Выбрать главу

— Możemy być gotowi za pięć dni. Nie mogłem zabrać najnowszych systemów napędowych z Floty Światów. Dysponując zbudowaną przez ludzi maszynerią, możemy zwalniać z przeciąże­niem zaledwie dwudziestu g. Czy ciążenie w kabinie jest odpowiednie?

— Trochę za małe. Jeden g?

— Nie, takie jak na Pierścieniu, 0,992 ziemskiego.

— Niech tak zostanie. Najlepiej Ukryty, nie dałeś nam żadnych instrumentów. Chciałbym przyjrzeć się Pierścieniowi.

Lalecznik zamyślił się.

— W waszym lądowniku jest teleskop — rzekł — ale nie można go skierować w dół. Zaczekajcie chwilę. — Odwrócił się do tablicy przyrządów. Jedną głowę wykręcił w tył i powiedział kilka sycząco-parskająco-warczących słów w języku bohaterów.

— Mów w interworldzie. Niech Louis też słucha — zapropo­nował Chmee.

Lalecznik zastosował się do jego rady.

— Dobrze jest znowu mówić jakimkolwiek językiem — za­czął. — Byłem samotny. Przekażę wam obraz z teleskopu „Igły”.

Pod stopami Louisa Wu pojawił się prostokąt, bez linii granicznych, w którym nagle urosło słońce Pierścienia i okoliczne gwiazdy. Człowiek przesłonił słońce ręką i zaczął szukać. Znalazł Pierścień: błękitną wstęgę tworzącą półokrąg.

Bierze się pięćdziesiąt stóp wstążki o szerokości cala, służącej do obwiązywania prezentów gwiazdkowych. Formuje się z niej koło, stawia krawędzią na podłodze, a w środku umieszcza się świecę. Teraz wystarczy powiększyć skalę.

Pierścień był wstęgą z niedorzecznie mocnego materiału, szeroką na milion i długą na sześćset milionów mil, uformowaną w koło o promieniu dziewięćdziesięciu pięciu milionów mil, ze słońcem w środku. Obracał się z szybkością siedmiuset siedemdziesięciu mil na sekundę, co wystarczało do wytworzenia, dzięki sile odśrodkowej, ciążenia jednego g. Nieznani budowniczowie ułożyli na jego wewnętrznej powierzchni warstwy gleby, oceanów i atmo­sfery. Na obu krawędziach wznieśli wysokie na tysiąc mil ściany, by zatrzymać powietrze. Przypuszczalnie powietrze i tak uciekało nad ścianami, ale niezbyt szybko. Wewnętrzny krąg dwudziestu czarnych prostokątów na orbicie równej szlakowi Merkurego w Układzie Słonecznym zapewniał trzydziestogodzinny cykl dobowy.

Pierścień był zamieszkaną planetą o powierzchni sześciuset milionów milionów mil kwadratowych. Trzy miliony razy większej niż powierzchnia Ziemi.

Louis, Mówiący-do-Zwierząt, Nessus i Teela Brown przemie­rzali Pierścień prawie przez rok: dwieście tysięcy mil w poprzek, a potem z powrotem do miejsca, gdzie rozbił się „Kłamca”. Jedna piąta szerokości. Nie stali się wcale ekspertami. Czy ktoś w ogóle odważyłby się uznać siebie za eksperta od Pierścienia?

Zbadali jednak jeden z portów kosmicznych, umieszczony na występie po zewnętrznej stronie krawędzi. Jeśli Najlepiej Ukryty mówił prawdę, nie potrzebowali niczego więcej. Mieli wylądować na półce portu kosmicznego, zabrać to, co spodziewał się znaleźć lalecznik, i odlecieć. Szybko! Ponieważ…

Ponieważ wymowa prostokątnego teleskopowego obrazu, który przekazywał im Najlepiej Ukryty, była boleśnie oczywista. Błękitny łuk Pierścienia — koloru trzech milionów podobnych do Ziemi światów, zbyt odległy, by ukazały się szczegóły, ale przepasany granatowym cieniem prostokątów — otaczał słońce wyraźnie przesunięte w stosunku do środka.

* * *

— Nie wiedzieliśmy o tym — oświadczył Chmee. — Spędziliś­my tam rok i nic o tym nie wiedzieliśmy. Jak to możliwe?

— Pierścień mógł wtedy nie być przesunięty. To było dwadzieś­cia trzy lata temu — odpowiedział lalecznik.

