Выбрать главу

Zaprosił ich do izby. O tym, że należała do starego kawalera, świadczył nie tylko bałagan, ale i zapach. Andreas poczuł nagłą ochotę, by złapać za szczotkę i mydło.

– Powinieneś poszukać sobie baby, Jesperze.

– Nie mógłbym wtedy spotykać się więcej z dziewczętami! Tego nie da się pogodzić!

Przygotowali sobie miejsca do siedzenia, usuwając z nich ubrania i inne rzeczy, i usiedli.

– Jesperze, czy słyszałeś, co wczoraj znalazł Andreas?

Ufne niebieskie oczy spojrzały spod siwej grzywki.

– Nie.

Andreas wyjaśnił:

– Znalazłem cztery zamordowane kobiety, pogrzebane na tej niedużej łące na dole, niedaleko stąd. Niedługo przybędzie tu wójt, by spytać cię, czy to nie ty je zabiłeś. Czy wiesz coś o tym?

Jesper długo wpatrywał się w nich z rozdziawionymi ustami, a potem wybuchnął urażony:

– Co takiego? Ja miałbym uśmiercać jakieś kobiety? Dlaczego miałbym to robić?

– No, wójt może pomyśleć, że coś poszło nie po twojej woli i wpadłeś w gniew.

Jesper parsknął z pogardą.

– Nie po mojej woli? Naprawdę nie potrzebuję zmuszać kobiet do niczego, nigdy nie musiałem tego robić.

– No cóż – powiedział Brand dobrotliwie. – Może nie jesteś taki uwodzicielski jak kiedyś.

W istocie niewiele już zostało z dawnego, pełnego nieodpartego uroku Jespera. Wydawało się, że obcina brodę tępymi nożycami, nigdy bowiem nie była równa. Brakowało mu kilku zębów, a ubraniu nie zaszkodziłoby pranie.

Pokrywając zmieszanie śmiechem, Jesper zgodził się z Brandem.

– To prawda, dziewczęta nie garną się do mnie tak jak dawniej. Ale żebym miał kogoś zabijać, nie, co to, to nie! Taki nie jestem!

– My o tym wiemy, ale wójt jest głupi. Kiedy wbije sobie coś do głowy, wszystko do tego dopasowuje. Nie pozwól mu się zaatakować, Jesperze – mówił Kaleb. – Znam się trochę na prawie i postaram się dopilnować, by nie popełnił w stosunku do ciebie żadnej niegodziwości. Proś najpierw o rozmowę ze mną, tego nie może ci odmówić.

Jesper chciał zaprosić gości na poczęstunek, ale pospiesznie podziękowali, tłumacząc się, że dopiero co jedli.

Przed wyjściem Brand jeszcze raz powtórzył swoją radę.

– Naprawdę powinieneś się ożenić, stary przyjacielu. Pomyśl o wszystkich podstarzałych pannach i wdowach, tęskniących za mężczyzną, którym mogłyby się zająć.

– Podstarzałe panny i wdowy? One są do niczego. Ja chcę dzierlatek!

– Być może młode dziewczęta myślą podobnie. Ty także nie będziesz wiecznie młody. A te dojrzalsze są dużo lepsze. Spróbuj choć raz!

Jesper zrezygnowany rozglądał się po izbie.

– To z pewnością nie byłoby takie głupie, o nie. Tym bardziej że i tak muszę skończyć z pukaniem do dziewek służących. Pojawiło się ostatnio tak wielu młodych chłopaków! Smarkacze jeszcze, dwudziestokilkulatki. Nawet nie wiedzą, jak zabrać się do rzeczy, ale są dziarscy, mnie jest więc coraz trudniej. – Przekrzywił głowę i zamyślił się. – Wiem o jednej, która na pewno byłaby chętna… Jak myślicie, czy powinienem ją zapytać?

– Wydaje się, że dziewczęta wolą prawdziwe zaloty od próśb, by cię wpuścić pod pierzynę na jedną noc – powiedział Brand. – A jeśli ta pierwsza ci odmówi, są jeszcze inne na świecie…

– Czy nigdy nie jesteś zakochany, chłopie? – zdziwił się Kaleb.

Oczy Jespera zrobiły się wielkie jak spodki.

– Jasne, że jestem! W każdej jednej!

Wszyscy się uśmiechnęli.

– A tak przy okazji – rzekł Mattias z odrobiną ironii, patrząc na bezecnego rozpustnika. – Nie załatwiłeś sobie jakichś dzieci w ciągu tego całego czasu, kiedy odwiedzasz babskie łóżka?

– Nie – odparł Jesper dumnie. – Mój drogi ojciec otrzymał dobrą radę od waszej Sol. Trzeba tylko zmieszać kilka kwiatków i nie będzie dziecka.

