Выбрать главу

– Ponieważ wczoraj wieczorem zjawił się w naszym domu ktoś, kto podał się za pana. Nie był sam i chciał skrzywdzić mego ojca. Ten mężczyzna już nie żyje. Podobnie jak jego przyjaciele – oznajmił Yost beznamiętnym głosem.

– Ale kto? Dlaczego?

– Nie mieli przy sobie dowodów tożsamości, ale po niemiecku mówili z rosyjskim akcentem. Jestem przekonany, że pracowali dla KGB.

Seth skinął głową, przyjmując do wiadomości to, co usłyszał.

– To ma sens – stwierdził. – Chociaż nie, to nie ma najmniejszego sensu. To wszystko jest bez sensu, ale przynajmniej trzyma się kupy. Wcześniej usiłowali zabić mnie. Sądziłem, że pan…

– Że mogę być jednym z nich?

Seth przytaknął, a Jakob Yost uśmiechnął się po raz pierwszy.

– Nie, panie… Ridgeway?

Seth ponownie skinął głową.

– Jesteśmy po tej samej stronie.

Yost wyciągnął rękę nad blatem, a Ridgeway spojrzał na nią z rezerwą. Czy to był jakiś trick? Tożsamość tego człowieka mogła być lipna, poza tym najlepsi zabójcy byli również najlepszymi aktorami. Spoglądał na zaoferowaną dłoń, potem przywołał w myślach Rebekę Weinstock, księdza w Amsterdamie, wreszcie George’a Strattona. Każdy z nich przychodził, mając przyjazne intencje, udowadniał, że jest godzien zaufania… Stratton uratował mu życie, ale tamci dwoje zginęli.

Bez przekonania zdecydował jednak, że zaufa temu człowiekowi. Starając się opanować dreszcze, które przechodziły mu po plecach, wyciągnął dłoń z kieszeni płaszcza.

– W porządku – powiedział w końcu, gdy chwycił ciepłą i suchą dłoń Yosta i uścisnął ją. – Jesteśmy po tej samej stronie.

– To dobrze – odparł Yost, potrząsając dłonią Setha. – Ponieważ mężczyzna przy sąsiednim stoliku – wskazał gestem w lewo – trzyma w garści jeszcze potężniejszą spluwę wymierzoną w pańską głowę.

Ridgeway zobaczył barczystego mężczyznę o długich, prostych, brązowych włosach. Mężczyzna uśmiechnął się do niego, spojrzał na kolana i ponownie podniósł wzrok na Setha. Seth natychmiast dostrzegł wylot tłumika ukryty pod papierową serwetką. Ponownie spojrzał na Yosta, który dał tamtemu znak głową, mężczyzna odpowiedział kiwnięciem, sięgnął ręką w dół, wyciągnął zielony plecak spod stołu. Wsunął do niego pistolet z tłumikiem, położył na stole banknot i bez słowa wyszedł.

– Rzadko kiedy podejmuje pan ryzyko, prawda? – zauważył Seth.

– Jestem człowiekiem nadzwyczaj ostrożnym, panie Ridgeway – skomentował Yost.

– Ale teraz pan podejmuje takie ryzyko, czyż nie tak? Podejmuje pan ryzyko, bo skąd ma pan pewność, że nie jestem sprytnie zakamuflowanym agentem KGB?

Brwi Yosta ściągnęły się w dół w jedną podłużną linię; widać rozważał pytanie Ridgewaya.

– Pan też obdarzył mnie zaufaniem, mein Hen – odpowie dział w końcu, cedząc słowa bez pośpiechu. – Jeśli nie byłby pan tym, za kogo pan się podaje, nigdy nie zdecydowałby się pan na opuszczenie podwójnej gardy. Zachowywałby się pan wobec mnie inaczej. Zgodzi się pan?

Seth przytaknął w zamyśleniu.

– Dobrze – ucieszył się Yost. – Musimy więc uzgodnić kilka ważnych spraw i odpowiedzieć na parę pytań, zanim spotka się pan z moim ojcem.

Olśniewające światło słoneczne wpadało do salonu, który oddzielał sypialnię Zoe od pokoju Richa Cartiere’a w hotelu Eden au Lac. W apartamencie łatwiej było chronić Zoe.

