Niezbyt stabilna równowaga zdołała przetrwać dziesięć lat, do czasu śmierci Henryka III w 1056 roku. Władzę odziedziczył po nim jego syn Henryk IV, który w chwili śmierci ojca miał zaledwie sześć lat.
Amerykanin przymknął oczy i pocierał nos palcem. Jak do diabla papież mógł utrzymywać, iż jest nieomylny? Sodomia, nekrofilia, orgie, które przyprawiłyby o rumieniec wstydu Rzymian. Zachłanność, chciwość, żądza władzy. Nie było bezeceństwa, którego nie dopuściliby się papieże. A przecież wiara w to, że byli nieomylni, wymagała uwierzenia w to, że sam Bóg sankcjonował taki porządek rzeczy.
Amerykanin powrócił do nagryzmolonych własną ręką notatek, ale słowa zaczęły rozpływać mu się mu przed oczami. Nadchodził sen.
W 1061 roku zmarł papież Mikołaj II, a schedę po nim przejął Aleksander II. Ten nie cieszył się popularnością wśród biskupów na dworze Henryka IV, wykorzystano więc fakt, że każdy zwierzchnik Kościoła w tamtym czasie musiał uzyskać aprobatę cesarza, i na synodzie w Bazylei ogłoszono wybór Aleksandra II za nieważny, a na jego miejsce wyznaczono Honoriusza II.
Młody cesarz miał już wtedy jedenaście lat i coraz częściej nie zgadzał się z opiniami duchownych dostojników z własnego dworu. Dlatego też arcybiskup Anno z Kolonii uprowadził w 1062 roku Henryka IV i sprawował władzę w jego imieniu.
Cesarz odzyskał wolność w 1066 roku i blisko dekadę władał cesarstwem w miarę harmonijnie współpracując z Kościołem w Rzymie. Ale w 1076 roku biskupi niemieccy, którzy mocno dzierżyli władzę na dworze Henryka, kolejny raz sprzeciwili się Rzymowi. Odmówili uznania wyboru na papieża Grzegorza VII, a na synodzie cesarskim w Worms ogłosili jego detronizację. Wtedy Grzegorz VII obłożył ekskomuniką Henryka IV i wszystkich niemieckich biskupów. Pozbawiony świętych fundamentów władzy Henryk IV stanął w obliczu wojny domowej i buntów chłopskich, oraz utraty królestwa. Skarcony w ten sposób młody cesarz okazał skruchę i w 1077 roku uzyskał w Kanossie przebaczenie, a Grzegorz VII przywrócił mu jednocześnie tytuł cesarski.
Ale skrucha Henryka okazała się tylko grą, za którą stali niemieccy biskupi, a podjęte działania miały służyć wyłącznie zyskaniu na czasie. Jeszcze w tym samym roku ponownie ogłosili oni usunięcie z Tronu Piotrowego Grzegorza VII i wybrali na jego miejsce własnego papieża, Klemensa III.
Rozwścieczony Grzegorz VII ponownie obłożył ekskomuniką Henryka oraz jego biskupów i podjął dodatkowe kroki, przyznając płaszcz cesarski Świętego Cesarstwa Rzymskiego rywalowi Henryka, Rudolfowi Szwabskiemu.
W 1079 roku armia Henryka IV pokonała Rudolfa, jego samego zabijając, rozbiła wojska lojalne wobec niego, a potem najechała na Włochy. Cztery lata później Henryk IV zdobył Rzym i zmusił Grzegorza VII do ucieczki. Podczas pobytu w Rzymie Henryk osadził na tronie papieskim Klemensa III, po czym wyjechał, zabierając ze sobą jako część łupów zdobytych w trakcie zwycięskich bitew między innymi złotą szkatułę wysadzaną drogimi kamieniami.
Amerykanin odsunął się od biurka i wstał. Miał dość lektury na tę noc oraz dość materiału do przemyśleń na całe życie. Podszedł do łóżka zarzuconego jego ubraniami, lecz umysł ciągle nie mógł opędzić się od myśli o Całunie.
Przez osiem stuleci miejsce ukrycia Pasji Zofii oraz jej żałobnego Całunu pozostawało właściwie nieznane. Na podstawie skąpych danych źródłowych, jakie pozostały po Henryku IV i jego następcach, można było wyciągnąć wniosek, że żaden z nich nie znał prawdziwej wartości tego, co znajdowało się w szkatule. Nie poświęcono jej specjalnej uwagi w dokumentach królewskich ani też nie traktowano w specjalny sposób. Po prostu zapomniano o niej. I nikt nigdy nie wspomniał o złotej szkatule i ukrytej w niej bezcennej relikwii do czasu, kiedy pojawiła się ponownie w 1935 roku w Bawarii.
