tej opowieści.
No tak, ale były te sny. Teraz, kiedy świat zewnętrzny nabierał kształtów w jego świadomości, chłopiec miewał je częściej.
O ile panna Fellowes mogła się zorientować, powtarzał się u niego wciąż ten sam — sen o świecie zewnętrznym. Timmie, zająkując się, usiłował go jej opowiedzieć. Za każdym razem znajdował się na zewnątrz, w tej rozległej, pustej przestrzeni, o której mówił jej bardzo często już przedtem. Ale w snach, które miewał ostatnio, ta przestrzeń nie była już zupełnie pusta. Znajdowały się w niej teraz dzieci i dziwne, trudne do opisania obiekty pochodzące z na wpół tylko zrozumianych przez niego opisów wyczytanych w książkach albo ze wspomnień dotyczących na wpół zapomnianego, odległego neandertalskiego świata.