– I o tym, że wytrują Anglików, jak szczury?
– O tym też.
– To jeszcze nic, bracie. Jest tu jeszcze trzech, ale są teraz na warcie. Z nimi można się jeszcze lepiej dogadać…
LEKCJE CESARSKO-KRÓLEWSKIEGO PATRIOTYZMU
Coś w dwa tygodnie po wcieleniu do kompanii dinstfirender wezwał Kanię do kancelarii.
– Będziecie prowadzić wykłady, frajtrze.
– Jakie, panie feldfebel?
– O patriotyzmie i tak dalej. Tu macie broszury, przysłane z referatu prasowego Naczelnego Dowództwa. Materiał w nich zawarty użyjcie do swoich pogadanek, w których macie stopniowo wpajać w ludzi patriotyzm i poprawić nastrój. Uważam was za inteligentnego człowieka, znacie dobrze niemiecki, a poza tym, jak wynika z waszego opowiadania, jesteście politycznie podejrzani, można powiedzieć, przez omyłkę. Mam też nadzieję, że niego zaufania nie zawiedziecie i wykłady wasze przyniosą korzyści, He?
Feldfebel spojrzał pytająco na Kanię.
– Chcę zameldować, panie feldfebel, że nie wszyscy znają niemiecki.
– No, to co? Niech się właśnie uczą na tych wykładach. Zresztą powiem wam, że oni lepiej mówią po niemiecku od nas obydwóch, a poza tym nie gra to żadnej roli. Jest rozkaz, żeby prowadzić wykłady, i muszę co dekadę wysyłać szczegółowe raporty z podaniem tematów, a reszta mnie nie obchodzi. Główna rzecz, aby w godzinach na to przeznaczonych wykład się odbywał, żeby w razie nie zapowiedzianej inspekcji nie było nieprzyjemności. A że nie rozumieją, to nic nie szkodzi.
Kania zabrał naręcz podręczników i poszedł do kompanii.
– Wrzuć to od razu do pieca – poradził Slavik.
– Zaraz… powoli. Trzeba to najpierw przestudiować. Pół dnia poświęcił na lekturę, potem włożył wszystko do kuferka.
– Nasze waleczne wojsko składa się z samych bohaterów, moi panowie – oświadczył przy kolacji. – Żebym wam przeczytał kilka przykładów, to byście zdębieli.
– Jest tam o taborycie, co uratował sztab brygady swoją przytomnością umysłu?
– A o sanitariuszu, który z narażeniem życia wyratował z morderczego ognia psa z meldunkiem?
– A o tym feldfeblu, który zabrał do niewoli sam jeden dwa działa z obsługą?
– Jest. Wszystko jest, koledzy. Są tam i inne przykłady, o wiele więcej wzruszające. Jeden telefonista, któremu granat urwał obie ręce, zębami przegryzł kabel nieprzyjacielskiej linii telefonicznej i w ten sposób uniemożliwił rozpoczęcie ataku. Duży medal złoty.
– Złotą szczęką sztuczną powinni go byli odznaczyć, a nie medalem, bo sobie na tym kablu pewno zęby połamał. Taki drut jest cholernie twardy.
– Nie kpij, draniu… Piękny też jest przykład poświęcenia, jakie okazał pewien kapral, Czech, ale nie z tych podłych zdrajców jak wy, tylko prawdziwy patriota i wierny żołnierz, który z narażeniem życia wyniósł z pola bitwy ciężko rannego dowódcę kompanii, mimo że sam był ranny dwukrotnie. Niósł go przez dwie linie schützengrabenów, a kiedy go przydźwigał do punktu opatrunkowego…
– Wyjął mu z kieszeni zegarek i portfel – przerwał jeden ze słuchaczy – z palca ściągnął obrączkę i pierścionek z brylantem, dał mu po mordzie za to, że go szykanował, i poszedł na wino do kantyny…
– Ty byś tak zrobił… wiem, ty podły zdrajco i niekarna kreaturo! Ten dzielny kapral jednak złożył go ostrożnie na ziemi i kiedy spostrzegł, że dowódca po drodze wyzionął swego walecznego ducha, zapłakał rzewnie nad jego zwłokami, powstał i pogroził pięścią w stronę okopów podłych i tchórzliwych Włochów, którzy tak haniebnie zerwali trójprzymierze. W tym momencie granat urwał mu głowę i wierny, miłujący swego dowódcę kapral upadł bez życia na ziemię. I tak leżeli obaj towarzysze broni obok siebie, bez różnicy stopnia, dając tym dowód, że…
– Czy głowa wołała: “Niech żyje cesarz”?
– O tym nie było mowy – z powagą odpowiedział Kania.
– No, to widać zmienili referenta od przykładów wierności w referacie prasowym Naczelnego Dowództwa. Powinno być, że głowa potoczyła się pod włoskie okopy i tam wznosiła różne patriotyczne okrzyki, aby dowieść zdradliwym Włochom, z jakim przeciwnikiem mają do czynienia…
– Wtedy Włosi pytają się tej głowy, z jakiego jest korpusu, i kiedy odpowiada, że z piątego, nikczemny wróg, przerażony taką zawziętością, w nocy, w panicznym strachu opuszcza swoje stanowiska, które my zajmujemy…
– W pierwszej armii były przesyłane takie książeczki z obrazkami i to było mądrzejsze… lepiej trafiało do przekonania analfabetów. Siedział sobie w wychodku i oglądał obrazek, a kiedy, napełniony duchem odwagi, załatwił się, miał prawo się tym obrazkiem podetrzeć. Łączyło się piękne z pożytecznym.
