Timmie starał się pohamować łzy, ale na nic się to nie zdało. Po chwili płynęły po obu policzkach. Mówił płaczliwym głosem, niewyraźnie. Ale ona rozróżniała każde słowo.
— Powiedział, że nie będzie się więcej bawił z małpą. Ja odpowiedziałem, że nie jestem małpą. Nie jestem. Wiem, co to małpa.
— Timmie… Timmie…
— Mówił, że wyglądam śmiesznie. Że jestem straszny i brzydki. Powtarzał to w kółko i ja go ugryzłem.
Teraz oboje płakali.
— To nieprawda — powiedziała panna Fellowes, szlochając. — Wiesz, że to nieprawda. Jesteś prawdziwym chłopcem. Jesteś kochanym prawdziwym chłopcem, najlepszym na świecie. I nikt, nikt mi cię nigdy nie zabierze.
Potem wyszła spod kopuły. Elliott i Mortenson wciąż krzątali się koło Jerry’ego. Mandy Terris nie było widać.
— Zabierzcie stąd chłopca — powiedziała panna Fellowes. — Zaprowadźcie go do gabinetu ojca i tam zróbcie to wszystko, co jeszcze trzeba zrobić. A jeżeli spotkacie panią Terris, powiedzcie jej, że może odebrać czek z należną jej pensją, a potem niech się stąd zabiera.
Kiwnęli głowami. Wycofali się bardzo szybko, jakby mieli do czynienia z kimś, kto zieje ogniem. A ona odwróciła się i poszła do Timmie’ego.
Była już zdecydowana. Decyzja przyszła jej bardzo łatwo: nagle uświadomiła sobie, co trzeba zrobić, i nagle postanowiła, że zrobi to od razu, szybko. Nie można się było wahać. Być może wiązały się z tym nie znane jej niebezpieczeństwa, ale musiała zaryzykować. Jeżeli nie zrobi niczego, Timmie zostanie wysłany w przeszłość na pewną śmierć. A jeżeli zrobi to, co zamierza — będzie przynajmniej jakaś nadzieja. Tak, nadzieja, że plan się powiedzie. Z jednej strony była więc pewna śmierć, a z drugiej — nadzieja. Toteż łatwo przyszło jej dokonać wyboru. Zresztą nie miała czasu na zastanawianie się. Teraz, kiedy własny syn Hoskinsa został pogryziony, nie było już czasu.
Musi to zrobić jeszcze tej nocy, tej nocy, kiedy wszyscy świętują, upojeni sukcesem Projektu „Średniowiecze”.
Żałowała, że nie może zadzwonić do Bruce’a Mannheima i powiedzieć mu o tym. Nie odważyłaby się jednak podjąć takiego ryzyka. Komputery obsługujące centralę mogły mieć zainstalowany jakiś program zabezpieczający. Mogłyby zarejestrować to, co ona mówi, i zawiadomić administrację o jej zamiarach. Porozumie się z Mannheimem po fakcie. Na pewno nie będzie miał pretensji, że budzi go nad ranem z tego powodu. I weźmie się zaraz do roboty.
Północ, pomyślała. Północ to właściwy moment.
Nie będzie miała żadnych kłopotów z wyjściem i powrotem o tak późnej porze. Często wracała do Timmie’ego nocą, nawet wtedy, gdy nocowała już we własnym mieszkaniu. Wartownik zna ją dobrze, więc nie przyjdzie mu nawet do głowy zadawać jej jakieś pytania. Nie będzie się też zastanawiał, dlaczego ona niesie walizkę. Panna Fellowes zrobiła próbę — wymówiła obojętnie słowa: „To gry dla chłopca” i uśmiechnęła się spokojnie.
Gry dla chłopca? I wnosi je o północy?
Ale dlaczego ktoś miałby mieć jakieś wątpliwości? Przecież żyła wyłącznie dla Timmie’ego. Całe jej otoczenie o tym wiedziało. Taka już była — można się było po niej spodziewać, że przyniesie dla niego gry w środku nocy. Dlaczego wartownik miałby zwrócić na to uwagę?
Rzeczywiście — nie zwrócił.
— Dobry wieczór, panno Fellowes. Dzisiaj był wielki | dzień, prawda?
— Tak, rzeczywiście. To gry dla chłopca — powiedziała,] pokazując mu walizkę i uśmiechając się.
Po czym przekroczyła barierę bezpieczeństwa.
Kiedy weszła do domku dla lalek, Timmie wciąż nie spał.
— Panno Fellowes… panno Fellowes…
Czyniąc wielki wysiłek, udawała, że wszystko jest normalnie. Zachowywała się tak, nie chcąc go przestraszyć.
