Zwalisty otworzył drzwi, przeszedł przez próg, bezpardonowym szarpnięciem wciągając za sobą Zoe. Chwilę później światło zalało pomieszczenie o nijakich ścianach. Z sufitu zwisało mnóstwo lamp, dlatego nie było tu prawie zupełnie cieni.
We wnętrzu urządzono elegancką galerię; w jednym końcu pomieszczenia był kącik wyposażony w meble w stylu Bauhausu oraz Mięsa van der Rohe, wykradzione z rezydencji Willi Maxa, w przeciwległym stanowisko robocze oraz miejsce, gdzie eksponowano dzieła sztuki. Były tu stoły wyposażone w podstawowe narzędzia do wyjmowania płócien z ram, lampy ultrafioletowe, pozwalające wykryć przeprowadzone zabiegi konserwacyjne, spirytus laboratoryjny, rozpuszczalniki oraz inne chemiczne odczynniki przeznaczone do wykonywania prób oraz czyszczenia, a także sztalugi z obrazami, blaty zarzucone rzeźbami, figurkami, relikwiarzami i niezwykłymi wyrobami jubilerskimi.
Kiedy zjawiali się potencjalni klienci, część roboczą zasłaniano specjalnymi parawanami. Do prowadzenia pertraktacji zmuszono Thalię, a chcąc mieć pewność, że zrobi wszystko, by otrzymać najwyższą możliwą cenę, jej prowizję przeznaczono na spłatę długów ojca. Niektórzy kupcy okazywali się szanowanymi kustoszami ze znanych muzeów lub przedstawicielami bogatych kolekcjonerów; zostawiali moralność przed drzwiami, byle tylko zdobyć nowo odnalezione, bajeczne dzieła. Popijali drogie francuskie wina pochodzące z piwnic Maxa, zrabowane wraz z jego kolekcją, i oglądali zaaranżowaną dla nich naprędce ekspozycję. Wypisywali czeki, zaspokajali chciwość i ambicje. A następnego poranka Zoe stwierdzała brak kilku kolejnych dzieł.
Wszystko to składało się na dramat, który powoli zbliżał się do finału. Zoe nie miała wątpliwości, że kiedy sprzedane zostaną ostatnie dzieła sztuki, porywacze się jej pozbędą. Ale tego wieczora entuzjazm wobec dzieł sztuki raz jeszcze odpędził myśli o śmierci, przynajmniej do czasu, kiedy znów pozostanie sam na sam ze swoimi myślami.
Zoe i Thalia udały się na koniec pomieszczenia, tam gdzie stały sztalugi i stoły. Z tyłu za nimi trzasnęły drzwi; Zwalisty wyszedł. Chwilę później z zewnątrz dobiegł odgłos zamykanego rygla. Były to jedyne drzwi i jedyny otwór w ścianach tego pomieszczenia.
– Zostawiłam je dla ciebie – powiedziała Zoe, kiedy dotarły do narożnika, który ostatnio nazwały Zakątkiem Fałszerzy. Przed sobą miały płótno Vermeera, dużą srebrną paterę ze sceną wygnania Adama i Ewy z Rajskiego Ogrodu, dwa niemal identyczne dzieła Renoira, z których jeden w oczywisty sposób był kopią drugiego, srebrny relikwiarz w kształcie palca wskazującego oraz kolekcję blisko tuzina dzieł Corota.
– Reszta została skatalogowana, sprzedana i wysłana.
– Kiedy wieści się rozniosą, kilku słynnych znawców sztuki straci swą pozycję – skomentowała Thalia.
– Zasługują na taki los – odparła ostro Zoe.
Thalia z uwagą przyglądała się falsyfikatom.
– Cóż więc jest podejrzanego w tym dziele – zapytała, wskazując na srebrną paterę.
– To przepiękna rzecz – odparła Zoe. – Naprawdę wyjątkowa, ale nie pochodzi z piątego stulecia, jak wynika z metryczki.
– Po czym poznajesz?
– Po listkach figowych zasłaniających przyrodzenia.
– Mianowicie?
– Taki przejaw pruderii jest charakterystyczny dla końca epoki renesansu – wyjaśniła Zoe. – Kiedy oryginalna patera powstawała, nikomu się nawet o tym nie śniło. Seks został uznany za czynność brudną i grzeszną dopiero po zakończeniu pierwszego milenium, kiedy to Kościół katolicki doszedł do rzeczywistej władzy.
– Cholera! – zaklęła Thalia i uderzyła się dłonią w czoło. – Ależ oczywiście! Wiedziałam o tym! Dlaczego nie przyszło mi to do głowy?
