W tych ostatnich chwilach przed burzą uwagę Bisesy przykuwał obraz zaćmienia Słońca. Obraz był przekazywany z samolotu, który przez ponad godzinę podążał za przesuwającym się cieniem zaćmienia. W tym momencie znajdował się nad zachodnim Pacyfikiem, gdzieś u wybrzeży Filipin. W pewnym sensie było to zaćmienie podwójne, ponieważ cień Księżyca potęgował cień rzucany przez tarczę, ale nawet przy tej odrobinie światła Słońce było źródłem pięknego widowiska, ponieważ jego rozwichrzona korona przypominała włosy Meduzy, przed którymi Ziemię miała chronić tarcza Ateny.
Samolot obserwacyjny nie był na niebie sam. Za cieniem Księżyca, którzy przesuwał się po powierzchni Ziemi, podążała cała flotylla statków powietrznych, poniżej zaś, na oceanie, zgodnym kursem płynęła grupa statków, a wśród nich ogromny liniowiec. Szukanie schronienia w cieniu przyjaznego Księżyca było jedną z bardziej racjonalnych strategii, jaką wymyślili ludzie, żeby uniknąć promieniowania burzy słonecznej, i na owym pasie pogrążonego w cieniu oceanu zgromadziły się ich tysiące. Oczywiście było to daremne. W danym miejscu czas trwania zaćmienia całkowitego wynosił jedynie kilka minut i nawet znajdując się na jednym z tych ścigających cień Księżyca samolotów, w najlepszym razie można było zapewnić sobie osłonę przez nieco ponad trzy godziny. Ale, pomyślała Bisesa, nie można było ludzi winić za to, że próbują.
Widok ten jakoś sprawił, że ów straszny poranek stał się dla Bisesy realny. Pierworodni zaplanowali burzę słoneczną dokładnie na tę chwilę, aby ta kosmiczna koincydencja zajaśniała pełnym blaskiem na ziemskim niebie. Byli nawet na tyle aroganccy, że pokazali jej, co zamierzają uczynić. I teraz to się działo, rozwijało się dokładnie tak, jak zaplanowali, tak że można to było oglądać na żywo w telewizji…
Myra wydała stłumiony okrzyk. Bisesa przycisnęła córkę do siebie.
Na obrazie pokazującym zaćmienie, wokół pociemniałej tarczy Księżyca buchnęło światło, jak gdyby po drugiej stronie satelity zdetonowano gigantyczną bombę. Oczywiście była to burza słoneczna. Zegar Bisesy pokazywał, że wybuchła dokładnie w chwili, którą przewidział Eugene Mangles. Złudnie mignęły śledzące zaćmienie samoloty, spadając w dół.
Potem ów fragment ściennego ekranu zamigotał i zgasł, a zamiast niego pojawiło się niebieskie tło oznaczające brak sygnału. Pozostałe fragmenty ekranu gasły jeden po drugim, a gadające głowy umilkły.
3:10 (czas londyński)
Na pokładzie Aurory 2 kontrolerzy pracy tarczy otworzyli torebki z solonymi orzeszkami ziemnymi.
Bud Tooke chwycił swoją torebkę. Był to stary, przynoszący szczęście zwyczaj, który pochodził z Jet Propulsion Laboratory w Pasadenie; stamtąd właśnie pochodziły wszystkie bezzałogowe statki kosmiczne, jak również najważniejsi specjaliści zatrudnieni przy realizacji tego projektu. Teraz szczęście powinno nam dopisać, pomyślał Bud.
Jeden duży ekran miał pokazywać widok całej Ziemi.
Z punktu widzenia sterowni umieszczonej w samym środku tarczy, w której siedział Bud, geometria nieba była nieskomplikowana. Tutaj, w punkcie L1, tarcza unosiła się stale między Ziemią a Słońcem. Dlatego z punktu widzenia Buda Ziemia była zawsze w pełni. Ale dzisiaj, jak na dany znak, Księżyc znalazł się między Ziemią a Słońcem i teraz wędrował przez tunel cienia rzucanego przez tarczę — tunel o szerokości prawie równej czterokrotnej średnicy Księżyca. Bud widział nawet jeszcze głębszy cień, jaki Księżyc rzucał na powierzchnię Ziemi, szeroki, szary dysk, przesuwający się nad Pacyfikiem. To niezwykłe ustawienie widać było w widmowym, przyćmionym świetle, ponieważ tarcza kierowała w bok prawie całe światło słoneczne.
Kiedy wybuchła burza słoneczna, oświetlona tarcza Księżyca rozbłysła na ułamek sekundy, zanim kaskada światła dosięgła Ziemi.
