— Ale to nie jest zwykły dzień, prawda? Ile mamy czasu?
— Godzinę — powiedział Michaił. — Może mniej.
To było zupełnie absurdalne. Bud prawie nie wierzył własnym uszom. Co można zrobić w ciągu godziny?
— Więc jak to się zacznie?
— Najpierw będzie fala uderzeniowa — powiedział Eugene. — W zasadzie nieszkodliwa, wywoła tylko silne szumy radiowe.
— A potem?
— Potem uderzy w nas sama chmura — powiedział Michaił. — W stronę Ziemi zmierza ławica mgły o rozmiarach Słońca, ma ponad milion kilometrów wszerz. I co niezwykłe, jest całkiem cienka, coś jakby soczewka. Uważamy, że jej kształt to artefakt będący skutkiem jej niezwykłego sposobu powstania. Składa się z cząstek relatywistycznych, głównie protonów i elektronów.
— Relatywistycznych, co oznacza, że poruszają się z prędkością bliską prędkości światła, tak?
— Tak. I mają ogromną energię. Ogromną. Pułkowniku, proton nie może przegonić światła, ale kiedy zbliża się do tej nieprzekraczalnej granicy, jego energia kinetyczna bardzo szybko rośnie…
— I te wysokoenergetyczne cząstki wyrządzają prawdziwe szkody — powiedział Eugene. — Pułkowniku, to będzie burza cząstek.
Budowi nie podobało się to określenie.
W dniu 9 czerwca 2037 roku podobna chmura szybkich cząstek uderzyła w Ziemię. Większość z nich została zatrzymana przez ziemskie pole magnetyczne. Gros szkód wyrządzonych tego dnia spowodowały fluktuacje pola magnetycznego, które indukowały w ziemi prądy elektryczne.
— Tym razem będzie inaczej — powiedział Michaił. — Ziemia weźmie w tym bezpośredni udział.
Bud warknął:
— Co to znaczy? Mów normalnym językiem, dobrze?
Eugene odpowiedział:
— Te słoneczne cząstki mają tak wysoką energię, że większość z nich przedrze się przez magnetosferę i atmosferę, jakby ich w ogóle nie było…
— Jak pocisk przez kartkę papieru — powiedział Michaił. Śmiercionośny deszcz promieniowania i ciężkich cząstek spadnie na lądy i morza. Dla pozbawionego osłony człowieka skutek będzie taki, jakby w komórkach jego ciała nastąpiły miliardy mini eksplozji; delikatne cząsteczki białka, które stanowią budulec zarówno samych komórek, jak i materiału genetycznego, określającego ich strukturę i kierującego ich rozwojem, zostaną rozbite w drobny mak. Wielu ludzi umrze natychmiast. Ci, którzy przeżyją, będą cierpieli dłużej. Nawet nienarodzone dzieci doznają mutacji, które zabiją je, kiedy opuszczą łono matki.
Każda istota żywa na Ziemi funkcjonuje w oparciu o białka i DNA i zostanie dotknięta w podobny sposób. Nawet jeśli przeżyją pojedyncze osobniki, wszystkie systemy ekologiczne zostaną zniszczone.
Eugene nie przestawał mówić, bezlitośnie przedstawiając długofalowe skutki nadchodzącej katastrofy.
— Po przejściu chmury w powietrzu będzie mnóstwo węgla-14, wskutek wychwytu neutronów przez jądra azotu. Powietrze będzie silnie radioaktywne. I nawet kiedy gospodarstwa znów zaczną działać, całe to paskudztwo dostanie się do łańcucha pokarmowego. Fauna morska na początku będzie najmniej dotknięta, ale…
Bud zrozumiał. Katastrofa będzie się rozwijać długo. Jasna cholera, pomyślał. I zacznie się za godzinę, zaledwie za godzinę.
Pod wpływem impulsu postukał w elastyczny ekran i na chybił trafił przeglądał obrazy Ziemi.
Oto płonące zgodnie ostatnie lasy Ameryki Południowej, tak pieczołowicie chronione, i otaczające je pola soi. Ginące w płomieniach znane wszystkim charakterystyczne budowle świata człowieka: Taj Mahal, Wieża Eiffla, opera w Sydney. Wielkie porty spustoszone przez straszliwe sztormy, samoloty kosmiczne rozgniecione jak muchy, mosty w Japonii, na Gibraltarze i na Kanale la Manche zmiażdżone i poskręcane w wyniku uderzeń potężnych piorunów. Mimo to wszyscy myśleli, że najgorsze już za nimi; ludzie penetrowali gruzy swych domów, szukając ocalałych, przeszukując szczątki i już próbując zacząć od nowa. A teraz to. I co z tarczą? Pozbawiona zabezpieczeń, z pewnością zostanie zniszczona, porwana jak liść miotany wichrem.