– Ta recepta przydałaby się wielu rodzicom – stwierdził Mattias. – Bardzo się niepokoję o jedną z wieśniaczek, która oczekuje osiemnastego dziecka.

– To musi chyba być jej ostatnie?

– Zgodnie z prawami natury, chyba tak. Jeżeli tylko. przeżyje.

– Będziesz musiał zawiązać jej chłopu na supeł – orzekł sucho Andreas.

Mattias uśmiechnął się i ponownie zwrócił się do Jespera:

– Ale jak już będziesz miał żonę, to zrezygnujesz z kwiatków na jakiś czas? Pomyśl, jak bardzo matka Rosa cieszyłaby się z wnuka!

Poczciwe oczy Jespera wypełniły się łzami.

– Tak, oj, tak! Zdążyła jeszcze zobaczyć najstarszego mojej siostry. Boże, jak ona kochała to dziecko!

Mattiasowi zrobiło się przykro, że zasmucił tego prostego, dobrego człowieka.

– Wyobraź sobie, że matka Rosa i ojciec Klaus siedzą sobie na obłokach i patrzą na was z góry. „Roso, widziałaś, jakie piękne dzieci ma nasz Jesper?” „Tak, czy nie mówiłam zawsze, że ten chłopak potrafi zrobić to, co zechce?”

Jesper zachichotał niepewnie. Odeszli, pozwalając mu zastanowić się nad sobą. Kiedy się odwrócili, zobaczyli, że stoi zapatrzony w chmury.

– Przeprowadź się do Grastensholm na kilka dni! – zawołał Mattias. – Weź ze sobą zwierzęta! Tutaj jesteś zbyt samotny.

Jesper pomachał im dłonią.

– Dziękuję za zaproszenie!

Nie powiedzieli mu o wilkołaku. Jeszcze zdąży się przestraszyć.

– Panie Mattiasie! Czy oni przez cały, calutki czas patrzą, co się robi?

– Nie! Aniołowie są dyskretni, Jesperze. W takich chwilach przesłaniają oczy chmurką!

Dzień już się kończył. Kiedy schodzili w dół w kierunku dworów, powoli zapadał zmierzch.

Mattias przystanął.

– Może zajrzymy do domu hycla? Zobaczymy, jak się miewa.

– Uważam, że powinniśmy tak zrobić – orzekł Andreas

Hilda skończyła wieczorne dojenie. Wzięła konwie z mlekiem i w towarzystwie kota wyszła z maleńkiej obory, starannie zamykając za sobą drzwi. Miała nadzieję, że ci dobrzy panowie, którzy odwiedzili ją rano, zdążyli już rozpuścić plotkę, że ojciec jest śmiertelnie ranny. Nie było to prawdą, bo choć miał obite i posiniaczone ciało, był już w niezłej formie. Dziewczyna jednak panicznie się bała, że rozwścieczeni wieśniacy przyjdą tu nocą.

A poza tym ojciec musi jej to wybaczyć, ale nie mogła całkiem skupić swych myśli na jego niedoli…

Czy wszystko jest przygotowane na jutrzejszą wizytę panów? Ciasto na chleb już zaczynione, cały dom wyszorowany, na sznurku suszy się najlepsza bluzka. Ma świeżo umyte włosy, pozostaje jej teraz jedynie zebrać z mleka śmietankę, którą poda do poziomek.

Nagle przystanęła. Coś zaszeleściło w lesie. Zwierzę? Potem odwróciła się i popatrzyła w przeciwnym kierunku.

O Boże, tam idą jacyś mężczyźni! Co robić, jak obronić ojca i siebie?

Ale czy to nie…? Oczywiście, to doktor i pan Andreas, i jeszcze jakichś dwóch. Dlaczego jednak przychodzą teraz? Ona ma na sobie fartuch do obory i…

Zrozpaczona myślała tylko o jednym: czy zdąży się przebrać?

Nagle zadrżała. Co to? Czyżby ktoś był w zagrodzie kiedy ona zajmowała się krową?

Ostrożnie zbliżyła się do dziwnego przedmiotu leżącego na środku podwórza.

Na ziemi położono wielki kawał darni, a na nim postawiono odwrócony dzban.

Hilda poczuła ukłucie w sercu. Kto tu był? Kto chciał wyrządzić im krzywdę?

Zerknęła na drzwi, ale wydały się zamknięte dokładnie tak, jak je zostawiła. Dzięki ci, dobry Boże, że mężczyźni przyszli właśnie teraz! Wybiegła im na spotkanie akurat w chwili, gdy otwierali furtkę. Dopiero kiedy znalazła się blisko nich, uprzytomniła sobie, że przybyli wraz z dwoma obcymi panami. Skłoniła się przed nimi głęboko, skrawek fartucha powędrował na wysokość twarzy.