Rankiem tego dnia Zoe szła za porywaczami pełna obaw, że objawienie, jakiego doznała poprzedniego dnia, może zmienić jej sposób zachowania na tyle, iż prześladowcy zaczną coś podejrzewać, albo że Thalii podpowie coś intuicja. Jednak od pierwszej chwili, kiedy tylko otworzyły skrzynię z fryzem, Zoe nie potrafiła myśleć o niczym innym, a jej myśli skoncentrowały się wyłącznie na tym.
– To najbardziej zdumiewające dzieło sztuki, jakie widziałam w całym moim życiu – zadeklarowała głosem pełnym podziwu.
– Powtarzasz to samo chyba już po raz setny.
Zoe nie odpowiedziała, bez pamięci oczarowana niezwykłymi płaskorzeźbami. Dzieło przedstawiało wyrzeźbioną w kamieniu historię Boga. W samym środku kompozycji rzeźbiarz umieścił wizję początku: Bóg przyjął trojaką postać: obojnaczą, hermafrodytyczną oraz trójcy w trójcy – ojca, matki i dziecka. Z tych pierwotnych form wyłaniało się antropomorficzne wcielenie, odchodzące spiralnie od środka, któremu ludzie oddawali boską cześć. Figurki Wenus, Wielkiej Bogini, znajdowały się najbliżej środka, potem stopniowo ustępowały miejsca wizerunkom męskim, które szybko zdominowały tematykę reliefu.
– Nie rozpoznaję języka, którym zapisano te inskrypcje.
– Aramejski – oznajmiła Thalia nieobecnym głosem. – Co z kolei każe mi wnioskować, że relief został wyrzeźbiony, być może, około tysięcznego roku przed naszą erą, o czym zresztą świadczy niewielka metryczka, która nadeszła z dokumentacją. Popatrz. – Thalia wskazała na jeden z rzędów reliefów. – Mamy tu Wielką Boginię, która zaczyna dzielić się przestrzenią z męskim towarzyszem, a był nim zwykle jej syn lub kochanek. Zaczyna się to w momencie, kiedy ludzie zaczynają dostrzegać związek między stosunkiem płciowym i przychodzeniem na świat dzieci. A teraz przejdźmy odrobinę dalej.
Przesunęła nieco palec.
– Tu widzimy już Boginię i Boga mających tę samą wielkość. Jej palec przesunął się o kolejnych kilka centymetrów wzdłuż spirali.
– Sprawy zaczynają bardzo przyspieszać; Bogini staje się coraz mniejsza i mniejsza, aż do chwili, gdy dochodzimy do końca opowieści.
Jej palec dojechał do końca spirali, docierając do bardzo dużej, odosobnionej postaci usadowionej pomiędzy wężami i liśćmi. Wzdłuż zewnętrznej krawędzi widniała wąska linijka z inskrypcją.
– Go tu jest napisane? – zapytała Zoe.
– Jahwe.
– Fascynujące – Zoe wstała i przetarła zmęczone oczy.
Były tak spięte, że aż gotowe wybuchnąć przy byle okazji.
– Chcesz więc mi wmówić, że zmiany postaci Boga są odzwierciedleniem zmian w ludzkiej kulturze.
– Co do tego nie ma wątpliwości – odparła Thalia, wyciągając dłoń do Zoe. – Tu. Pomóż mi.
Zoe spoglądała na tę zdumiewającą kobietę. Z jednej strony błyskotliwy naukowiec, z drugiej córka uwikłana w problemy ojca. W ciągu minionych miesięcy niejeden raz narzekała na przymus, jaki wobec niej zastosowano, każąc jej pracować w tym miejscu. Zoe poczuła nagłe ukłucie w sercu, kiedy uświadomiła sobie, że nie zobaczy jej nigdy więcej. Thalia wzięła jej dłoń, a Zoe wyczuła w tym geście miłość i siłę, oraz zupełnie wyjątkowe zjednoczenie z bratnią duszą. Uczucia te zrodziły się podczas długich miesięcy wspólnej pracy intelektualnej. W tym czasie Zoe czerpała z niej nie tylko siłę, a także lepsze zrozumienie początków kultury rodzaju ludzkiego.
Thalia spojrzała Zoe prosto w oczy; na jej twarzy rysowała się nieskrywana troska. Zoe odwróciła wzrok.
– Nic ci nie jest? – zapytała Thalia. Zoe unikała jej spojrzenia.
– Wszystko w porządku.
– Chodzi mi o to, że jeśli chcesz porozmawiać…
To, co nieuchronnie się zbliżało, zawisło ponurą barierą między nimi. Thalia musiała zdawać sobie sprawę z faktu, iż godziny jej przyjaciółki są policzone.
