Выбрать главу

Odsunęła się od żołnierzy i spojrzała w górę. Chmury płynęły ze wschodu na zachód. A na wschodzie, za zasłoną chmur, rozciągała się, leniwie falując, szkarłatna poświata. Wyraźnie trójwymiarowa, ogromna kaskada światła, wznosiła się nad nocną stroną planety. Była to oczywiście zorza. Wysokoenergetyczne fotony z groźnego Słońca bombardowały atomy w górnych warstwach atmosfery, wysyłając elektrony, które poruszały się po spirali wokół linii ziemskiego pola magnetycznego. Tak powstawała zupełnie niegroźna zorza.

Siobhan podeszła do krawędzi platformy i spojrzała w dół. Strop Kopuły był gładki i lśniący jak wypolerowany chrom i odbijało się w nim pulsujące światło zorzy. Chociaż wielka bryła budowli przesłaniała widok, Siobhan widziała Wielki Londyn rozpościerający się wokół podstawy Kopuły. Całe dzielnice mieszkaniowe położone blisko centrum były pogrążone w ciemności, usianej wyspami światła, którymi mogły być szpitale albo posterunki policji czy wojska. Ale w innych miejscach, także wewnątrz Kopuły, widziała plamy światła tam, gdzie ludzie wciąż nie spali, a z daleka dobiegały odgłosy strzelaniny. Była to niemal zwykła noc. I patrząc na znajomy, nadal niezmieniony krajobraz, trudno było uwierzyć, że drugą stronę świata już ogarnęły płomienie.

Jeden z żołnierzy dotknął jej ramienia.

— Psze pani, zaraz będzie świt. Lepiej zejść na dół. — Miał lekki szkocki akcent. Zobaczyła, że jest bardzo młody, miał nie więcej niż dwadzieścia lat.

Uśmiechnęła się.

— Dobrze. Dziękuję. Uważaj na siebie.

— Będę. Dobranoc, psze pani.

Odwróciła się i skierowała do windy. Zorza była tak jasna, że na betonowej platformie widać było jej rozmyty cień.

* * *

4:51 (czas londyński)

W mieszkaniu Bisesy cicho zabrzmiał następny alarm. Spojrzała na tarczę zegara, oświetloną błękitnawym światłem bezużytecznego ekranu.

— Już prawie piąta — powiedziała do Myry. — Zbliża się świt. Myślę…

Sygnał budzika nagle się urwał i jego tarcza pociemniała. Błękitna poświata gwałtownie rozbłysła, zamigotała i zgasła. Teraz jedynym światłem w pokoju było migotliwe światło stojącej na podłodze świecy.

Twarz Myry wydawała się wielka w otaczającym mroku.

— Mamo, słuchaj.

— Co? Och. — Bisesa usłyszała brzęczenie, które musiało oznaczać, że wyłączył się wentylator urządzenia klimatyzacyjnego.

— Myślisz, że wyłączono dopływ prądu?

—  Może. — Myra miała znowu coś powiedzieć, ale Bisesa uniosła dłoń na znak milczenia. Przez kilka sekund obie nasłuchiwały.

Bisesa szepnęła:

— Słyszysz? To gdzieś na zewnątrz. Żadnych odgłosów ulicznego ruchu, jak gdyby wszystkie samochody zatrzymały się w tej samej chwili. I żadnych syren.

Wrażenie było takie, jakby ktoś machnął czarodziejską różdżką i zwyczajnie wyłączył elektryczność w całym Londynie, nie tylko tę, która płynęła z wielkich elektrowni, lecz także niezależne generatory w szpitalach i w komisariatach, a także samochodowe akumulatory i wszelkie źródła energii elektrycznej, łącznie z bateriami w jej zegarku.

Ale zdała sobie sprawę, że coś jednak słychać: wołające ludzkie głosy, krzyki, brzęk szkła — i dalekie bum, które musiało oznaczać wybuch. Wstała i podeszła do okna.

— Myślę…

Posypały się iskry. Ekran ścienny został wepchnięty do środka.

Myra krzyknęła, gdy posypały się na nią kawałki szkła. Fragmenty obwodów, sypiąc iskrami, spadły na dywan, który zaczął się tlić. Bisesa podbiegła do córki.

— Myra!