Amerykanin zaczął się rozbierać, ciągle jednak myślał o uczonych dysertacjach, jakie czynili kościelni historycy w odniesieniu do prawdopodobnych losów szkatuły. Nie można było wykluczyć, że szkatułę otrzymał w prezencie jeden z wysoko postawionych dworzan. Następnie przypuszczalnie przekazywano ją w rodzinie z pokolenia na pokolenie, aż wreszcie któryś ze spadkobierców doszedł do wniosku, że warto by ją sprzedać. Być może potrzebował pieniędzy albo po prostu nie widział żadnego pożytku z posiadania jarmarcznego, wysadzanego kamieniami złotego pudełka, pochodzącego z odległej przeszłości.
Bez względu na to, co działo się w ciągu dziewięciuset lat, czyli od chwili gdy Henryk IV zabrał szkatułę z Watykanu, konkretne informacje pochodziły z wiosny 1935 roku.
Działając na zlecenie Hitlera, niemiecki rząd pobierał od żydowskich obywateli Trzeciej Rzeszy drakońskie podatki. Ci, którzy nie byli w stanie płacić, zmuszeni zostali do sprzedaży domów oraz rodzinnych interesów dostojnikom Rzeszy lub ich totumfackim.
Oczywiście większość Żydów nie dysponowała odpowiednią gotówką, by móc płacić horrendalne podatki narzucone przez nazistów, zatem przekazywali poborcom podatkowym biżuterię i rodowe pamiątki, wliczając w to dzieła sztuki, cenne książki, antyki oraz inne wartościowe przedmioty.
Amerykanin założył bluzę od piżamy i przeszedł przez pokój, by wyłączyć światło. Przez moment stał przy włączniku, jakby zastanawiając się, czy bardziej jest zmęczony czy podniecony odkryciem, jakiego dokonał tego dnia. Spojrzał na książki leżące na biurku, potem podszedł do nich i sięgnął po kartki z notatkami.
Człowiek ten nazywał się Sheldon Brucker i był dobrze prosperującym handlarzem antyków w Bad Tolz, małej miejscowości na południe od Monachium. Brucker oddał złotą szkatułkę wysadzaną biżuterią jako równowartość podatków narzuconych przez nazistowskie władze.
W tamtym czasie Hitler nie utworzył jeszcze Sonderauftrag Linz – struktury odpowiedzialnej za gromadzenie zbiorów sztuki przeznaczonych do Muzeum Fuhrera w Linzu, ale już w 1935 roku uświadomił sobie potrzebę szczegółowego katalogowania obiektów zrabowanych Żydom, żeby nic, co wartościowe, nie zostało przetopione lub zniszczone. Przedmioty otrzymane od marszandów, handlarzy antykami oraz po prostu od bogatych Żydów oceniane były z większą starannością niż reszta zdobyczy. Znawcy sztuki oraz historycy zmuszeni do służby na rzecz Trzeciej Rzeszy zorientowali się w końcu, jak cenna jest niezwykła szkatuła z odciśniętymi pieczęciami Konstantyna i papieża Sylwestra I.
Szkatułę otworzono ostrożnie, aby jej nie uszkodzić, a dokumentację znalezioną w środku przetłumaczono bez zwłoki na język niemiecki. Od momentu, kiedy przedstawiono Adolfowi Hitlerowi ustalenia, Pasja Zofii stała się obiektem skrywanym ze szczególną pieczą. W końcu Całun oraz dokumentacja, której wiarygodność nie budziła cienia wątpliwości, zostały wykorzystane przez Hitlera do wymuszenia na Watykanie milczenia w sprawie holocaustu. Kościół zamknął oczy na czynione zło w nadziei, że uchroni to świat przed innym, być może jeszcze większym złem.
Amerykanin wstał, wyłączył światło i spacerował w ciemności.
Hitler ukrył Całun szczególnie starannie. Na tyle, że w chaosie, jaki towarzyszył upadkowi Trzeciej Rzeszy, relikwia bezpowrotnie zaginęła. Zupełnie tak jak przed wiekami zniknęła z watykańskiej krypty.
Wsunął się pod świeżą, chłodną pościel, jednak okropieństwa związane z historią sprawiły, że tej nocy nie zmrużył nawet oka.
Zoe stała pośrodku swej celi i tym razem pozwoliła, żeby wokół niej rozbrzmiewała kakofonia dźwięków. Nie zatkała uszu prowizorycznymi zatyczkami ponieważ chciała, by każdy fragment pomieszczenia zanurzył się w jej umyśle. Tylko ono mogło wskazać jej drogę, musiała jedynie bardzo się skoncentrować.