Выбрать главу

Jedenaście tysięcy kilometrów na zachód Seth Ridgeway siadał właśnie przy oknie na górnym pokładzie Boeinga 747 linii lotniczych KLM. Zawsze latał tymi liniami, ponieważ był to jego zdaniem ostatni profesjonalny przewoźnik lotniczy na tej trasie. Z uśmiechem przypomniał sobie, jak zmienił się terminal międzynarodowych przylotów na lotnisku JFK, kiedy zaczęli tam rządzić ludzie z Schiphol w Amsterdamie – prawdę mówiąc, dokładnie tacy sami jak w KLM. Teraz, pomyślał, Amerykanie podróżujący samolotami mogliby naprawdę spędzać rozkoszne chwile w powietrzu, gdyby tylko FAA (Federalny Zarząd Lotnictwa Cywilnego) przekazał cały amerykański ruch lotniczy w ręce KLM. Dzięki temu jego rodacy nie lataliby dłużej w bydlęcych, cuchnących uryną rozpadających się gruchotach, które w Stanach Zjednoczonych uchodzą za samoloty. Ale to tylko marzenia ściętej głowy, myślał; włożył do uszu słuchawki, wyregulował głośność i rozsiadł się na tyle wygodnie, na ile pozwalały mu zapięte pasy bezpieczeństwa.

Zamknął oczy i znów ujrzał twarz Zoe. Miał pewność, że tam była. Czuł to w głębi serca. Wiedział, że ciągle jeszcze żyje i że tym razem zdołają odnaleźć. Gdy ogromny Boeing 747 szykował się do startu, Seth był już w objęciach Morfeusza. I nie miał najmniejszego pojęcia, że uruchomił cały łańcuch wydarzeń, które dotyczyły niemal połowy ziemskiego globu.

Rozdział 14

W luksusowym apartamencie w rezydencji Nochspitze Amerykanin po raz kolejny czytał materiały otrzymane od kardynała Neilsa Brauna. Był do głębi zatroskany.

Wyszedł na wąski balkon, z którego widać było dolinę rzeki Inn. Zapadła już głęboka noc, zimne powietrze ostro wcinało się w ciastowatą mgłę; jaka wypełniała jego myśli. Oparł dłonie na balustradzie; wyglądał jak kaznodzieja stojący na ambonie, gotowy do wygłoszenia kazania.

Przywołał w myślach osobliwe informacje otrzymane od Brauna: drugi Mesjasz, kobieta, morderstwo, masowe morderstwo z rozkazu papieża, zmiany w Piśmie Świętym, korygowanie historii – łatwe wtedy, kiedy jeszcze tak niewiele było zapisane. Wszystko to miało służyć zatuszowaniu istnienia nowego Mesjasza.

Braun był całkiem przekonujący, gdy twierdził z uporem, że istnienie drugiego Całunu nie miało większego znaczenia dla wiernych. Tak naprawdę liczył się symbol zmartwychwstania i zbawienia oraz wiara w Boga. Ludzie nie byli gotowi… nie mogli i nie byliby w stanie zaakceptować drugiego Mesjasza w żeńskiej postaci.

Ujawnienie prawdy wstrząsnęłoby posadami wiary w Kościół katolicki, powodując niewypowiedziane cierpienia duchowe. Prawda nie wyzwoliłaby wyznawców chrześcijaństwa, lecz jedynie uczyniłaby ich nieszczęśliwymi.

Było oczywiste, że chodziło o rozruchy i niepokoje związane z dzieleniem się Kościoła na sekty, co byłoby oczywistym efektem ujawnienia tych informacji. Mówili też o ludziach takich jak Żyrinowski, którzy wykorzystaliby sytuację do zwiększenia własnych wpływów i umocnienia swej pozycji w Rosji oraz poza jej granicami. Zwolennicy Żyrinowskiego byli ludźmi nieobliczalnymi, bardziej pokroju Idi Amina niż Stalina, chociaż jeden i drugi zamordował więcej niewinnych ludzi niż Hitler. Powszechne niezadowolenie spowodowane upadkiem komunizmu sprawiło, że Żyrinowski i jego zwolennicy zawsze byli na drugim miejscu w wyścigu do władzy. Jeśli kiedykolwiek ją przejmą, jedyną otwartą kwestią będzie to, gdzie dojdzie najpierw do krwawej łaźni.

Amerykanin wpatrywał się w ciemności, szukając odpowiedzi – odpowiedzi, które pozostawały równie ulotne, co spadające gwiazdy na nocnym niebie nad jego głową. Jego umysł, intelekt, wszystko, w co dotąd wierzył, mówiło, że mieli rację, że żadna prawda nie była warta ujawnienia, jeśli miała pociągnąć za sobą przemoc, śmierć i społeczne wrzenie.