– Nie – skłamała Zoe. – Nie chcę.
A jednak chciała, i to jak! Pragnęła opowiedzieć Thalii o szczegółach ucieczki, ale każde słowo, które wymknęłoby się jej przypadkiem, którego nie dałoby się już cofnąć, mogło unicestwić jej plan. Powstrzymanie się od mówienia było dostatecznie trudne. Wszystko musiało odbyć się w sposób perfekcyjny i w pełnej tajemnicy.
– Jeśli jesteś tego pewna…
– Absolutnie – fuknęła Zoe bardziej obcesowo, niż zamierzała.
Thalia spojrzała na nią, marszcząc w zdumieniu czoło.
Stały tak przez dłuższą chwilę, spoglądając na siebie: blada, szczupła, lecz mocno zbudowana Amerykanka i pokaźnej postury Rosjanka, o oliwkowej cerze i kręconych rudych włosach. Zoe odniosła wrażenie, że dostrzega w ciemnych oczach Thalii swego rodzaju zrozumienie.
– Tak naprawdę chcę wiedzieć więcej o tym. – Zoe wskazała na kamienny fryz. – Chodzi mi o to, że przecież faceci nie zbudzili się pewnego dnia i nie oznajmili sobie „Uczestniczymy w prokreacji i jesteśmy silniejsi, zatem zabieramy dla siebie całą ziemię”.
Thalia wpatrywała się w nią długo, z niedowierzaniem w oczach.
– Nie wiem, jakiego asa kryjesz w rękawie, i nie chcę wiedzieć. Ale mam nadzieję, że Bóg jest z tobą.
– Z pewnością – odparła Zoe, sama zaskoczona pewnością siebie.
Potem wskazała na kamienną płaskorzeźbę.
– No, opowiedz mi.
– Masz rację. Ta transformacja zabrała nieco czasu. Pamiętaj, że przejście cywilizacji od Wielkiej Bogini do Jahwe zajęło dobre sześć lub nawet osiem tysięcy lat. Moim zdaniem epoka Rajskiego Ogrodu to był okres, kiedy ludzie zamieszkiwali w niewielkich osadach, nie mieli żadnych wrogów, bo nie mieli prawie żadnego kontaktu z innymi ludzkimi sadybami. Ale sytuację tę odmieniły kobiety, a czyniąc to, jednocześnie kopały dół pod Wielką Boginią.
Kobiety wynalazły rolnictwo, ponieważ to one zostały obciążone przez naturę obowiązkiem wykarmienia dzieci. W końcu można wymyślić tkactwo i udomowić dzikie ziarna, jednocześnie karmiąc niemowlęta i utrzymując je przy życiu… ale nie można tego zrobić dobrze podczas łowów. Zatem wysiewały ziarna, aż w końcu ludzie zdali sobie sprawę, że w ten sposób można zdobyć pożywienie. Rolnictwo pozwoliło też na powiększenie liczebności rodziny. Kobiety kultury zbieracko-łowieckiej musiały rodzić nie częściej niż co cztery lub pięć lat, gdyż wiodły żywot koczowniczy, a w tej sytuacji nie mogły prowadzać za sobą zbyt wielu małych dzieci. Poza tym, gdy nie było jeszcze rolnictwa, nie dało się w żaden sposób wyżywić większej liczby zawsze głodnych gąb. Kiedy jednak rodziny przeszły na osiadły tryb życia i zaczęły uprawiać własne zagony, zdolność do przemieszczania się straciła znaczenie jako istotny czynnik przetrwania. W rezultacie odstęp w czasie między kolejnymi porodami zmniejszał się stopniowo, ale sukcesywnie.
W miarę jak wznoszono coraz większe osady, które zaczynały między sobą konkurować, brutalna siła mężczyzn nabierała coraz większego znaczenia. Rolnictwo zaczęło się dynamicznie rozwijać, ponieważ rolnicy potrzebni byli do zaopatrywania w żywność licznych rzesz stałej armii, kadry urzędniczej i tak dalej – wcześniej społeczności zbieracko-myśliwskie nie były w stanie wyprodukować dostatecznie dużo żywności, żeby taki stan rzeczy był możliwy. Jednak rolnictwo wiązało się też z nowymi problemami – pojawiła się kwestia własności ziemi. Obfitość pożywienia przyczyniła się również do demograficznego boomu, ponieważ pozwalało to wyżywić coraz liczniejsze społeczności.
W przeszłości konflikty zdarzały się rzadko, ale coraz więcej ludzi oznaczało też konieczność obrony własnych domów i społeczności. W rzeczywistości potrzeba bezpieczeństwa przyczyniła się do przekształcenia małych komunalnych osad w pełni rozwinięte struktury administracyjne, w miasta-państwa.