I tak jak odległe o szesnaście lat świetlnych chłodne umysły zaplanowały przed tysiącami lat, strumień tych cząstek był wymierzony prosto w udręczoną Ziemię.
47. Złe wieści
Kiedy Michaił mu to przekazał, Bud przez chwilę nie chciał się z tym pogodzić. Uciekł z pokoju kontrolnego, ukrył się w kabinie i zamknął drzwi.
Na zniszczonym elastycznym ekranie rozłożonym na koi powoli przejrzał listę zmarłych. Byli to głównie konserwatorzy, którzy znajdowali się na terenie tarczy w samym środku burzy, oraz ochotnicy tacy jak Mario i Rose, którzy zajęli miejsca zmarłych. Bud znał ich wszystkich.
W ciągu pięciu lat istnienia społeczność tarczy rozwinęła własną kulturę, którą Bud starał się popierać jak mógł. Organizowano turnieje sportowe w warunkach zerowej grawitacji, imprezy muzyczne i teatralne oraz przyjęcia i zabawy, wreszcie wielkie publiczne obchody Święta Dziękczynienia, Świąt Bożego Narodzenia, Ramadanu, Świąt Wielkanocy i wszelkich innych możliwych świąt. Były także zwykłe międzyludzkie tarcia, potajemne romanse, małżeństwa i rozwody, a także jedno morderstwo, które potraktowano w trybie doraźnym. Pomimo stosowanych środków zapobiegawczych urodziło się dwoje dzieci, które rozwijały się najwyraźniej normalnie, mimo że ciąża przebiegała w stanie nieważkości i które następnie wraz z rodzicami pośpiesznie wyekspediowano na Ziemię.
Ale teraz jedna czwarta tej społeczności już nie żyła, kolejna jedna czwarta była poważnie chora, a pozostali, w tym i Bud, nieźle dostali w kość. Wszyscy oni mieli ogromną szansę na zachorowanie na raka w przyszłości, o ile w wyniku napromieniowania ich organizm nie doznał jakiegoś innego uszczerbku. Za to, co uczynili do tej pory, wszyscy przypłacili zmniejszoną długością życia lub samym życiem — a nikt nigdy nie wypowiedział ani słowa sprzeciwu, nawet gdy żądano od nich ostatecznego poświęcenia.
Bud nie dawał nic po sobie poznać. Ale nawet przed burzą musiał przeprowadzić makabryczne obliczenia dopuszczalnej liczby ofiar. Można było odnieść wrażenie, jak gdyby zaplanował śmierć tych ludzi. I z każdą osobą, którą wysyłał to tego pieca, z każdą kolejną ofiarą dodaną do tego rejestru, czuł, jak gdyby wyrywano mu serce.
Nadal musiał pomagać ocalonym; do tej chwili mógł się tym pocieszać. Przebywając tak długo w warunkach znikomej siły ciążenia, bohaterowie z tarczy na razie nie dostaną żadnych medali. Wszyscy powrócą na Ziemię słabi jak kocięta i zostaną poddani sześciomiesięcznej lub nawet rocznej rehabilitacji, masażom, hydroterapii i rozmaitym ćwiczeniom, które odbudują ich siły, wytrzymałość i strukturę kostną, dopóki nie będą na tyle silni, by stanąć przed prezydentem i odebrać nagrodę, na którą zasłużyli.
Tak wyglądał jego plan wysłania tych ludzi do domu, który powtarzał sobie w myślach. Ale teraz wyglądało na to, że nic z tego nie wyjdzie. Bo jeśli dobrze zrozumiał to, co mówili Michaił i Eugene, całe to ogromne poświęcenie mogło się okazać daremne i mogli po prostu nie ruszać się z domu, czekając, aż burza usmaży ich wszystkich.
Niczego dobrego tutaj nie dokonał. Wziął głęboki oddech i ruszył z powrotem do pokoju kontrolnego.
Eugene i Michaił siedzieli tuż obok siebie w ciasnej kabinie w bazie Claviusa.
— To się nazywa „wyrzut materii koronalnej” — powiedział Michaił smętnie. — Samo w sobie nie jest to zjawisko bezprecedensowe. W normalnych warunkach w ciągu roku występuje wiele tego rodzaju zjawisk.
Bud spytał:
— Myślałem, że to, co się wydarzyło 9 czerwca, było spowodowane właśnie wyrzutem materii.
