Proboszcz oczywiście obarczał mnie winą za wypadek, a na sprawie sądowej nie wstawił się za mną ani jednym słowem. Kierowca „malucha” i jedyny świadek, jadący innym samochodem zeznali, że „prawdopodobnie” wyprzedzałem na zakręcie i stąd czołowe zderzenie z samochodem jadącym z przeciwka. Rzeczywiście mogło to tak wyglądać, ponieważ przede mną jechał inny samochód, a mnie zniosło w ten sposób, iż znalazłem się przez chwilę obok niego. Mimo zeznań moich i gospodyni, które zgodnie potwierdzały to, że wpadłem w poślizg – otrzymałem wyrok skazujący mnie na 0,5 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu i ponad 20 mln grzywny. Od tego niesprawiedliwego wyroku sądu w Kępnie odwołałem się do Sądu Wojewódzkiego w Kaliszu, gdzie wyrok z Kępna utrzymano w mocy. Jedyną pociechą był dla mnie fakt, iż mój samochód nadawał się do generalnego (co prawda), ale remontu. Niestety z uwagi na brak pieniędzy musiałem czekać na to ponad pół roku. Po wypadku stosunkowo szybko doszedłem do siebie. Natomiast ks. Jan zafundował sobie kilka serii masaży klatki piersiowej. Ze łzami w oczach opowiadał, jakie straszne męki przechodzi gdy ręce masażysty zawadzają mu małe włoski rosnące na piersiach.
Kiedy człowiekowi wydaje się, że pokarał go los i sprzysięgły się przeciwko niemu wszystkie siły na ziemi, a niebo pozostaje głuche na jego wołanie – warto czasami spojrzeć na prawdziwe cierpienia innych ludzi Nie każdy potrafi wznieść się ponad własne sprawy i problemy, aby tak jak mówił Jezus – „śmiać się z tymi, którzy się śmieją i płakać z tymi, którzy płaczą”. Człowiek, który żyje dla siebie i z myślą o sobie nigdy nie będzie człowiekiem w pełnym tego słowa znaczeniu. Zwykle tragedie innych ludzi uczą nas pokory i dystansu wobec naszych własnych rozterek, kompleksów czy niezaspokojonych ambicji. Po wypadku i jego przykrych następstwach wpadłem w pewnego rodzaju depresję. Jako kierowca byłem odpowiedzialny za to co się stało. Sam byłem potłuczony, bez samochodu i pieniędzy; skazany niesłusznie przez sąd. Nie mogłem nawet z nikim podzielić się swoim bólem. Nie mając wody w mieszkaniu musiałem, kulejąc, nosić ją wiadrami z plebanii proboszcza.