Выбрать главу

– No cóż. – Liv krytycznym okiem spojrzała na robótkę. – Aż takie arcydzieło to to nie jest.

– Chyba mnie nie rozumiecie – powiedziała Gabriella, podnosząc koszulkę do góry. – Mnie samej będzie ona potrzebna.

Zapadła pełna niedowierzania cisza.

– Zainspirowała mnie powszechna chęć posiadania dzieci. Chciałabym prosić o włączenie mnie do związku matek. Kaleb i ja spodziewamy się powiększenia rodziny w kwietniu.

Zdziwienie nie byłoby większe, gdyby do pokoju spadła gwiazda z nieba. Nagła wrzawa zwabiła mężczyzn i niskie głosy włączyły się w tę istną kakofonię:

– A my tak martwiliśmy się o potomków, Liv! – zawołał Are do siostry.

Ale Liv wyszła już do innego pokoju i z płaczem złożywszy dłonie do modlitwy dziękowała Bogu.

Hilda okazała się prawdziwym skarbem dla Grastensholm.

Tarald, który często martwił się, że Mattias zupełnie nie interesuje się prowadzeniem gospodarstwa, był teraz uszczęśliwiony. Hilda brała udział we wszystkim: razem z teściem zajmowała się rachunkami, uwielbiała pracować w obejściu i na polach, uczestniczyła w gospodarskim planowaniu i czuła się tu jak ryba w wodzie.

W końcu Irja musiała położyć kres jej nadmiernemu zaangażowaniu.

– Nie możesz się teraz tak przemęczać, kochana. Pamiętaj o dziecku!

Hilda starała się więc żyć spokojniej, ale robiła wszystko, by Mattias bez wyrzutów sumienia mógł poświęcać się pracy medyka.

Tego dnia, gdy zrozumiała, że została zaakceptowana przez całą wieś, długo siedziała nic nie mówiąc, w podniosłym nastroju, z uśmiechem zadowolenia na twarzy. Wiedziała, że dużo było śmiechu i drwin na temat małżeństwa doktora z córką hycla. Dobre serce barona Meidena sprowadziło go tym razem na manowce, powiadano z pogardliwym uśmiechem. To przecież nic innego jak litość, wkrótce pożałuje, że przyjął pod swój dach takie nic. Nikt nie wierzył, że ich związek może ułożyć się pomyślnie.

Czas zrobił swoje; gdy ludzie bliżej poznali Hildę, prześmiewki ucichły. Mądra Liv zapraszała sąsiadów, by osobiście mogli przekonać się o zaletach Hildy. Teraz więc razem z nią cieszyli się mającym urodzić się dzieckiem, a z upływem czasu zaczęto o niej mówić „moja przyjaciółka doktorowa na Grastensholm”.

Nie była już dłużej odepchniętą, tą, która musiała się ukrywać, gdy w pobliżu zjawiali się ludzie. Była wolna, mogła chodzić z podniesioną głową. A kiedy do wsi przybył nowy hycel i Hilda dowiedziała się, że ma on małe dzieci, poszła tam z wielkim koszem jedzenia, poznała się z rodziną i pilnowała, by zawsze im się dobrze wiodło, nie tylko materialnie. Nikt bowiem nie doświadczył bardziej niż ona, co znaczy być dzieckiem hycla.

Dzieci, których oczekiwano, zbliżyły kobiety bardziej niż kiedykolwiek. Każda z nich miała wejść w nową rolę – matki, babki albo, jak Liv, prababki. Cecylia słała listy zazdroszcząc, że ona i Jessica nie mogą teraz być z nimi. Ale listy krążyły często, co tydzień nowe sprawozdania.

Nikt tym razem nie obawiał się przekleństwa Ludzi Lodu. Bo czy Gabriella nie urodziła już dotkniętego dziecka? Czegóż więc miano się bać?

Uzgodniono sygnał, za pomocą którego miały porozumiewać się dwory, i pewnej październikowej nocy wykorzystano go po raz pierwszy. W Lipowej Alei wywieszono białą flagę – tak naprawdę był to lniany ręcznik – której znaczenia nie zrozumiał nikt inny we wsi. Ale z Grastensholm i Elistrand pospiesznie przybyły kobiety, by pomóc Eli.

Ich wsparcie było dla młodziutkiej Eli niezwykle cenne. Wszystkie, z wyjątkiem Hildy, już to kiedyś przeżywały. Mężczyźni, Andreas, a nawet Mattias, traktowani byli tego dnia jak zło konieczne. Posłano naturalnie po akuszerkę, uznano bowiem, że nie należy poprzestawać na rodzinnych ekspertach.

Eli była nieduża i szczuplutka, ale świetnie sobie poradziła. Tuż przed północą, na tyle wcześnie, by można było mówić o dziecku „urodzony w niedzielę”, przyszedł na świat nowy dziedzic Lipowej Alei.