— Tak — warknął Eugene. — Ale ten jest większy. Znacznie większy, nawet niż ten tutaj. — Eugene zaczął nerwowo opisywać ostatnie wydarzenia zachodzące na Słońcu: zagęszczenie linii sił pola magnetycznego ponad strefą zaburzenia, która stanowiła epicentrum burzy słonecznej, uwięzienie ogromnej chmury plazmy w wyniku działania tego pola, a następnie wyrzucenie tej chmury ze Słońca.
Bud słuchał jego słów jednym uchem, obserwując jednocześnie obu astrofizyków. Widział, że cierpią. Twarz Michaiła był poorana zmarszczkami ze zmęczenia, a pod oczami miał cienie głębokie jak księżycowe kratery. Bud nigdy jeszcze nie widział, żeby ten człowiek wyglądał tak staro.
Wyraz twarzy Eugene’a, bezbarwnej twarzy zapalonego sportowca, był bardziej skomplikowany, ale taki też był sam Eugene. Bud przypomniał sobie, że Rose Delea mówiła mu prosto w twarz, że jest „autystyczny”, ale biedna Rose już nie żyła. Jednakże Bud nigdy nie uważał Eugene’a za jakąś nieludzką maszynę obliczeniową, a teraz myślał, że dostrzega w tych bladoniebieskich oczach jakieś uczucia, uczucia, jakie każdy żołnierz zrozumie. Operacja została spieprzona, I boję się, że to mnie w to wrobią.
Bud potarł oczy i postarał się skupić, pomyśleć. Po własnym, sześciogodzinnym wypadzie na tarczę wciąż miał na sobie brudne termoaktywne kalesony. Czuł zapach potu i wymiocin, zaschniętych na twarzy, która zbyt długo była zamknięta w hełmie, a każdy mięsień jego ciała był sztywny jak deska i tęsknił za prysznicem.
Powiedział ostrożnie:
— Eugene, mówisz, że twoje modele tego nie przewidziały?
— Nie — powiedział Eugene żałośnie.
Michaił powiedział łagodnie:
— Naprawdę nie ma powodu, dlaczego miałby to przewidzieć, pułkowniku. Może jakiś tego rodzaju wyrzut materii można było przewidzieć. Zaburzenie w samym środku burzy słonecznej przypominało aktywny obszar. W takich obszarach rodzą się rozbłyski, którym niekiedy, ale nie zawsze, towarzyszy wyrzut materii. Jeżeli istnieje jakiś związek przyczynowy, ukryty jest tak głęboko, że dopiero musimy go rozwikłać. Musimy zrozumieć fizykę, jaka za tym się kryje. A poza tym nasze modele przewidują jedynie uwolnienie ogromnych ilości energii w wyniku samej burzy słonecznej, i tutaj w zasadzie rozumiemy, jak to się dzieje. Jednak poza tym punktem modele mają osobliwość — miejsce, gdzie krzywe biegną do nieskończoności, a fizyka załamuje się całkowicie.
— Wprowadziliśmy do rozwiązania poprawki, które trzeba poddać dalszej obróbce — powiedział Eugene ze smutkiem. — Rozwiązanie jest ciągłe wraz pochodnymi trzeciego rzędu. Dla większej części Słońca poprawki te wydają się załatwiać sprawę. Z wyjątkiem tego złośliwego skurwysyństwa.
Michaił wzruszył ramionami.
— Patrząc z perspektywy czasu, ten nienormalnie wysoki strumień promieniowania gamma, jaki zaobserwowaliśmy na początku burzy, mógł być zwiastunem. Ale nie mieliśmy czasu, aby opracować nowy model, bo właśnie wtedy wybuchła burza…
Bud powiedział:
— Czujecie się, jakby Słońce sprawiło wam zawód, prawda? Ponieważ nie zachowało się tak, jak mu kazaliście.
Michaił powiedział:
— Próbowałem Eugene’owi wytłumaczyć, że nie ma w tym niczyjej winy. Eugene to najbardziej błyskotliwy umysł, z jakim kiedykolwiek pracowałem, i bez jego przenikliwości…
— Nigdy byśmy się nie dowiedzieli, że burza się zbliża, nigdy nie zbudowalibyśmy tarczy. I nigdy nie uratowaliśmy tych wszystkich istnień ludzkich. — Bud westchnął. — Nie powinieneś brać tego do siebie, Eugene. Teraz znów potrzebujemy twojej pomocy, i to bardziej niż kiedykolwiek.
— Mamy niewiele czasu — powiedział Michaił. — Ta chmura porusza się znacznie szybciej niż w wypadku zwykłego wyrzutu materii.