Выбрать главу

Zima była wyjątkowo mroźna, a ziemia zmarznięta na kamień. Jeżeli nie pracowałeś, nie jadłeś. Kiedy wydał ostatnie tchnienie, palce miał pokryte krwią, bo rył nimi w ziemi; parę jej grudek nadal miał w ustach. Patrzył przed siebie niewidzącymi oczyma. Ponieważ nikt się nie zgłosił po zwłoki, pochowano go we wspólnym grobie. Nie dożył trzydziestu sześciu lat. Długo po jego śmierci ktoś, kto przeżył tamten koszmarny czas, opowiedział to wszystko matce, bawiąc przejazdem w Czungcing.

Tamtego roku w rodzinnym miasteczku matki w powiecie Czong, jak również w jego okolicach, wszystko, co jadalne, zostało już zjedzone i ludzie, aby oszukać głód, zaczęli jeść białą glinkę kredową zwaną ziemią opiekuńczego bóstwa. Ale w żołądku glinka powiększała objętość i tężała, co prowadziło do tragicznych w skutkach zaparć. Moja cioteczna babka zmarła z głodu pierwsza w wiosce; mój kuzyn, student szkoły górniczej, pospiesznie udał się do domu, żeby spełnić obowiązek pierworodnego syna. Po drodze mijał powiat Fengdu i tam dopiero zobaczył, jakie żniwo zbiera głód. Jawnie sprzedawano dzieci, uciekano całymi rodzinami ze strachu o życie, wzdłuż drogi leżały trupy nieprzykryte nawet podartymi słomianymi matami. Głód był tak potworny, że w niektórych rodzinach posuwano się do zjadania ciał zmarłych krewnych.

– Towarzyszu, nie idź dalej – poradził mu przygodny wędrowiec. – Za żadną cenę nie dostaniesz tam nic do jedzenia.

Po spełnieniu synowskiego obowiązku młody człowiek wrócił do szkoły. Nie powiedział nikomu, że matka zmarła z głodu ani że klęska dziesiątkuje mieszkańców wsi. Zamiast tego napisał podanie z prośbą o przyjęcie do partii, w którym wychwalał przywódców za mądrą politykę rolną. Zależało mu na awansie społecznym, nie chciał wracać do głodującej wsi. Matka umarła i żadne skargi nie mogły przywrócić jej życia. Jego jedyną szansę stanowiło wspinanie się po politycznej drabinie wzniesionej przez reżim. Kłamstwa kadry partyjnej różnych szczebli doprowadziły do głodu, więc jedynie podtrzymując te kłamstwa, można było dołączyć do kadry.

5

Im bardziej starałam się zgłębić powiązania mego życia z klęską głodu, tym bardziej wydawały się one tajemnicze. Krótko przed moim przyjściem na świat głód zmiótł z powierzchni ziemi babkę, Trzecią Ciotkę i jej męża, Pierwszą Ciotkę i pierwszego męża matki. Tylu krewnych umarło, a ja nie.

Jakim sposobem ocalałam?

Moje rozważania zawsze kończyły się znakiem zapytania.

W latach pięćdziesiątych ludzie z naszej ulicy, podobnie jak cała ludność Chin, posłuchali wezwania przewodniczącego Mao, aby mieć jak najwięcej dzieci i walczyć o czerwoną girlandę „wspaniałej matki”. Niektóre z kobiet rodziły co roku; niektórym trafiały się bliźnięta. W porównaniu z innymi talent reprodukcyjny matki wypadał dość blado. Niemniej do 1958 roku przybyło naszej rodzinie troje dzieci. Czwartą Siostrę poprzedzał jeszcze jeden brat, ale urodził się martwy. Sztucznie wywołany poród spowodował obfite krwawienie; matka straciła przytomność i przez długi czas nie można jej było docucić. To wydarzyło się wiosną 1954 roku.

– Jaka z ciebie okrutna matka! Dlaczego prałaś w rzece na trzy dni przed terminem? Udusiłaś własne dziecko, zabiłaś je! – łajała akuszerka wycieńczoną matkę.

– O jednego mniej do wykarmienia, o jednego cierpiącego mniej – odpowiedziała cicho matka, uśmiechając się słabo.

Zaskoczona akuszerka odeszła od jej łóżka. Zapewne pierwszy raz miała do czynienia z taką bezwzględną matką.

Ta ironia była matce potrzebna; być może w ten sposób chciała dodać sobie otuchy. Jej los i los jej latorośli był z góry przesądzony. Jeżeli dzieci rodziły się martwe, przynajmniej nie musiały wieść całego życia w nędzy.