Bud obrócił się natychmiast w stronę swoich ludzi. Zlustrował wzrokiem rząd twarzy tych, którzy znajdowali się razem z nim w pokoju, jak również tych, których obraz transmitowano spoza tarczy i Księżyca. Ujrzał zaszokowane, pobladłe twarze z półotwartymi ustami. Bud zawsze domagał się pełnej dyscypliny, zgodnie z normami wypracowanymi przez NASA w ciągu osiemdziesięciu lat lotów załogowych. A dyscyplina ta była teraz ważniejsza niż kiedykolwiek.
Dotknął mikrofonu krtaniowego.
— Tu Kontrola. Do roboty, moi kochani. Sprawdzimy wszystko po kolei. Operacje…
Rose Delea otaczały niezliczone monitory; tego krytycznego dnia Bud uczynił ją odpowiedzialną za całokształt operacji prowadzonych na terenie tarczy.
— Wszystko w normie. Bombarduje nas twarde promieniowanie, od ultrafioletu do promieni X. Ale na razie trzymamy się, a Atena reaguje jak należy.
Chociaż oczekiwano, że energia szczytowa burzy będzie usytuowana w zakresie widzialnym widma promieniowania, było mnóstwo śmieci o krótszej długości fali, nie wspominając o wczorajszym olbrzymim rozbłysku. Elementy elektroniczne tarczy zostały wzmocnione zgodnie z wojskowymi normami i ludzie w miarę możliwości także byli zabezpieczeni. Spodziewano się spadku wydajności tarczy oraz strat wśród załogi. To będzie bolesne, ale w projekcie uwzględniono wszystko, co możliwe, aby tarcza mogła wytrzymać.
Jednakże nic nie mogli uczynić dla Ziemi. Tarcza była tak pomyślana, by dała sobie radę z bombardowaniem w widzialnym zakresie widma oraz w bliskiej podczerwieni, które miało nastąpić niebawem; ten pierwszy deszcz promieni X i promieni gamma przeniknie przez tarczę, jak gdyby jej w ogóle nie było. Zawsze wiedzieli, że tak będzie, tarcza stanowiła wytwór techniki, a nie czarów, i nie była w stanie odbić całego promieniowania. Musieli podejmować trudne decyzje. Ale prawdziwą udręką było tak siedzieć, wiedząc, że Ziemi nie można zaofiarować żadnej, ale to żadnej pomocy.
— OK — powiedział Bud. — Capcom, tu Kontrola.
— Kontrola, tu Capcom — powiedział Mario Ponzo. — Jesteśmy gotowi na każde wezwanie.
— Miejmy nadzieję, że to na razie nie będzie potrzebne.
Mario, pilot wahadłowca Ziemia-Księżyc, zgłosił się na ochotnika do pracy na terenie tarczy, kiedy spotkał Siobhan McGorran podczas jednej z jej wypraw na Księżyc. Mario był odpowiedzialny za łączność z członkami personelu technicznego, którzy ubrani w specjalnie wzmocnione skafandry kosmiczne byli gotowi, aby wyjść na zewnątrz, w szalejącą burzę. Bud nadał im nazwę Capcom. Podobnie jak nazwa stanowiska Buda, „Kontrola”, nazwa „Capcom” pochodziła z żargonu NASA, z czasów pierwszych lotów misji Merkury, kiedy rzeczywiście trzeba się było komunikować z człowiekiem w kabinie statku kosmicznego. Ale wszyscy wiedzieli, co to znaczy, i słowo to miało swoją tradycję. Faktycznie i Mario miał swoją tradycję; szczycił się najbujniejszą brodą na całym terenie tarczy, a jako człowiek przesądny, nie chciał się golić w przestrzeni kosmicznej.
— Medycy?
Starali się przygotować do potężnego deszczu cząstek. Wszystkim zatrudnionym na terenie tarczy i członkom dowództwa zaaplikowano leki mające przeciwdziałać skutkom napromieniowania, takim jak wolne rodniki, aby uniknąć wystąpienia uszkodzeń DNA, oraz środki chemiczne, które powstrzymują powstawanie mutacji i nowotworów. Dla ofiar napromieniowania przygotowano zapasy zamrożonego szpiku kostnego oraz środki stymulujące wytwarzanie krwinek. Grupy urazowe były gotowe do niesienia pomocy medycznej w wypadku obrażeń powstałych w wyniku zmiażdżenia, ciśnienia, gorąca — stanowiących prawdopodobne skutki zagrożeń podczas pracy na terenie tarczy. Zespół medyczny działający na terenie tarczy był z konieczności niewielki, ale dysponował wsparciem w postaci algorytmów diagnostycznych i terapeutycznych zakodowanych w Atenie, oraz zdalną pomocą ekspertów na Ziemi i Księżycu, choć nikt nie był pewien, jak długo wytrzymają łącza ze światem zewnętrznym.