— W czym kłopot, Edith? („Edith?”)
Przez chwilę panna Fellowes nie mogła wymówić słowa. (W porządku, Edith. Weź się w garść! Bo on pomyśli, że jesteś idiotką!)
— Oni mają zamiar odesłać Timmie’ego z powrotem — powiedziała.
— Z powrotem? Masz na myśli z powrotem w czas przeszły?
— Tak. Do jego własnej epoki. Do czasów neandertalskich. W epokę lodowcową.
Mannheim uśmiechnął się szeroko. Oczy mu się zaświeciły.
— Ależ to cudownie! To najwspanialsza wiadomość, jaką słyszałem w tym tygodniu!
Panna Fellowes była przerażona.
— Nie… Ty nie rozumiesz…
— Rozumiem, że ten żałosny mały więzień zostanie w końcu odesłany do własnego środowiska, do matki, ojca, sióstr i braci, do świata, w którym było jego miejsce i który kochał. To trzeba uczcić. Kelner! Kelner! Proszę o butelkę chianti, no niech będzie pół butelki, bo pani nie pije… Panna Fellowes patrzyła na niego przerażona.
— Ale pani wygląda na zmartwioną, panno Fellowes. To znaczy Edith, wyglądasz na zmartwioną. Czy nie chcesz, żeby Timmie wrócił do swoich?
— Tak, ale… ale…
Panna Fellowes bezradnie zmachała rękami.
— Chyba cię rozumiem. — Mannheim pochylił się nad stołem, pełen współczucia i troski. — Opiekowałaś się nim tak długo, że trudno ci się będzie z nim rozstać. Więź, która między wami powstała, jest tak silna, że szokuje cię wiadomość o tym, że on ma wrócić. Rozumiem, co czujesz.
— To tylko część prawdy — odrzekła panna Fellowes. — I to niewielka część.
— Więc na czym polega prawdziwy problem?
W tej chwili przyszedł kelner z winem. Z wielką ostentacją pokazał Mannheimowi etykietkę, wyciągnął korek i nalał kilka kropel do kieliszka — na spróbowanie. Mannheim kiwnął głową. A do panny Fellowes powiedział:
— Jesteś pewna, że się nie napijesz? W taki okropny deszczowy dzień…
— Nie — odpowiedziała prawie szeptem. — Pij sam. Ja je tylko zmarnuję.
Kelner napełnił kieliszek Mannheima i odszedł.
— No dobrze — powiedział Mannheim. — Wróćmy do Timmie’ego.
— On umrze, jeżeli tam wróci. Nie rozumiesz tego? Mannheim postawił kieliszek tak gwałtownie, że wino rozlało się na obrus.
— Czy podróż powrotna jest taka niebezpieczna?
— Nie, to nie o to chodzi. Nie sądzę, by podróż była niebezpieczna. Ale to będzie dla niego zabójcze. Bo on jest teraz dzieckiem cywilizowanym. Potrafi zawiązać sznurowadła i ukroić mięso, posługując się widelcem i nożem. Myje zęby rano i wieczorem. Śpi w łóżku i codziennie przed snem bierze prysznic. Ogląda filmy z bajkami i potrafi czytać książeczki. Na co przyda mu się to wszystko w paleolicie? Mannheim nagle spoważniał.
— Chyba wiem, o co ci chodzi — mruknął.
— A poza tym — mówiła dalej panna Fellowes — on stracił te umiejętności, które są potrzebne do życia w paleolicie. Zresztą pewnie nawet ich wszystkich nie posiadał. Kiedy do nas przybył, był małym dzieckiem. Jego rodzice musieli się jeszcze nim opiekować. Albo robiły to piastunki. Przecież nawet neandertalczycy nie mogli oczekiwać, że czteroletni chłopiec będzie umiał polować i radzić sobie sam. Zresztą nawet gdyby trochę umiał, to upłynęło od tamtej pory parę lat. Na pewno już nic z tego nie pamięta.
— Ale jeżeli wróci do własnego plemienia, oni go z pewnością przyjmą i nauczą wszystkiego od nowa…
— Tak myślisz? On już nie umie zbyt dobrze posługiwać się ich językiem, nie myśli tak jak oni i dziwnie pachnie, bo jest taki czysty. Oni mogą go po prostu zabić.
