Выбрать главу

Ojciec ruszył za nim, przez cała drogę przywierając do ścian i kucając, żeby uniknąć postrzału.

– Synu! Synu! – wołał, pocąc się z nerwów.

A ja, wtedy nawet nie pięcioletni brzdąc, wiedziona ciekawością, chyłkiem wymknęłam się za nimi.

Kłęby dymu unosiły się ze szkieletów płonących statków w miejscu, gdzie Jangcy łączy się z Cialing. Zza Skały Turkawki wypłynął transportowiec; tonął powoli: rufa zanurzona, dziób jeszcze na wodzie. Drugi uniknął podobnego losu tylko dlatego, że pełną parą uciekł w dół rzeki.

Ani śladu brata w siedlisku Ósmy Dziób. Ojciec spostrzegł, że depczę mu po piętach, kiedy zaczął schodzić po stopniach na brzeg.

– A niech cię! – wrzasnął, wskazując na dom. – Uciekaj stąd!

Przystanęłam, zmrożona gniewnym tonem jego głosu, a potem zawróciłam i pobiegłam do domu ile sił w nogach.

Trzeci Brat powiedział, że kiedy zobaczył tonący transportowiec, pokonał biegiem stopnie nad rzekę, zanurkował i dopłynął do brzegu z czymś, co wydawało mu się godne uwagi. To była plastikowa tuba z dwunastoma lotkami. Okazało się, że statkiem płynęli studenci, gracze w badmintona. Pośród świszczących kuł ojciec zaciągnął Trzeciego Brata do domu i wepchnął go pod łóżko, gdzie ten dalej spokojnie prostował piórka swych cennych lotek.

Transportowiec rewolucyjnych buntowników „do końca”, płynący z fabryki broni w górę rzeki, starł się z kanonierką, niewielkim statkiem parowym frakcji 15 sierpnia, który spłynął z Cialing. Opancerzony statek miał otwory strzelnicze na karabiny i działa. Załoga składała się głównie ze studentów oraz paru robotników i była bardzo dobrze wyposażona. Nie okazała się jednak godnym przeciwnikiem dla transportowca rewolucyjnych buntowników „do końca”, na którym większość stanowili byli marynarze marynarki wojennej. Kanonierką została dwunasto-krotnie trafiona, w tym raz w główny silnik. Zanim buntownicy zdążyli pomyśleć o ucieczce, poszła na dno razem z nimi.

Nauczyciel historii widział na własne oczy, jak mały statek parowy stanął w ogniu.

Wtedy jeszcze nie wiedział, że jego młodszy brat był na pokładzie. Ci z frakcji 15 sierpnia, którzy ocaleli, uważali, że taki cherla-wy studencik jak on powinien był zostać na lądzie, ale sam się wepchał na pokład. Kiedy wyławiano ciała z wody, nauczyciel znalazł grube okulary brata w przezroczystych oprawkach, które pogrzebano potem na cmentarzu Bohaterów Czerwonej Gwardii w parku Na Ławicy Piaskowej wraz z wieloma niezidentyfikowanymi ciałami. W Czungcing, gdzie podczas rewolucji kulturalnej toczyły się najkrwawsze walki, zarezerwowano co najmniej dwadzieścia cmentarzy dla tych, którzy zginęli w obronie Wielkiego Wodza. Ale przetrwał jedynie ten w parku Na Ławicy, a większość grobów pozostała bezimienna. Tę nekropolię, niegdyś okazały pomnik ku czci poległych, zdobiły wyryte w kamieniu fragmenty poezji przewodniczącego Mao i cytaty z jego oryginalną, rozwichrzoną kaligrafią. Jednak kiedy w połowie rewolucji wojsko rozbroiło frakcje, cmentarz popadł w ruinę, powywracane nagrobki porosły zielskiem i dumny pomnik zmienił się w jeszcze jeden zapuszczony cmentarz.

Matka nauczyciela siedziała w domu i robiła sweter na drutach, kiedy usłyszała potworną wiadomość; druty wbiły się jej w dłonie, dostała wylewu i umarła, czując jedynie ukłucie bólu.

Nauczyciel historii wycofał się z walk frakcyjnych i wrócił do domu, który w akcie zemsty zdemolowali kamraci jego brata.

„W ósmym miesiącu, w ósmym dniu obywatele zapłacą diabłu” – powtarzano w mieście nowe, złowieszcze porzekadło. Trzynaście lat później krewni jednego z poległych członków Czerwonej Gwardii doznali potwornego szoku, kiedy przybyli na cmentarz w parku Na Ławicy i ekshumowali szczątki, żeby przenieść je w inne miejsce.

– Zły duch! – krzyczeli. – Zły duch!