— Spałeś? — zapytała.
— Trochę — odpowiedział.
Miał znowu ten sen i przez to się obudził. Usiadła więc na chwilę koło niego, żeby z nim pomówić o snach, i słuchała, jak ze smutkiem wypytuje o Jerry’ego. Wykazywała taką cierpliwość, do jakiej potrafiła się zmusić. Nie ma pośpiechu, powiedziała sobie. Dlaczego ktoś miałby coś podejrzewać? Mam prawo być tutaj.
A poza tym mało jest osób, które mogą ją zobaczyć, kiedy będzie wychodziła. Nikt nie zapyta, co jest w zawiniątku, które trzyma w ramionach. Timmie będzie bardzo spokojny, a potem będzie już po fakcie. Ta rzecz się stanie i na nic zdadzą się starania, żeby się odstała. Zostawią ją w spokoju. Być może jej postępek spowoduje awarię elektrowni w sześciu okręgach. Jednak po fakcie nie będzie sensu umieszczać Timmie’ego z powrotem w jego więzieniu.
Panna Fellowes otworzyła walizkę.
Wyjęła płaszcz, wełnianą czapkę z nausznikami i resztę rzeczy.
Oszołomiony i przestraszony Timmie zapytał:
— Dlaczego wkłada pani na mnie to wszystko?
— Mam zamiar zabrać cię spod kopuły, Timmie — odpowiedziała. — Tam, gdzie przebywasz w snach.
— W snach?
Na jego twarzy odmalowała się nagle tęsknota pomieszana jednak ze strachem.
— Nie masz się czego bać. Będziesz ze mną. Nie będziesz się bał, kiedy będziesz ze mną, prawda Timmie?
— Nie, panno Fellowes.
Przytulił swoją niekształtną głowę do jej boku, a ona — pod ramieniem, którym go obejmowała — poczuła bicie jego małego serca.
Podniosła go. Wyłączyła alarm i po cichu otworzyła drzwi.
I wrzasnęła przerażona.
Gdyż przed nią, po drugiej stronie drzwi, stał Gerald Hoskins.
Hoskinsowi towarzyszyli dwaj mężczyźni, a on sam wpatrywał się w pannę Fellowes ze zdumieniem równym jej własnemu.
Panna Fellowes oprzytomniała pierwsza, po sekundzie, i spróbowała szybko przepchnąć się obok niego na korytarz. Ale to sekundowe opóźnienie sprawiło, że Hoskins zdołał ją złapać za rękę. Chwycił gwałtownie i popchnął tak mocno, że zatrzymała się dopiero, gdy wpadła na komodę. Potem Hoskins gestem przywołał dwóch mężczyzn i stanął naprzeciwko niej, blokując drzwi.
— Nie spodziewałem się tego. Czy pani oszalała? Panna Fellowes zdołała osłonić ramieniem Timmie’ego, tak że chłopiec nie uderzył się o komodę. Teraz odwróciła się, przyciskając go do siebie i patrząc na Hoskinsa gniewnie i buntowniczo. Ale cała jej buntowniczość zniknęła, gdy zaczęła mówić.
— Co w tym złego, że zabiorę stąd Timmie’ego, panie doktorze? — zapytała błagalnym tonem. — Nie wierzę, że coś takiego jak utrata energii znaczy dla pana więcej niż| życie ludzkie.
Hoskins kiwnął głową do dwóch towarzyszących mu mężczyzn, którzy stanęli zaraz koło niej, gotowi w razie potrzeby ją unieruchomić. Sam natomiast wyciągnął ręce i wziął Timmie’ego z jej ramion.
— Awaria, której przyczyną byłoby to, co pani chciała zrobić, spowodowałaby odcięcie ogromnego obszaru od dopływu prądu. Przez cały jutrzejszy dzień miasto nie funkcjonowałoby normalnie. Nie działałyby komputery, systemy alarmowe, zaprzepaszczone zostałyby dane, byłoby mnóstwo zamieszania. Wytoczono by tysiąc procesów i my bylibyśmy w nich pozwanymi. Kosztowałoby to nas miliony. Mogłoby nawet doprowadzić do bankructwa. Oznaczałoby to dla nas co najmniej ogromną stratę finansową i kolosalne fiasko, jeżeli chodzi o naszą opinię. Proszę sobie wyobrazić, co powiedzieliby ludzie, gdyby się dowiedzieli, że wszystko zostało spowodowane przez sentymentalną pielęgniarkę działającą nieracjonalnie pod wpływem miłości do małpoluda.
— Małpoluda! — powtórzyła panna Fellowes z bezsilną furią.