Выбрать главу

I nagle przeciągnął palcem po linijce druku i powiedział, zająkując się: „Pies zaczął… gonić… kota”. Ale zrobił to z uporem.

Panna Fellowes była senna i prawie nie zwracała na niego uwagi.

— Co mówiłeś, Timmie?

— Kot… wdrapał się… na drzewo.

— Przedtem powiedziałeś coś innego.

— No tak. Przedtem powiedziałem: „Pies zaczął gonić kota”. Tak tu jest napisane.

— Co? Co takiego?

Panna Fellowes otworzyła szeroko oczy. Spojrzała na cienką książeczkę, którą trzymał chłopiec.

Na stronie po lewej było napisane: „Pies zaczął gonić kota”.

A na stronie po prawej: „Kot wdrapał się na drzewo”.

Timmie czytał to, co było napisane — słowo w słowo. Tak, Timmie czytał!

Panna Fellowes, zdumiona, zerwała się na równe nogi, tak że chłopiec spadł na podłogę. Najwyraźniej pomyślał, że to jakaś nowa zabawa, bo podniósł na nią wzrok i uśmiechnął się szeroko. Ale ona postawiła go szybko na nogi.

— Od jak dawna potrafisz czytać? Wzruszył ramionami.

— Od zawsze?

— No nie…

— Ja nie wiem. Ja patrzyłem na znaczki i słyszałem słowa, kiedy pani czytała.

— Masz. Przeczytaj mi coś z tej książeczki.

Panna Fellowes chwyciła którąś z książeczek leżących na kupce i otworzyła ją na środkowych stronach. Timmie wziął książeczkę i zaczął jej się pilnie przyglądać. Marszczył przy tym brwi, co podkreślało ich wypukłość, a językiem przesuwał po wargach. Powoli, z wysiłkiem powiedział:

— A potem… po… pociąg… za… zag…

— Zagwizdał — dokończyła za niego panna Fellowes. — Timmie, ty potrafisz czytać! Naprawdę potrafisz czytać!

Rozgorączkowana porwała go na ręce i zaczęła tańczyć po pokoju. Timmie przyglądał jej się ogromnymi oczami jeszcze szerzej otwartymi ze zdumienia.

— Umiesz czytać! Umiesz czytać!

(Małpolud, co? Jaskiniowiec, tak? Jakaś niższa forma człowieka? „Kot wdrapał się na drzewo”. „Pociąg zagwizdał”. Pokażcie mi szympansa, który umie to przeczytać! Albo goryla! Pociąg zagwizdał. Och, Timmie, Timmie…)

— Panno Fellowes? — odezwał się Timmie trochę przestraszony tym szaleńczym tańcem.

Panna Fellowes roześmiała się i postawiła go na podłodze.

Był to przełom, o którym musiała komuś powiedzieć. Rozwiązanie problemu szczęścia Timmie’ego leżało w jej rękach. Taśmy filmowe mogły służyć mu tylko do czasu, |a potem na pewno by mu się znudziły. A książki nie. Teraz, i rosnąc i dojrzewając, będzie miał dostęp do bogatego świata książek. Nie będzie mógł wyjść spod kopuły i wkroczyć w świat realny, ale świat wkroczy do jego trzech małych pokoików, cały ogromny świat książek. Trzeba mu będzie dać jak najlepsze wykształcenie. Tyle przynajmniej jesteśmy mu winni, pomyślała panna Fellowes.

— Zostań tu z książeczkami — powiedziała. — A ja zaraz wrócę. Muszę się zobaczyć z doktorem Hoskinsem.

Przez zawiły labirynt korytarzy i pomostów udała się do tej części gmachu, w której znajdowała się administracja. Kiedy wpadła gwałtownie do sekretariatu, sekretarka Hoskinsa popatrzyła na nią zdziwiona.

— Czy doktor Hoskins jest u siebie?

— Panno Fellowes! Doktor Hoskins nie spodziewa się…

— Tak, wiem. Ale ja muszę się z nim zobaczyć.

— Czy jest jakiś problem? Panna Fellowes pokręciła głową.

— Jest wiadomość. Cudowna wiadomość. Proszę mu powiedzieć, że przyszłam.

Sekretarka nacisnęła jakiś guzik.

— Jest tu panna Fellowes, panie doktorze. Chce się z panem zobaczyć. Nie jest umówiona.

(Od kiedy to muszę się urna…?)