– W każdym korpusie jest inny rodzaj bohaterów – mówił zajadając Mladecek. – W trzecim nie było przykładu, żeby bohater przed zgonem nie przypomniał kolegom, aby brali przykład z jego poświęcenia, byli posłuszni rozkazom i szli w ogień z myślą o nagrodzie, jaka ich czeka na tamtym świecie. Widać, że w tym korpusie musieli i świętych zaasenterować do służby, bo bardzo umilali życie naszym bohaterom. Chóry anielskie śpiewały specjalną piosenkę o ślepym wykonaniu rozkazu, odwadze, pielęgnowaniu karabinu, żeby go rdza nie chwyciła, i inne takie rzeczy. Bardzo to było wzruszające i religijne. Potem mówili, że ten referent zwariował i umarł nagłą śmiercią, kiedy wszystko przeczytał, co napisał przez czas swego urzędowania.
– Po śmierci został zapewne powołany do dyrygowania tym chórem anielskim? – domyślnie zapytał Kania.
– Możliwe. Następne, bohaterstwa opisywał kto inny i inaczej… Tam nie było mowy o śmierci. Bohater rżnął Włochów kopami bez szkody dla zdrowia i bezwarunkowo wracał nienaruszony, aby otrzymać medal prosto “od krowy”. Sam cesarz przypinał mu go do bluzy i bohater miał zaszczyt uścisnąć najwyższą dłoń. Ale to się nie podobało – kichać na cały przykład, jak nie ma ofiarnej śmierci.
– W moich książeczkach są takie przykłady, że każdemu się będą podobały. Będziecie płakali jak bobry. I jeżeli te przykłady nie skłonią was do natychmiastowego zgłoszenia się na front, żeby się zmierzyć z wrogiem, to powiem wam, że jesteście świnie, nie zaś porządni c.k. żołnierze. A teraz umyjcie menażki i siadajcie, bo to bydlę pewno przyjdzie sprawdzić, jak mi idzie pierwszy wykład.
Kiedy przewidywania Kani się sprawdziły i dinstfirender rzeczywiście przyszedł, żołnierze tak dalece byli zaciekawieni podniosłym tematem, że żaden nie zauważył jego wejścia, skutkiem czego pozbawiony został efektownego raportu.
– Dlaczego nikt nie zawołał habt acht! (baczność!), kiedy wszedłem, He?
– Melduję posłusznie, że nie zauważyłem – oświadczył Kania – właśnie prowadzę pogadankę.
– Pogadanka nie pogadanka, habt acht trzeba zawsze…
– Tak jest, będę na przyszłość uważał.
– Prowadźcie dalej, przysłucham się.
Dinstfirender usiadł na brzegu stołu i Kania zwrócił się do żołnierzy.
– Powtarzajcie teraz za mną, koledzy, pierwszą zwrotkę tego pięknego wierszyka:
Jeder Schuss – ein Russ (Każdy wystrzał – jeden Rosjanin) Jeder Stoss – ein Franzos (Każde pchniecie – jeden Francuz) Jeder Schritt – ein Britt (Każdy krok – jeden Anglik) Jeder Klaps – ein Japs. (Każde uderzenie – jeden Japończyk). Kania z takim poświęceniem się uczył tego wierszyka, jakby chciał za wszelką cenę figurować w książeczce o dobrych żołnierzach na pierwszej stronicy. Niestety, ci, którym kazał powtarzać, jak na złość nie umieli prawidłowo wymówić ani jednego słowa po niemiecku i ciągle odpowiadali: “nie rozumiem”. Feldfebel patrzył na nich spode łba.
– Lepiej, draniu, rozumiesz ode mnie – odezwał się do jednego.
Bezcelowość wysiłków Kani zniecierpliwiła go i wyszedł pożegnany gromkim habt acht!
– Zmartwiliście, drodzy przyjaciele, naszego kochanego pana dinstfirendera – przemówił Kania z żalem – teraz nasza droga Kompaniemutter nie będzie mogła usnąć ze zgryzoty, że takie piękne wierszyki nie są dla was dostępne. Dawać karty, pieskie syny!
Reszta wykładu nie przedstawiała trudności językowych, a zapal, z jakim tasowano i rozdawano karty, był stokroć lepszy od nastroju, jaki sobie życzyli osiągnąć broszurami panowie referenci prasowi.
Następne wykłady, które kontrolował dinstfirender, nie różniły się niczym od pierwszego. Karty były w porę chowane pod stół i Kania gorliwie nakłaniał jakiegoś specjalnie upatrzonego Słowianina do powtarzania ciągle tej samej zwrotki wierszyka. Żołnierz powtórzył dwa słowa i zacinał się.