Gorączka reprodukcyjna w dramatyczny sposób podniosła liczbę ludności Chin. Nie byłam jedyną zbędną osobą w rodzinie; moi bracia i siostry też stali się zbędni, podobnie jak większość Chińczyków. A zbędni ludzie nie potrafią traktować podobnych sobie z życzliwością i współczuciem.

Rozmowa przeniosła nas w czasy klęski głodu. Duża Siostra, osoba o gwałtownym usposobieniu, miała wtedy szesnaście lat. Kiedy poznała historię swych narodzin, poczuła ogromną niechęć do matki. Niedługo potem ja miałam przyjść na świat. Moje serce biło niespokojnie, kiedy czekałam na dalszy ciąg opowieści Dużej Siostry.

XII

1

Była późna wiosna 1962 roku. Duża Siostra w stożkowatym kapeluszu ze słomy czekała w mżawce na ojca na przystani towarowej przy alei Strumienia Kotów.

Po rzece pływało wtedy znacznie więcej statków towarowych niż osobowych; poruszały się majestatycznie we mgle, przesyłając sygnały syrenami. Siostra nie wiedziała, na którym statku jest ojciec, a w miarę jak mżawka przechodziła w ulewę, wzrastało jej zniecierpliwienie; zaczęła przechadzać się tam i z powrotem po przystani. Im dłużej czekała, tym większy w niej wzbierał gniew na matkę.

Ojca nie było w domu trzy miesiące. Kiedy w końcu go wypatrzyła, idącego po kładce, z workiem marynarskim przewieszonym przez ramię, podbiegła się przywitać.

Ojciec zaczął okładać matkę, jak tylko przestąpił próg. Nigdy przedtem nie podniósł na nią ręki, ani razu w ciągu piętnastu lat ich małżeństwa.

Ósma ciąża matki – a szósta, jeśli policzyć tylko dzieci donoszone i urodzone – wchodziła w czwarty miesiąc i zaczynała być widoczna. Matka nie uchylała się przed ciosami ojca, osłaniała jedynie brzuch.

– Proszę, nie, zrobisz krzywdę dziecku.

Przestał ją bić i załamany przysiadł na piętach. Matka chciała pomóc mu się podnieść, ale nie starczyło jej odwagi.

– Zrobimy tak, jak postanowisz, czyż to nie wystarczy? – powiedziała do niego płaczliwie, chwytając się wezgłowia łóżka.

Ojciec podniósł się i z impetem otworzył cienkie drzwi, aż zaskrzypiała futryna. Druga Siostra i Trzeci Brat trzęśli się ze strachu, Czwarta Siostra i Piąty Brat płakali. Ojciec z krzykiem wypchnął ich za drzwi.

Jednak zamknięte drzwi nie tłumiły wrzasków i szlochów w pokoju rodziców. Druga Siostra wzięła czteroletniego Piątego Brata za rękę i wyprowadziła go z siedliska, Trzeci Brat i Czwarta Siostra uciekli, a Duża Siostra gdzieś się ukryła. Kiedy po zmierzchu żadne z dzieci nie wróciło do domu, ojciec udał się na poszukiwanie. Deszcz, który padał przez cały dzień, w końcu ustał. Duża Siostra wsunęła się ostrożnie do domu, mając nadzieję, że uda jej się przemknąć na poddasze. Ale matka ją zauważyła i wprowadziła do pokoju.

Kiedy przestąpiły próg, kazała jej uklęknąć, lecz Duża Siostra, udając, że nie słyszy, strząsała wodę z kapelusza. Matka wyrwała go jej z ręki i zamierzyła się na nią, ale chybiła, gdyż siostra odskoczyła do tyłu z przekleństwem na ustach. Matka, poszarzała z wściekłości, rzuciła się na Dużą Siostrę, a ona odpowiedziała tym samym. Ruchy matki były nieco ociężałe z powodu jej stanu, ale była większa od Dużej Siostry. Walczyły ze sobą, a ich głośne zmagania ściągnęły grupkę ciekawskich sąsiadów, jednak żaden nie interweniował. W końcu w domu zjawił się przemoczony do suchej nitki ojciec, wiodąc czwórkę dzieci, i odciągnął Dużą Siostrę.

– Jak śmiesz bić matkę! – krzyknął na nią rozgniewany. – Ja to co innego, ale własna córka nie ma prawa podnieść na nią ręki.