Nie stanowił szczególnej niespodzianki, wszyscy bowiem spodziewali się chłopca. Ale trochę jednak ich zaskoczył. Przerwał ciąg silnych, ciemnowłosych dzieci, który rozpoczął Are, a kontynuowali Brand i Andreas. Chłopczyk miał nieco jaśniejsze włosy, a jego rysy nie były tak podobne do eskimoskich, jakie oni mieli przy narodzinach. Stwierdzono, że bardziej przypomina Tarjeia, chociaż nie w stopniu uderzającym. Miał jednak nieco skośne oczy i z lekka wyostrzone rysy.

Eli i Andreas już dawno zdecydowali, jakie imię nadadzą chłopcu. Jej ojciec nazywał się Nils, a ojciec Matyldy, gospodarz Niklas Niklasson, na pewno miał żal, że Andreas nie otrzymał imienia po nim. Chłopczyk więc nazywać się miał Brand Niklas Kaleb – ostatnie po przybranym ojcu Eli – na co dzień zaś miał zostać Niklasem.

Żadna matka nie mogła być bardziej troskliwa niż młodziutka siedemnastoletnia Eli. Kołysała i przewijała niemowlę i przez cały dzień promieniała jak słońce. Zresztą nie tylko ona jedna. Mały Niklas już wkrótce stał się oczkiem w głowie mieszkańców Lipowej Alei, rozpieszczany przez wszystkich: ojca Andreasa, dziadka Branda, babkę Matyldę i pradziadka Arego.

Na Grastensholm niepokojono się coraz bardziej. Było już po czasie.

– Posłuchaj, Hildo – powiedział Mattias. – Nie masz chyba ochoty czekać aż do Bożego Narodzenia? Bo muszę ci powiedzieć, że to naprawdę najmniej odpowiedni dzień na rodzenie dzieci.

On sam powinien coś o tym wiedzieć.

Nie, Hilda aż tak długo nie czekała. Tuż przed świętami w roku 1655 biały ręcznik załopotał nad Grastensholm i kobiety niebawem przybyły na miejsce.

Wszystko poszło szybko. Wkrótce Mattias mógł trzymać w ramionach swą nowo narodzoną córeczkę i stwierdzić, że ma ona brązowe loki. Mała miała na głowie delikatny meszek, ale on i tak upierał się przy swoim. Dodawał, że na razie nie można jeszcze powiedzieć, do kogo jest podobna.

Matka Hildy miała na imię Inga, a Mattiasa Irja. Dziecko więc nazwano Irmelin.

Irja oczywiście natychmiast otworzyła serce przed wnuczką, ale Tarald okazał większą rezerwę.

– Powinien być chłopak, Mattiasie – strofował syna. – Powinien być chłopak.

– Jeszcze nie skończyliśmy – uśmiechnął się Mattias.

– Z Ludźmi Lodu nigdy nic nie wiadomo – odparł ojciec.

Taraldowi zawsze z trudem przychodziło ojcowanie z małymi dziećmi. Własnych synów starał się unikać i bardzo dużo czasu upłynęło, zanim zaakceptował Kolgrima. A następnie; by żadnego z synów nie wyróżniać, równie surowo traktował Mattiasa, co było absolutnie zbędne.

Często jednak, kiedy Tarald sądził, że nie jest w zasięgu niczyjego wzroku, można go było zobaczyć, jak pochylony nad kołyską podaje dziewczynce swój palec do zabawy. Uśmiechał się wtedy czule i szeptał maleńkiej wnuczce dziadkowe tajemnice.

Kiedy zbliżało się rozwiązanie Gabrielli, Cecylia nie mogła wytrzymać w domu. Zabrała ze sobą Jessikę i przyjechała do Norwegii. Podziwiała Niklasa, który skończył już pół roku, i czteromiesięczną Irmelin, „podobną do Tancreda jak dwie krople wody, ludzie, czy wy tego nie widzicie?” Niepodzielnie zapanowała na Elistrand i zalała Gabriellę i Kaleba potokiem dobrych rad.

Przyjazd Cecylii spowodował, że Elistrand kipiało życiem. Dowodzenie objęła najbardziej energiczna i dynamiczna z Ludzi Lodu, więc „związek kobiet” święcił swe wielkie dni.

Napięta sytuacja wokół granic Danii i Norwegii zaostrzyła się jeszcze bardziej. Ród niepokoił się o swych dwóch synów: Tancreda i Mikaela. Tancred nadal był w Holsztynie, gdzie strzegł granic ze szwedzkimi terytoriami. Rosyjski car zaatakował Ingermanlandię, ale nikt nie wiedział, czy Mikael nadal tam przebywa. Karol X Gustaw został obwołany królem w dużej części Polski, ale Polacy szykowali się do kontrnatarcia i wielu czekało tylko, aż duński król Fryderyk II wypowie Szwecji wojnę. Niderlandy planowały wysłanie floty do Danii, a Anglia pilnie śledziła sojusz między dwoma państwami. Na granicy między Szwecją i Norwegią było niespokojnie, cały czas toczyły się walki o Jamtland, Harjedalen i Bohuslan. Mówiono o zaciągnięciu norweskich chłopów do obrony tamtejszych terenów. Mogło to zagrażać młodym mężczyznom z rodu Ludzi Lodu: Andreasowi, Mattiasowi i Kalebowi.