Louis skinął głową. Mówienie rozpraszałoby go. Tylko ekstaza ratowała przed przerażeniem na myśl o losie mieszkańców Pierścienia, przed strachem o siebie i poczuciem winy. Najlepiej Ukryty mówił dalej:

— Pierścień jest niestabilny w płaszczyźnie swojej orbity. Z pewnością wiedzieliście o tym?

— Nie!

— Ja też nie wiedziałem, dopóki nie wróciłem na Ziemię. Wtedy wykonałem pewne obliczenia — powiedział Louis.

Obaj obcy patrzyli na niego. Wcale nie pragnął tego zaintere­sowania. No, dobrze.

— Łatwo wykazać, że Pierścień jest niestabilny. Stabilny wzdłuż osi, ale niestabilny w płaszczyźnie. Musiało istnieć coś, co trzymało go we właściwym położeniu.

— Ale teraz Pierścień jest przesunięty!

— Cokolwiek to było, przestało działać.

Chmee przejechał pazurami po niewidzialnej podłodze.

— Ależ to znaczy, że oni muszą zginąć. Miliardy, dziesiątki miliardów… biliony? — Odwrócił się do Louisa. — Męczy mnie twój głupkowaty uśmiech. Czy mógłbyś rozmawiać bez drouda?

— Mogę świetnie rozmawiać.

— Więc mów. Dlaczego Pierścień jest niestabilny? Nie wyko­nuje ruchu obrotowego?

— Oczywiście, że wykonuje. Ten potwornie szybki ruch obro­towy usztywnia go. Wystarczy odrobinę odsunąć Pierścień od środka, a natychmiast przesunie się jeszcze bardziej. Pobawiłem się trochę komputerem i otrzymałem liczby, w które sam nie mogę uwierzyć.

— Kiedyś sądziliśmy, że możemy zbudować nasz własny Pierścień. Niestabilność jest jednak zbyt duża. Wystarczy nawet silny rozbłysk słoneczny, by wytrącić go z położenia równowagi. Pięć lat później roztrzaskałby się o słońce — powiedział Najlepiej Ukryty.

— Otrzymałem takie samo rozwiązanie — stwierdził Louis. — Właśnie to musiało się tutaj wydarzyć.

Chmee znowu przeorał podłogę pazurami.

— Dysze korygujące! Budowniczowie Pierścienia zamontowali­by dysze!

— Może. Wiemy, że mieli silniki strumieniowe Bussarda. Używali ich na swoich statkach. Zgoda, duża liczba wielkich silników na obu krawędziach wystarczyłaby, żeby utrzymać Pierścień we właściwym położeniu. Spalałyby wodór z wiatru słonecznego. Nigdy nie zabrakłoby im paliwa.

— Niczego takiego nie widzieliśmy. Pomyśl, jak ogromne musiałyby być te silniki!

Louis zachichotał.

— Co nazywasz ogromnym? Na Pierścieniu? Przeoczyliśmy je, to wszystko. — Ale nie podobał mu się sposób, w jaki Chmee stanął nad nim z wysuniętymi pazurami.

— Przyjmujesz to wszystko tak lekko? Mieszkańców Pierścienia musi być tylu, że tysiąckrotnie zapełniliby światy poznanego kosmosu. Są bardziej podobni do twojej rasy, niż do mojej.

— Jesteś bezlitosnym, okrutnym mięsożercą. Postaraj się to zapamiętać — odpowiedział Louis kzinowi. — Posłuchaj, zmartwi mnie to. Zmartwi mnie bardzo, kiedy Najlepiej Ukryty wyłączy mi drouda. Ale to mnie nie zabije, ponieważ tymczasem już trochę do tego przywyknę. Czy masz pomysł, jak możemy im pomóc? Jakikolwiek?

Kzin odwrócił się.

— Najlepiej Ukryty, ile czasu im zostało?

— Spróbuję obliczyć.

Słońce było mocno przesunięte w stosunku do Pierścienia. Louis oceniał, że może znajdować się w odległości jakichś siedemdziesię­ciu milionów mil od bliższej strony, co oznaczało, że od dalszej dzieli je sto dwadzieścia milionów mil. Bliższa strona otrzymywała w przybliżeniu trzy razy więcej światła niż druga, a cała struktura wykonywała jeden obrót w ciągu siedmiu- i pół trzydziestogodzinnej doby. Podobnie zmieniała się pogoda. Rośliny, które nie przystosują się do tych zmian, wyginą. Zwierzęta również. I ludzie.

Najlepiej Ukryty ukończył pracę przy teleskopie. Teraz pracował przy komputerze, niewidoczny za litą zieloną ścianą. Louis zastanawiał się, co jeszcze mieści się w ukrytej części statku.

W pole widzenia przytruchtał lalecznik.