41. Pałac na niebie

7:04 (czas londyński)

Siobhan spędziła dwie godziny od świtu w wielkim centrum operacyjnym, które założono na jednym ze środkowych pięter Euroigły. Ściany były pokryte ogromnymi ekranami, a ludzie pracowali przy rzędach biurek, przed każdym z nich migotały małe monitory. Tutaj premier Eurazji starał się śledzić to, co się działo na rozległych obszarach jego królestwa i na całej planecie. Panował nastrój rozgorączkowania, niemal paniki.

W tej chwili głównym problemem nie było gorąco wywołane burzą słoneczną, ale jej energia elektryczna. Był to, rzecz jasna, impuls elektromagnetyczny.

Projekt tarczy zoptymalizowano na najgorsze zagrożenie dla Ziemi, jakim był pik energii w widzialnym zakresie widma promieniowania. Ale oprócz światła widzialnego świat zalewał strumień promieniowania krótkofalowego: promieniowania gamma i promieniowania X, przed którymi tarcza nie stanowiła żadnego zabezpieczenia. Niewidzialne paskudztwo z kosmosu było niebezpieczne dla pozbawionego ochrony astronauty. Siobhan wiedziała, że Bud i jego załoga na terenie tarczy chowają się, gdzie tylko mogą. Atmosfera ziemska była nieprzezroczysta dla tego promieniowania i uchroni ludność planety przed jego bezpośrednimi skutkami. Ale źródłem prawdziwych problemów były efekty wtórne.

Samo promieniowanie mogło nie sięgać powierzchni Ziemi, ale energia, jaką niosły te złośliwe, małe fotony, musiała się gdzieś podziać. Każdy foton, który zderzył się z atomem w górnych warstwach atmosfery ziemskiej, wybijał z niego elektron. Elektrony, cząstki elektrycznie naładowane, schwytane przez ziemskie pole magnetyczne, pochłaniały coraz więcej energii promieniowania z kosmosu, wskutek czego poruszały się coraz szybciej, i w końcu wypromieniowywały energię w postaci impulsów promieniowania elektromagnetycznego. Kiedy Ziemia była wystawiona na huragan burzy słonecznej, cienka chmura elektronów przemieszczała się nad powierzchnią planety, uwalniając energię do ziemi i morza.

Promieniowanie wtórne przenikało przez ludzkie ciało, jakby w ogóle go tam nie było. Ale w przewodnikach takich jak linie elektroenergetyczne czy długie anteny indukowało prąd elektryczny. W wielu urządzeniach występowały skoki napięcia, które powodowały ich zniszczenie, a nawet wywoływały eksplozje. Każda przerwa w dopływie energii elektrycznej do budynków w Londynie, do kuchenek czy grzejników elektrycznych, stanowiła potencjalną bombę. Powtarzała się sytuacja z 9 czerwca 2037 roku, choć przyczyna fizyczna była nieco inna.

Władze od lat wysyłały związane z tym ostrzeżenia. Wyszperano nawet wyniki kilku starych badań prowadzonych przez wojsko. Impulsy elektromagnetyczne zostały odkryte przypadkowo, kiedy próbny wybuch bomby jądrowej w atmosferze nieoczekiwanie spowodował awarię sieci telefonicznej w Honolulu, oddalonym o ponad tysiąc kilometrów od miejsca wybuchu. Kiedyś zaproponowano nawet, aby wysoko nad przypuszczalnym polem bitwy detonować bombę jądrową, co powodowałoby, że elektronika nieprzyjaciela usmażyłaby się jeszcze przed rozpoczęciem działań wojennych. Dlatego przez wiele lat prowadzono prace nad odpowiednim zabezpieczeniem sprzętu wojskowego, tak aby mógł wytrzymać podobny wstrząs.

W Londynie sprzęt rządowy został w miarę możliwości podrasowany zgodnie z wymaganiami technicznymi stosowanymi przez wojsko i był względnie odporny, na przykład kable światłowodowe pozostały nienaruszone. Wozy strażackie znów zaczęły działać, a londyńska policja patrolowała ulice w staroświeckich pojazdach, których część wydobyto z muzeum. Nowoczesne obwody scalone, pełne maleńkich przerw, między którymi mogła przeskoczyć iskra, łatwo było uszkodzić, ale starsze, solidniejsze urządzenia, takie jak staromodne samochody wyprodukowane około 1980 roku, mogły wiele przetrzymać. Ostatecznym środkiem zapobiegawczym był „nakaz zaciemnienia”. Jeśli urządzenia zostaną wyłączone, była większa szansa, że zdołają przetrwać.