Выбрать главу

— Wyjazd z kraju nie stanowi dla mnie żadnego problemu. Dla Timmie’ego zrobiłabym wszystko i pojechała wszędzie. Ale niemożliwe jest przemycenie go poza obręb pola statycznego.

— Czyżby było aż tak pilnie strzeżone? Zapewniam cię, że znajdziemy niezawodny sposób: dokonamy infiltracji, pozyskamy sobie ludzi wśród ochrony i opracujemy plan wykradzenia Timmie’ego z budynku.

— Tego się nie da zrobić. Z naukowego punktu widzenia to niemożliwe.

— Z naukowego…?

— Chodzi o potencjał temporalny, o skumulowanie energii, o linie siły temporalnej. Gdybyśmy przenieśli masę równą masie Timmie’ego z pola statycznego na zewnątrz, nastąpiłaby awaria wszystkich linii energetycznych w mieście. Hoskins mi o tym powiedział i ja wierzę, że to prawda. Oni mają trochę kamyków, ziemi i gałązek, które zaplątały się razem z Timmiem. Trzymają wszystko w tylnej części kopuły i nie mają odwagi przenieść poza nią i wyrzucić. Poza tym nie wiem, czy przeniesienie Timmie’ego poza kopułę byłoby dla niego bezpieczne. Nie jestem pewna, ale być może wiąże się z tym jakieś ryzyko. To są moje domysły. O ile wiem, Timmie, gdyby przeniesiono go z tej kopuły do wszechświata, zostałby poddany jakiemuś działaniu siły temporalnej. Kopuła nie należy do naszego wszechświata. Znajduje się w jakimś specjalnym miejscu. Pamiętasz dziwne uczucie pojawiające się przy przejściu przez drzwi? Czułeś coś wtedy, prawda? Tak więc pomysł, żeby porwać Timmie’ego i wysłać gdzieś za granicę… Nie, nie, ryzyko jest zbyt wielkie. Nie dla mnie czy dla ciebie, tylko dla Timmie’ego. Mannheim miał ponurą minę.

— Już nic nie rozumiem — powiedział. — Proponuję, że podniesiemy zgodną z prawem wrzawę w obronie Timmie’ego, a ty mówisz, że to na nic, że oni po prostu pociągną za sznurek, gdy tylko zaczniemy mówić o sprawie. Wobec tego proponuję coś nielegalnego, proponuję, że wykradniemy go z pola statycznego i umieścimy poza zasięgiem Hoskinsa. A ty znowu mi mówisz, że to na nic. Z jakichś powodów mających coś wspólnego z fizyką. W porządku, Edith, ja chcę pomóc, ale ty dałaś mi twardy orzech do zgryzienia i na razie nie mam dobrych pomysłów.

— Ani ja — powiedziała zgnębiona panna Fellowes. Siedzieli w milczeniu, a deszcz bębnił w okna restauracji.

11. Odejście

W Instytucie Badań nad Polem Statycznym mówiono tylko o Projekcie „Średniowiecze”. Wszyscy zgadzali się, że jest to początek zadziwiającej, nowej fazy doświadczeń z podróżami w czasie. Unikatowy proces, nad którym panowali uczeni z instytutu, miał otworzyć bramy historycznej przeszłości, miał wnieść w wiek dwudziesty pierwszy bezcenny skarb — zdumiewającą wiedzę o życiu w dawnych wiekach. A także i skarby innego rodzaju — bo jeżeli można sięgać w przeszłość historyczną i sprowadzać stamtąd ludzi, to dlaczego nie ściągać też dzieł sztuki, rzadkich książek, manuskryptów i cennych obiektów wszelkiego typu? Zasoby muzealne świata podwoją się, potroją, pomnożą dzięki temu w ciągu jednego dnia! I wszystkie te rzeczy będą w doskonałym stanie. A przy tym, sprowadzając je, nie poniesie się żadnych kosztów, poza kosztami energetycznymi.

Wszyscy w instytucie modlili się o to, żeby Projekt „Średniowiecze” się powiódł. Wszyscy oprócz Edith Fellowes, która po cichu modliła się o jego niepowodzenie. O to, żeby teorie Hoskinsa okazały się błędne, albo żeby zawiodły urządzenia. Była to jedyna rzecz, jakiej Edith Fellowes mogła się teraz uczepić, jedyna jej nadzieja, gdyż tylko to mogło zapobiec śmierci Timmie’ego. Gdyby się okazało, że człowieka z czternastego wieku nie da się sprowadzić, Timmie byłby uratowany, gdyż oznaczałoby to, że nie trzeba opróżniać zajmowanej przez niego kopuły i że wszystko może iść po staremu.

