Выбрать главу

Przeszli przez ostatnie drzwi. Za nimi była jasno oświetlona kopuła, wysuszona ziemia z podium pośrodku i zapach, pod wpływem którego Louis odwrócił się szybko i zaczął uciekać, ciągnąc zdezorientowanego Kawaresksenjajoka za cienki nadgar­stek. Śluza zamknęła się, zanim chłopiec zaczął stawiać opór. Louis uderzył go po głowie i biegł dalej. Minęli trzy śluzy, nim się zatrzymali. W końcu dołączył do nich Chmee.

— Droga prowadzi dalej przez skrawek ziemi uprawnej pod sztucznymi słońcami. Zautomatyzowany sprzęt ogrodniczy wysiadł i rośnie już niewiele roślin, ale rozpoznałem je.

— Ja również — powiedział Louis.

— Poznałem zapach. Dość nieprzyjemny.

— Nic nie poczułem! Dlaczego mnie tak ciągnąłeś? Dlaczego mnie uderzyłeś? — krzyknął chłopiec.

— Flup — powiedział Louis. Przyszło mu do głowy, że Kawaresksenjajok jest za młody: zapach drzewa życia nic dla niego nie znaczy.

Tak więc chłopiec został z obcymi. Ale Louis Wu nie wiedział, co się działo dalej w centrum kontrolnym. Wrócił sam do „Igły".

* * *

Sonda nadal znajdowała się na powierzchni Pierścienia, w od­ległości kilku minut świetlnych. Hologramowe okno, jaśniejące na tle czarnego bazaltu na zewnątrz „Igły”, przekazywało widok z kamery sondy: zamglony, teleskopowy obraz gwiazdy trochę mniej aktywnej od Słońca. Najlepiej Ukryty musiał włączyć go, zanim wyszedł.

Kość w ramieniu Harkabeeparolyn zrastała się trochę krzywo; stary przenośny zestaw pierwszej pomocy, należący do Teeli, nie potrafił jej nastawić. Ale zrastała się. Louis bardziej martwił się o stan emocjonalny bibliotekarki.

Wyrwana ze swojego świata, który wkrótce miały ogarnąć płomienie, przeżywała coś, co można było nazwać szokiem kulturowym. Znalazł ją na wodnym łóżku, przyglądającą się powiększonemu słońcu. Skinęła głową, kiedy ją pozdrowił. Nie poruszyła się nawet wiele godzin później. Louis próbował skłonić ją do rozmowy. To nie był dobry pomysł. Starała się zapomnieć swoją przeszłość, wszystko.

Znalazł lepsze wyjście: postanowił naukowo wyjaśnić jej sytua­cję. Znała trochę fizyki. Nie miał dostępu do komputera „Igły” ani urządzeń hologramowych, więc rysował wykresy na ścianach. Dużo wymachiwał rękami. Wydawało się, że Harkabeeparolyn rozumie.

Drugiej nocy po powrocie obudził się i zobaczył ją, jak siedzi ze skrzyżowanymi nogami na wodnym łóżku i obserwuje go w zamyśleniu, trzymając na kolanach laserową latarkę. Napotkał jej szklisty wzrok, potem przewrócił się na drugi bok i zasnął. Obudził się następnego ranka, i co z tego, nieżas.

Tego popołudnia on i Harkabeeparolyn patrzyli, jak ze słońca bucha płomień i sięga coraz dalej, dalej i dalej. Niewiele rozmawiali.

Epilog

Jeden falan później, dziesięć obrotów Pierścienia:

Wysoko na łuku Pierścienia świeciło jasno dwadzieścia jeden płomyków świec; tak samo jasno, jak korona hiperaktywnego słońca widoczna wokół brzegów czarnego prostokąta.

„Igła” nadal była zagrzebana w bazalcie pod Mapą Marsa. Załoga statku patrzyła, dzięki uprzejmości kamer sondy, na hologramowe okno. Sondę osadzono na urwistym brzegu Mapy Marsa, na śniegu z dwutlenku węgla, gdzie istniały niewielkie szansę, że dobiorą się do niej Marsjanie.

Między tymi dwoma rzędami płomieni świec umierali ludzie, zwierzęta, rośliny. Na taką skalę, że zamieszkana przez ludzi część kosmosu pustoszała; a rośliny usychały albo rosły dziwnie. Owady i zwierzęta mnożyły się, ale podlegały mutacjom. Valavir-gillin dziwiła się, dlaczego umarł jej ojciec, dlaczego ona sama często wymiotuje; zastanawiała się, czy to początek ogólnej zagłady i co robią w tej sprawie Gwiezdni Ludzie.