Ale serce nie chciało tego słuchać.

Amerykanin wszedł z powrotem do pokoju i zamknął za sobą balkonowe drzwi, odcinając się od mroku. Stał przez chwilę, spoglądając na grube woluminy stojące na biurku i leżące na podłodze. Pełna historia losów Zofii: tłumaczenia rozmów przeprowadzonych z nią samą i z mieszkańcami osady, dekrety cesarza Konstantyna oraz opisy losów szkatuły wraz z wyczerpującymi i wiarygodnymi dowodami, na ile można je było zrekonstruować, aż do czasu, gdy zniknęła z bawarskiej rezydencji w połowie lat trzydziestych dwudziestego stulecia.

Przetarł zmęczone oczy i spojrzał na zegarek. Minęła już północ, lecz ciągle jeszcze nie czuł się senny. Usiadł z powrotem na krześle przy biurku, wziął do ręki kartki z notatkami i po raz kolejny zaczął przeglądać własne zapiski.

Po masowej zbrodni żałobny Całun Zofii oraz dokumentacja potwierdzająca autentyczność jej istnienia zostały umieszczone w dużej szkatule wykonanej ze złota i wysadzanej szlachetnymi kamieniami. Zamknięto wieko, a krawędzie stopiono, odciskając pieczęć cesarza oraz święte pieczęcie papieża Sylwestra I. Szkatuła została umieszczona w krypcie, w miejscu, w którym później wzniesiono Bazylikę Świętego Piotra i tam spoczywała w spokoju przez kolejne siedem wieków.

To straszne, myślał Amerykanin, czytając notatki po raz, jak mu się wydawało, pewnie tysięczny. Zupełnie jak w horrorze – archeolog i jego piękna asystentka otwierają grobowiec z mumią, uwalniając tym samym antyczną klątwę. Tyle że teraz miał do czynienia z prawdą, sięgającą starożytności, prawdą o Bogu i zbrodni; prawdą, która wróciła i miała straszyć świat. Znów zaczął czytać, starając się zrozumieć sens koszmaru.

Tak więc Całun i dokumentacja leżały złożone w krypcie, kiedy wznoszono nad nią Bazylikę Świętego Piotra, a każdy kolejny papież przekazywał sekret o Całunie swojemu następcy. I tak szkatuła przetrwała bezpieczna oblężenie Rzymu przez Wizygotów w roku 410 oraz Wandalów w 455 roku naszej ery.

Jednak Całun i jego tajemnica okazały się słabsze od polityki i postępującej degeneracji. Gdy zbliżał się kres pierwszego tysiąclecia istnienia Kościoła chrześcijańskiego, kolejni papieże oraz otaczające ich świty do tego stopnia oddali się nieumiarkowaniu i rozpuście, że dorównywali cesarzom rzymskim z pierwszych lat imperium. Rozpusta szalała w Watykanie, a stopniem perwersji śmiało mogli równać się Kaligulą. Słowa o Męce Zofii coraz częściej zaczęły wymykać się z ust pijanych i rozwiązłych papieży. Ten właśnie fakt, bardziej niż sama rozpusta i rozwiązłość, nakłonił część kościelnych hierarchów do działania.

W 1045 roku Grzegorz VI przekupił swego poprzednika, Benedykta IX, i ten abdykował. To jednak jeszcze bardziej zaogniło sytuację, zamiast ją uspokoić. Jedna z frakcji przekonała Benedykta IX do wycofania się, w efekcie na tronie świętego Piotra zasiadało dwóch papieży. Wysiłki związane z negocjacjami, żeby jeden albo drugi ustąpił, zakończyły się niepowodzeniem, zatem trzecia frakcja doprowadziła do wyboru kompromisowego papieża, Sylwestra III. Wybór nie zadowolił jednak nikogo, zatem pod koniec 1045 roku już trzech papieży zwalczało siebie nawzajem i zabiegało o serca oraz dusze świata chrześcijańskiego, a także, co nie dziwi, o znaczące bogactwa i władzę.

Kiedy trzej Namiestnicy Chrystusowi walczyli ze sobą, kilku bardziej rozsądnych kościelnych dostojników ukryło szkatułę z Całunem Zofii i innymi bezcennymi relikwiami, chowając ją w labiryncie korytarzy Watykanu. Dzięki temu żadna z relikwii nie została wykradziona ani też wykorzystana przez pretendentów do papieskiego tronu.

Ci sami dostojnicy wysłali też emisariuszy do Henryka III, cesarza Świętego Cesarstwa Rzymskiego, z prośbą o interwencję. W 1046 roku Henryk III osadził na Tronie Piotrowym czwartego papieża, Klemensa II, a decyzję poparły rycerskie zakony.