Po wszystkim, co przeszli, to wydawało się niesprawiedliwe, jak gdyby ktoś nagle zmienił reguły gry, i to akurat wtedy, gdy już, już mieli wygrać. Ale może, pomyślał Bud z niepokojem, jeśli ta stuknięta kobieta z Anglii ma rację co do tych „Pierworodnych”, to wydarzyło się dokładnie to, co miało się wydarzyć.
Nagle zatęsknił za Siobhan. Gdyby tu była razem z nim, nie byłoby tak źle, pomyślał. Ale to było samolubne życzenie; na Ziemi, gdziekolwiek się teraz znajdowała, była bezpieczniejsza niż tutaj.
Widział przed sobą ekrany monitorów i poważną twarz Michaiła. Zdawał sobie sprawę, że ludzie na niego patrzą; nawet teraz musiał się troszczyć o ich morale.
— No tak — powiedział. — To jakie mamy możliwości?
Michaił tylko pokręcił głową. Eugene zamrugał nerwowo i odwrócił wzrok.
Nieoczekiwanie odezwała się Atena.
— Istnieje pewna możliwość.
Zaskoczony Bud spojrzał w górę. A widocznemu na ekranie Michaiłowi opadła szczęka.
— Nie przejmuj się, Bud. Czułam się tak samo źle, kiedy się na to natknęłam po raz pierwszy. Ale przetrwamy to, zobaczysz.
Bud warknął:
— O czym ty mówisz, Ateno? Jak to przetrwamy?
— Już pozwoliłam sobie ostrzec władze — spokojnie powiedziała Atena. — Nawiązałam kontakt z biurami prezydentów Eurazji i Ameryki oraz z przywódcami Chin. Zaczęłam działać, kiedy burza jeszcze trwała. Nie chciałam ci przeszkadzać, Bud. Byłeś dość zajęty.
Bud powiedział:
— Ateno…
— Chwileczkę — powiedział Michaił. — Ateno, żebyśmy się dobrze zrozumieli. Wysłałaś ostrzeżenia na Ziemię, zanim połączyliśmy się. Zatem rozgryzłaś to wszystko, zanim Eugene i ja przekazaliśmy pułkownikowi Tooke’owi wyniki naszych obserwacji dotyczących wyrzutu materii.
— O tak — radośnie powiedziała Atena. — Moje ostrzeżenia nie były oparte na waszych obserwacjach. One po prostu potwierdziły moje przewidywania teoretyczne.
Eugene powiedział:
— Jakie przewidywania teoretyczne?
Bud warknął:
— Michaił, powiedz mi, co się tutaj dzieje.
— Wygląda na to, że ona przewidziała tę burzę cząstek — powiedział Michaił zamyślony. — Atena najwyraźniej analizowała własne modele — które były lepsze niż nasze — i doszła do wniosku, że burza cząstek nadchodzi, czego my nie przewidzieliśmy. Dzięki temu mogła wysłać władzom ostrzeżenie, kiedy my wciąż walczyliśmy z burzą słoneczną.
— Jak wiecie, jestem dosyć bystra — powiedziała Atena bez cienia ironii. — Pamiętajcie, że jestem bytem posiadającym najliczniejsze połączenia i najwięcej procesorów w całym układzie słonecznym. Załamanie się modelu Eugene’a w warunkach ekstremalnych było do przewidzenia. Nie żebym go obarczała winą. Zrobiłeś, co w twojej mocy.
Eugene żachnął się.
— Ale mój model…
Bud powiedział:
— Ateno. Tylko nie wciskaj nam kitu. Jak długo przed nami rozgryzłaś ten problem?
— Och, jeszcze w styczniu.
Bud sięgnął pamięcią wstecz.
— To znaczy wtedy, gdy zostałaś włączona.
— Nie od razu rozwiązałam ten problem. Trochę czasu zabrało mi przetworzenie danych, które zmagazynowaliście w mojej pamięci. Ale implikacje były oczywiste.
— Ile czasu ci to zajęło? Nie, nie odpowiadaj na to pytanie. — W wypadku bytu obdarzonego taką inteligencją jak Atena, było zupełnie możliwe, że miała odpowiedź już po kilku mikrosekundach po włączeniu. — Więc — powiedział ostro — jeżeli już wtedy wiedziałaś o tym zagrożeniu, dlaczego nam o tym nie powiedziałaś?