Mannheim zamyślony wpatrzył się w kieliszek. A panna Fellowes mówiła dalej:
— A poza tym, jaką mamy gwarancję, że on wróci do swojego plemienia? Ja nie bardzo się orientuję, na czym polega podróż w czasie, i podejrzewam, że ludzie z instytutu też nie bardzo to wiedzą. Czy on, wracając, trafi dokładnie w ten moment, w którym zniknął? W takim razie będzie o trzy lata starszy i z ich punktu widzenia zmieni się bardzo w jednej chwili. Nie będą wiedzieli, co mają o nim myśleć. Mogą dojść do wniosku, że jest jakimś demonem. A może wróci na to samo miejsce, ale po trzech latach? Jeżeli tak, to jego plemienia już dawno tam nie będzie, bo przeniesie się ono w inne okolice. Oni byli przecież z pewnością nomadami. Więc kiedy on się tam pojawi, nie zastanie nikogo. Znajdzie się zupełnie sam w surowym, wrogim, bardzo zimnym środowisku. Mały chłopiec, który będzie sam musiał zmierzyć się z epoką lodowcową. Rozumie pan to, panie Mannheim? Rozumiesz?
— Tak — odpowiedział Mannheim. — Rozumiem. Milczał przez dłuższą chwilę. Wyglądał jak ktoś, kto w myśli dokonuje jakiegoś obliczenia.
— Kiedy on ma być wysłany? Wiesz? — spytał w końcu.
— Doktor Hoskins powiedział mi, że prawdopodobnie będzie jeszcze z nami przez parę miesięcy. Nie wiem, czy dwa, czy sześć.
— Tak czy tak niedługo. Musielibyśmy zorganizować kampanię. Pod hasłem „Ratujmy Timmie’ego”. Wiesz, listy do gazet, demonstracje, nakaz sądowy, być może zarządzone przez Kongres śledztwo dotyczące działalności instytutu. Oczywiście dobrze by było, gdybyś i ty wzięła w tym udział, zaświadczyła, że Timmie jest człowiekiem, dostarczyła filmów wideo pokazujących, jak Timmie czyta, jak się ubiera, je, sprząta. Ale chcąc to zrobić, musiałabyś pewnie zrezygnować z pracy w instytucie i straciłabyś kontakt z Timmiem. Tego byś pewnie nie chciała, a i dla nas to nie byłoby dobre. Z drugiej strony przypuszczam…
— Nie — powiedziała panna Fellowes. — To na nic. Mannheim podniósł na nią wzrok, zaskoczony.
— Co na nic?
— Kampania, o jakiej mówisz. To się na nas zemści. Jeśli zaczniesz protestować, grozić demonstracjami i sądem, doktor Hoskins po prostu pociągnie za sznurek. I wszystko. Pociągnie za sznurek. Jest tam taka rączka. Szarpiesz ją i to, co znajduje się w pomieszczeniu, wraca tam, skąd przybyło. Oni nie mogli pozwolić, żeby ktoś związał im ręce, pozywał do sądu i powodawał wydanie nakazu. W takim przypadku zadziałaliby natychmiast i zakończyli tę sprawę.
— Nie odważyliby się.
— Tak myślisz? To ci powiem, że oni już zadecydowali, że eksperyment z udziałem Timmie’ego się zakończył. Potrzebne im miejsce w polu statycznym. Ty ich nie znasz.
Oni nie są sentymentalni. Hoskins jest w zasadzie przyzwoitym człowiekiem, ale gdy chodzi i wybór między Timmiem a przyszłością instytutu, nie będzie się wahał.
A skoro Timmie raz zostanie odesłany, nie uda się go sprowadzić ponownie. To będzie fakt dokonany. Nie znajdą go w przeszłości po raz drugi. I na nic się nie zda nakaz sądowy. Zresztą ktoś, kto żył czterdzieści tysięcy lat temu umarł, zanim komukolwiek śniło się o cywilizacji, nie może odwoływać się do naszych sądów.
Mannheim powoli pokiwał głową. Pociągnął w zamyśleniu z kieliszka. Pojawił się kelner i stanął nad nim, trzymając notesik w pogotowiu, ale Mannheim odprawił go niecierpliwym gestem.
— Można zrobić tylko jedno — powiedział.
— Co mianowicie?
— Mamy w Kanadzie ludzi, którzy z przyjemnością wzięliby Timmie’ego na wychowanie. Są też tacy w Anglii i w Nowej Zelandii. Serdeczni, dobrzy ludzie. Nasza organizacja mogłaby dostarczyć pieniędzy na opłacenie ciebie jako pełnoetatowej opiekunki. Oczywiście musiałabyś kompletnie zmienić swoje życie, zacząć od nowa gdzieś w innym kraju. Ale przypuszczam, że dla Timmie’ego…
— Nie. To nie byłoby możliwe.
— Nie?
— Nie. Absolutnie. Mannheim zmarszczył brwi.
— Rozumiem — powiedział, chociaż widać było, że nie rozumie. — No dobrze, Edith, skoro masz trudności z wyjazdem z kraju, co doskonale rozumiem, myślę, że przynajmniej możemy liczyć na to, że pomożesz nam przemycić Timmie’ego z gmachu instytutu.