Czaszka nieboszczyka była zielona. Później wyjaśniono im, że kula, która dosięgła młodego człowieka, musiała być z miedzi i utleniwszy się w płynnym mózgu, zabarwiła czaszkę na zielono.

Chyba tylko ślepy by nie zauważył, że spokój, z jakim nauczyciel relacjonował tamte wydarzenia, był jedynie maską, pod którą kryły się wyrzuty sumienia. Po raz pierwszy wyczułam sprzeczność w jego potoczystych wywodach. Jasno i zrozumiale mówił o dwóch rewolucjach kulturalnych, lecz jego argumentacja nie do końca była spójna. Bo jeżeli organizacje rewolucyjnych buntowników były zaangażowane w „rewolucję kulturalną zwykłych ludzi”, to dlaczego tak chętnie wyrzynały się nawzajem?

– Ciągle się słyszy, że rewolucyjni buntownicy byli dzikusami – powiedział – a jednak, kiedy oni kontrolowali sytuację, niewielu intelektualistów czy szarych obywateli było prześladowanych czy popełniało samobójstwa. Natomiast gdy Mao wprowadził reżim wojskowy i rozpoczął ruch czystek klasowych w latach siedemdziesiątych, to właśnie wtedy zwykli ludzie zaczęli cierpieć.

Oczywiście miał rację. Kiedy byłam w drugiej klasie, ludzie oskarżeni o uczestnictwo w konspiracji 16 maja masowo popełniali samobójstwa, a „męty z Kuomintangu” i „reakcyjnych intelektualistów” zgarniano dzień w dzień. Takie ilości ciał pływały w rzece, że ludziom nie chciało się nawet schodzić na brzeg, żeby je oglądać.

Siedziałam naprzeciwko nauczyciela historii, z głową wspartą na rękach, a w miarę upływu czasu coraz mniejszą uwagę zwracałam na jedzenie. Zapadł wieczór.

O Anatomii człowieka w moim tornistrze przypomniałam sobie dopiero, gdy się pożegnaliśmy. Te wszystkie przemyślenia i mądre rzeczy, które mówił, były takie odległe od tamtej sprawy, że zupełnie zapomniałam, iż zamierzałam mu zwrócić książkę i zawstydzić za brak przyzwoitości. Zawołałam go. Zbliżyliśmy się do siebie, dwie sylwetki oświetlone ulicznymi latarniami. Gałęzie pobliskich drzew rzucały cień na jego rysy; wyglądał jak pozbawiony twarzy duch.

– Co takiego? – zapytał. Musiał słyszeć mój ciężki oddech.

– Twoja książka – powiedziałam spokojnie, panując nad głosem. – Przeczytałam ją i zrozumiałam.

Sięgnęłam do tornistra i podałam mu książkę. Wziął ją, odwrócił się i odszedł, wyraźnie podenerwowany i trochę spłoszony.

Moje pierwsze moralne zwycięstwo. Kiedy patrzyłam, jak pospiesznie odchodzi, nie wiedzieć czemu ogarnęło mnie pożądanie. Serce biło mi jak szalone, podbrzusze pulsowało, a sutki boleśnie stężały. Musiałam mocno opasać się ramionami.

4

W drodze do domu nie mogłam ochłonąć mimo rześkiego wiatru. Zza parkanu przedszkola płynęły dźwięki harmonii.

Szukamy, ciągle szukamy,

Szukamy przyjaciela,

Skłaniamy główki, trzymamy się za rączki.

Dzieci bawiły się na boisku. Co one robiły o tej porze w przedszkolu? Na ulicy unosił się smród ekskrementów; zapewne wydzielał się z pojemników zbieraczy nawozu, a może z pobliskiej publicznej ubikacji. Było gorąco, szeleściły liście na drzewach, woda cicho ciurkała do rowu.

Kiedy weszłam do Siedliska Numer Sześć, było w nim więcej ludzi niż zwykle. Kręcili się również mieszkańcy innych siedlisk, a także przechodnie z ulicy. W tym i tak zatłoczonym miejscu ludzie prawie ocierali się o siebie.

– To chłopak! Mamie Szy się poszczęściło, ma wnuka!

Czwarta Siostra i Dehua jedli kolację na stołkach w sieni. Siedział z nimi Piąty Brat, a także ojciec, który manipulował przy swoim tranzystorowym radiu.

Rzuciłam tornister, wzięłam miskę i poszłam do kuchni po wodę. Na płycie Mamy Szy gotował się garnek zupy, para pachniała mięsem. Na sąsiednich kuchniach grzała się woda w czajnikach. Goście, podjęci uroczystym poczęstunkiem – czerwonymi jajkami, po hałaśliwych pożegnaniach rozeszli się do domów. Dom Mamy Szy, pierwszy z tyłu, znajdował się najbliżej kuchni, więc przez otwarte drzwi widziałam jej synową leżącą w łóżku.