– Sądząc z dokumentacji, wielu sławnym ludziom też nie przyszło to na myśl.
– Ale dlaczego?
– Być może zaślepiała ich piękno. Albo, czego nie da się wykluczyć, pragnęli wierzyć, że dzieło jest takie stare. Sztuka jest domeną umysłu, podobnie jak to, w co wierzymy. Człowiek pragnie wierzyć, ponieważ może potem uzyskać wyższą cenę za dzieło autentyczne.
Thalia zamruczała pod nosem z aprobatą, potem wskazała na dwa płótna Renoira.
– W moich oczach jedno z tych dzieło jest oczywistym falsyfikatem. Brakuje mu finezji.
Zoe zachichotała.
– Tak naprawdę obydwa obrazy są dziełem Renoira. Kiedy potrzebował pieniędzy, sam w pośpiechu kopiował te ze swych płócien, które sprzedawały się najlepiej.
– Oczywiście – odparła Thalia. – Powinnam pamiętać także o tym. To dlatego, że od bardzo dawna nie handlowałam sztuką bardziej współczesną. Niemal wszystko, co sprzedałam w ostatnich paru latach, liczyło sobie sześć lub osiem tysięcy lat, a nawet więcej.
– Nie powinnaś się załamywać – pocieszyła ją Zoe.
– I tu rodzi się kwestia prawa wykonywania zawodu – odrzekła Thalia, spoglądając na przemian to na jedno, to na drugie dzieło Renoira. – Chodzi mi o to, że jest to prawdziwy Renoir, ale…
Na moment pogrążyła się w myślach.
– Moim zdaniem nie ma nic negatywnego w tym, że artysta kopiuje sam siebie.
– Absolutnie nic – zgodziła się Zoe. – Niektórzy, jak Renoir, robili tak dla pieniędzy. Innym bardzo podobała się idea kilkakrotnego powrotu do tego samego tematu. Ale, co jeszcze ważniejsze, moim zdaniem wielu artystów powracało do dzieł raz już stworzonych, ponieważ w pewnym momencie dochodzili do przekonania, iż stali się lepszymi malarzami czy rzeźbiarzami i pragnęli oddać sprawiedliwość tematom, które ich fascynowały.
Thalia przytaknęła powolnym ruchem głowy, pogrążając się w rozważaniach na ten temat. Ciszę wypełnił basowymi dźwiękami przytłumiony stukot pociągu, podłoga pod ich stopami lekko zadrżała.
– W porządku, a co powiesz o Vermeerze? – odezwała się w końcu Thalia, wskazując na płótno Józef w Egipcie wyjawia braciom własną tożsamość”.
– O Vermeerach. Liczba mnoga – sprostowała Zoe, pochylając się do przodu i wyciągając drugie płótno schowane za pierwszym. – W rzeczywistości mamy dwa płótna.
– Zoe! – Twarz Thalii wyrażała pełne zaskoczenie. – Ten Vermeer… „Cud w Galilei”… – Wskazała na drugi obraz. – Co to płótno tutaj robi?
– Dodałam je do kolekcji dzisiaj po południu, na chwilę przed tym, jak skończyłyśmy pracę. Stało w kącie. Wcześniej jakoś uszło mojej uwadze.
– To jest…
– Uhmmm – przytaknęła Zoe. – Bez cienia wątpliwości jeszcze jeden Van Meergeren. Wszystkie dzieła Vermeera w tej kolekcji okazały się falsyfikatami, z wyjątkiem płótna, którego widok tak bardzo mnie poruszył tamtego dnia, kiedy po raz pierwszy złożyłam wizytę Maxowi.
Hans van Meergeren był chyba najsławniejszym współczesnym fałszerzem sztuki. Holenderski malarz o wielkich umiejętnościach, pobawiony inspiracji i oryginalnych pomysłów, zasłynął dzięki falsyfikatom dzieł geniusza z Delft, Jana Vermeera. Obrazy te, pochodzące rzekomo z „utraconych lat” Vermeera spędzonych we Włoszech, zyskały powszechną akceptację licznych kolekcjonerów oraz muzealnych kustoszy. Prawda wyszła na jaw po zakończeniu II wojny światowej, kiedy Meergerena oskarżono o kolaborację z nazistami i wyprzedaż dzieł należących do dziedzictwa narodowego. Chcąc ocalić własną skórę, van Meergeren przyznał, że obrazy, które sprzedał nazistom – wliczając w to płótno „Chrystus i cudzołożnica”, zakupione przez Hermanna Goringa – były falsyfikatami, które wyszły spod jego pędzla.
– Jesteś tego pewna?
– O co chodzi, skarbie? – zapytała Zoe, dotykając delikatnie ramienia Thalii.