Ale nie było tego widać z odległości pięćdziesięciu siedmiu milionów mil. Tylko płomienie silników Bussarda spalające wzbogacone paliwo.

— Mam przyjemność ogłosić — powiedział Najlepiej Ukryty — że środek masy Pierścienia przesuwa się z powrotem w stronę słońca. W ciągu następnych sześciu lub siedmiu obrotów będziemy mogli znowu włączyć obronę przeciwmeteorytową. Pięć procent wydajności dysz korygujących wystarczy, żeby utrzymać kon­strukcję na właściwym miejscu.

Chmee chrząknął z zadowoleniem. Louis i Inżynierowie nadal patrzyli w hologram jarzący się w głębi czarnego bazaltu.

— Wygraliśmy — oznajmił dwugłowy. — Louis, dałeś mi zadanie, którego ogrom dorównuje jedynie budowie Pierścienia, i rzuciłeś na szalę moje życie. Potrafię zaakceptować twoją arogancję teraz, kiedy wygraliśmy, ale istnieją pewne granice. Chcę usłyszeć, jak mi gratulujesz, albo odetnę ci dopływ powietrza.

— Gratulacje — powiedział Louis Wu.

Kobieta i chłopiec, siedzący po obu jego stronach, zaczęli płakać. Chmee parsknął:

— Zwycięzcy należy się przynajmniej prawo do triumfowania. Myślisz o martwych i umierających? Godni twojego szacunku poświeciliby się sami.

— Nie dałem im żadnej szansy. Słuchaj, nie proszę cię, żebyś czul się winny…

— Dlaczego miałbym się czuć winny? Nie chcę nikogo urazić, ale umarli i umierający wszyscy są hominidami. Nie należą do twojego gatunku, Louis, i z całą pewnością nie do mojego. Ani do gatunku lalecznika. Jestem bohaterem. Uratowałem populację, która zaludniłaby dwa światy, a jej część należy do mojej rasy albo prawie.

— W porządku, rozumiem, o co ci chodzi.

— I teraz, mając do dyspozycji zaawansowaną technikę, zamierzam stworzyć imperium.

Louis stwierdził, że się uśmiecha.

— Jasne, dlaczego nie? Na Mapie Kzinu?

— Myślałem o tym. Sądzę, że wolę Mapę Ziemi. Teela powiedziała, że kzińscy odkrywcy rządzą Mapą Ziemi. Duchem mogą bardziej przypominać moich podbijających światy współplemieńców niż dekadenci z Mapy Kzinu.

— Wiesz, chyba masz rację.

— Co więcej, ci z Mapy Ziemi spełnili odwieczne marzenie mojej rasy.

— Czyżby?

— Podbijając Ziemię, ty idioto.

Już od tak dawna Louis Wu się nie śmiał. Podbijając nizinne małpy!

— Sic transit gloria mundi. Jak zamierzasz się tam dostać?

— Nie powinno być wielkim wyczynem uwolnienie „Igły” i skierowanie jej na Olympus Mons…

— Statek jest mój — przerwał mu łagodnie, ale stanowczo Najlepiej Ukryty. — Moje są urządzenia sterownicze. „Igła” poleci tam, gdzie ja zechcę.

— To znaczy gdzie? — Napięcie w głosie Chmee.

— Nigdzie. Nie czuję potrzeby usprawiedliwiania się — oświad­czył Najlepiej Ukryty. — Nie należycie do mojego gatunku, a poza tym, jak możecie mnie skrzywdzić? Spalicie znowu mój napęd hiperprzestrzenny? Ale ponieważ jesteście moimi sojusz­nikami, wyjaśnię wam.

Chmee stal przy przedniej ścianie, z całą uwagą słuchając lalecznika. Pazury miał wysunięte. Futro najeżyło mu się wokół szyi. Naturalnie.

— Pogwałciłem tradycję — powiedział Najlepiej Ukryty. — Funkcjonowałem, chociaż w każdej sekundzie groziła mi śmierć. Przez blisko dwie dekady moje życie wisiało na włosku, przy czym ryzyko wzrastało niemal asymptotycznie. Ryzyko się skoń­czyło, a ja jestem wygnańcem, ale żyję. Chcę odpocząć. Jesteście w stanie zrozumieć moją potrzebę długiego odpoczynku? W „Igle” mam wszelkie wygody. Mój statek jest bezpiecznie zagrzebany w skale, między dwiema warstwami scrithu, który dorównuje wytrzymałością kadłubowi „Igły". Mam spokój i bezpieczeństwo. Jeśli później poczuję potrzebę prowadzenia badań, na zewnątrz czeka miliard mil sześciennych Centrum Remontowego Pierścienia. Jestem, gdzie chcę być, i zostanę tutaj.