Nastąpiła chwila ciszy. Sytuacja była niezręczna. Panna Fellowes zaczęła się zastanawiać, czy będzie musiała zrobić scenę, żeby dostać się przed oblicze Hoskinsa. Cokolwiek on robi, nie jest to tak ważne jak wiadomość, którą ma mu do zakomunikowania.

— Proszę powiedzieć, żeby weszła — rozległ się głos Hoskinsa w interkomie.

Drzwi rozsunęły się. Hoskins, by ją przywitać, podniósł się zza biurka, na którym stała plakietka z napisem DOKTOR GERALD A. HOSKINS.

Sam też wyglądał na podekscytowanego. Jego nastrój przypominał jej własny. Był to nastrój tryumfu.

— Wiec słyszała pani — powiedział natychmiast. — Nie, oczywiście, nie mogła pani słyszeć. Dokonaliśmy tego. Naprawdę dokonaliśmy.

— Dokonaliście czego?

— Detekcji intertemporalnej o bliskim zasięgu.

Był tak przejęty własnym sukcesem, że panna Fellowes pozwoliła, aby ten sukces usunął w cień jej wspaniałą wiadomość.

— Czy to znaczy, że potrafią państwo sięgnąć w czasy historyczne? — zapytała.

— Tak, dokładnie tak. W tej chwili namierzyliśmy pewnego osobnika z czternastego wieku. Czy może to pani sobie wyobrazić? Jesteśmy gotowi do rozpoczęcia realizacji Projektu „Średniowiecze”. Ooo, panno Fellowes, gdyby pani wiedziała, jaki jestem szczęśliwy, że mogę przestać się skupiać na mezozoiku, że mogę dać sobie spokój z tymi trylobitami, kawałkami skał, paprociami i innymi takimi rzeczami, że mogę przepędzić paleontologów i sprowadzić tu w końcu historyków… — Przerwał w pół zdania. — Ale pani chce mi coś powiedzieć, prawda? A ja gadam i gadam, i nie daję pani dojść do słowa. No więc proszę. Proszę mówić, panno Fellowes! Jestem w świetnym humorze. Może pani mnie poprosić, o co pani chce. Panna Fellowes uśmiechnęła się.

— Miło mi to słyszeć. Bo zastanawiałam się właśnie, czy nie moglibyśmy zacząć sprowadzać nauczycieli dla Timmie’ego.

— Nauczycieli?

— Tak, żeby go uczyli. Ja mogę nauczyć go tylko trochę. A potem powinnam ustąpić miejsca komuś, kto ma odpowiednie wykształcenie.

— Ale czego miałby go taki ktoś uczyć?

— No wszystkiego. Historii, geografii, fizyki, chemii, arytmetyki, gramatyki, wszystkiego, czego się uczy w szkole podstawowej. Musimy mu tu zorganizować całą szkołę.

t Tak żeby mógł się nauczyć wszystkiego, czego trzeba.

Hoskins patrzył na nią jak na kogoś, kto mówi jakimś niezrozumiałym językiem.

— Chce go pani uczyć dzielenia… i o pierwszych osadnikach, i o historii Rewolucji Amerykańskiej?

— A dlaczego nie?

— No tak, możemy spróbować go uczyć. Trygonometrii i rachunku różniczkowego też, jeżeli pani tak sobie życzy. Ale ile on się może nauczyć, panno Fellowes? On jest wspaniałym chłopcem, nie ma co do tego wątpliwości. Ale nie możemy zapominać, że to tylko neandertalczyk.

— Tylko?

— Neandertalczycy byli ograniczeni umysłowo, bardzo ograniczeni. Zgodnie ze wszystkimi…

— Panie doktorze, on już umie czytać. Hoskins otworzył usta ze zdumienia.

— Co takiego?

— „Kot wdrapał się na drzewo”. Odczytał to głośno z książeczki. „Pociąg zagwizdał”. Wzięłam książkę, wybrałam stronę, a on odczytał to, co tam było napisane.

— On potrafi czytać? — spytał zdumiony Hoskins. — Naprawdę?

— Pokazałam mu, jak wyglądają litery i jak się je składa w słowa. A on dokonał reszty. Nauczył się czytać w zadziwiająco szybkim tempie. Nie mogę się doczekać na doktora Mclntyre’a i na resztę paleontologów. Chcę, żeby oni jak najszybciej się o tym dowiedzieli. No i jak to jest z tym ograniczeniem umysłowym neandertalczyków? On potrafi sobie czytać bajki. A z czasem, zobaczy pan, będzie umiał czytać książki bez obrazków, będzie czytał gazety, czasopisma, podręczniki…

Hoskins siedział i słuchał, a jej nagle wydało się, że jest przygnębiony.