Dlatego panna Fellowes miała nadzieję, że projekt się nie powiedzie. Natomiast reszta świata pragnęła, żeby się powiódł. I panna Fellowes, kierując się irracjonalnym odruchem, nienawidziła za to reszty świata. Szum czyniony wokół projektu osiągnął teraz apogeum. Media miały na tym punkcie obsesję, to samo można było powiedzieć o publiczności. Instytut Badań nad Polem Statycznym już dawno nie miał czym przyciągnąć ich uwagi. Jakiś nowy kamień czy jeszcze jedna pochodząca z zamierzchłych czasów ryba nie mogły wzbudzić żadnych emocji. Mały dinozaur w swoim czasie wywołał pewną sensagę, ale potem o nim zapomniano. A Timmie-neandertalczyk, Timmie-jaskiniowiec miał szansę zainteresować publiczność na trochę dłużej, ale tylko gdyby okazał się dzikim małpoludem, jakiego wielu się spodziewało. Rzeczywistość jednak okazała się inna: Timmie wcale nie był małpoludem, był tylko brzydkim małym chłopcem. Brzydkim małym chłopcem, który chodził w kombinezonie i nauczył się czytać ilustrowane książeczki. Cóż w tym interesującego? Timmie przestał być człowiekiem prehistorycznym. Może gdyby ryczał ze złości, walił się pięściami w piersi i wydawał z siebie jakieś godne dzikusa dźwięki, mógłby ich zainteresować swoją osobą na dłużej. Ale to nie było w jego stylu.

Tymczasem człowiek z jakiejś epoki znanej z historii, dorosła osoba, która własnymi oczami patrzyła na Joannę d’Arc, Ryszarda Lwie Serce czy Saladyna, ktoś, kto mówił zrozumiałym językiem, ktoś, kto był zdolny ożywić historię…

Mijały tygodnie. Zbliżała się ta chwila.

Godzina Zero Projektu „Średniowiecze” była tuż, tuż.

Od czasu przybycia Timmie’ego, co miało miejsce trzy lata wcześniej, Hoskins i jego współpracownicy nauczyli się dużo na temat techniki reklamy. Tym razem świadkami wydarzenia nie mieli być nieliczni obserwatorzy siedzący na balkonie. Tym razem technicy z instytutu mieli odegrać swoją rolę przed prawie całą ludzkością.

Panna Fellowes niemal szalała z niepokoju. Pragnęła, żeby całe to napięcie już minęło. Chciała wiedzieć, czy przedsięwzięcie się powiedzie, czy nie. W momencie kluczowym miała znajdować się na sali. Och, żeby jej nowa pomocnica już przyszła i żeby ona mogła już tam pójść. Ta nowa pomocnica nazywała się Mandy Terris. Zastąpiła panią Stratford, która odeszła do lepiej płatnej pracy w innym stanie…

— Panno Fellowes?

Odwróciła się pospiesznie, mając nadzieję, że wreszcie pojawiła się Mandy Terris. Ale nie, to była sekretarka doktora Hoskinsa, która przyprowadziła Jerry’ego, żeby się pobawił z Timmiem. Sekretarka zostawiła chłopca i szybko odeszła. Ona także spieszyła się, chcąc zająć dobre miejsce, z którego można było obserwować kulminację Projektu „Średniowiecze”.

Jerry, zmieszany, przysunął się bokiem do panny Fellowes.

— Panno Fellowes? — powiedział.

— Co takiego, Jerry?

Chłopiec wyjął z kieszeni postrzępiony wycinek z gazety i pokazał.

— To jest zdjęcie Timmie’ego, prawda?

Panna Fellowes spojrzała na wycinek. Tak, to był Timmie, uśmiechnięty szeroko Timmie. Zamieszanie wywołane Projektem „Średniowiecze” spowodowało pewne odrodzenie zainteresowania Timmiem. Fotografia, którą trzymał Jerry, została zrobiona niedawno, w trzy lata po przybyciu chłopca, na „przyjęciu urodzinowym” , podczas którego kilku uczonych, kilku dziennikarzy, Jerry i sam Timmie obchodzili trzecią rocznice narodzin Timmie’ego w dwudziestym pierwszym wieku. Timmie trzyma jeden z „urodzinowych” prezentów — błyszczącego robota-zabawkę.

— Tak, no i co z tego? — powiedziała panna Fellowes. Jerry przyjrzał jej się bacznie.

— Tutaj jest napisane, że Timmie jest małpoludem. Oni nie powinni tak pisać, prawda?