Rich zabarykadował drzwi do jej pokoju, przesuwając po prostu szafę w stylu Ludwika XIV. Za oknami, wychodzącymi na urwisty spadek, nie było żadnych gzymsów ani schodów pożarowych. Tak więc Cartiere, olbrzym i były spadochroniarz, spał w salonie razem ze Strattonem. Dziwni ludzie, pomyślała. Tajemniczy. Stratton obiecał, że wyjaśni jej wszystko, kiedy tylko odpocznie, postanowiła więc pozostawić sprawy własnemu biegowi. W końcu uratowali jej życie.

Zoe przeciągała się leniwie i przez dłuższą chwilę z zamkniętymi oczami rozkoszowała się wolnością; tak chyba czuje się więzień skazany na śmierć, któremu w cudowny sposób darowano życie. Kolejny raz odmówiła modlitwę dziękczynną, za każdym razem dochodząc do wniosku, że wiara istotnie potrafi zdziałać cuda. I chociaż dopiero minęła pierwsza po południu, ona zdążyła już skorzystać ze wszystkich usług oferowanych przez hotelowy salon piękności. Po długiej, komfortowej kąpieli słonecznej w solarium fryzjerka obcięła i uczesała jej włosy. Przez cały czas syczała wprawdzie pod nosem ze zdumienia, powstrzymała się jednak od zadania pytania, dlaczego włosy madame są w tak opłakanym stanie.

W tym samym czasie manikiurzystka dokładała wszelkich starań, by doprowadzić jej paznokcie do przyzwoitego stanu, a robiła to z zapałem rzeźbiarza, który bierze się za dziewiczy blok marmuru.

Następnie zajęła się nią kosmetyczka, która roztaczała wokół siebie intensywną woń dobrej pianki do włosów o zapachu amaretto. I wreszcie trafiła do rąk wizażystki, która sprawiła, że Zoe odzyskała prawdziwie kobiecy wygląd. Potem modystka przyniosła ze sobą katalogi mody oraz próbki materiałów, wzięła miarę i obiecała przetrząsnąć butiki w celu skompletowania nowej garderoby.

Zoe odwróciła twarz w stronę ciepłych promieni słonecznych i spojrzała przez okno na jezioro. Widziała samotną żaglówkę z trudem płynącą pod wiatr. Widok raził ją prosto w serce. Gdzie podziewa się Seth? Wydzwaniała do niego bez końca, nawet w środku nocy, lecz po drugiej stronie wciąż nikt nie odbierał.

Znów ogarnęło ją zniecierpliwienie. Gdzie się podziewał? Próbowała odgadnąć z zapałem stęsknionej kochanki. Co robił w tej chwili? Czy popłynął jachtem do Cataliny? W Kalifornii była teraz druga nad ranem. A może spał na pokładzie Walkirii kołyszącej się łagodnie na kotwicy zarzuconej w przystani w Cherry Cove?

Oczami wyobraźni zobaczyła jego twarz i poczuła, napływające do oczu łzy. Kiedy był pogrążony we śnie, wyglądał jak mały chłopiec. Przywołała w pamięci obraz uśmiechającego się przez sen Setha.

Gdzie jesteś?

Ogarnęła ją niewypowiedziana wprost tęsknota. Gdzie się podziewał? Jedyne, czego pragnęła bardziej niż wiadomości, gdzie przebywał, było znalezienie się u jego boku.

Rozdział 22

Szklana powierzchnia jeziora Zurichsee odbijała światła świecące na drugim brzegu. O zachodzie słońca wiatr ustał, powietrze było krystalicznie czyste.

– Niech Cię diabli, Boże – pomstował Seth Ridgeway, przyglądając się scenie, która była tak podobna do widoku, który podziwiał razem z Zoe tyle miesięcy temu.

Niech Cię szlag! Niech mnie szlag trafi za to, że jestem takim frajerem i wierzę w Ciebie.

Odwrócił się od okna i poszedł w stronę drzwi. Przystanął, wyjął magnum z kieszeni kurtki narciarskiej, upewnił się, że w każdej komorze magazynka znajduje się nabój, potem zabezpieczył pistolet i schował z powrotem w kieszeni. Po chwili pomacał drugą kieszeń, upewniając się, że garść zapasowej amunicji wciąż się tam znajdowała. Zawahał się, powtarzając w myślach instrukcję Jacoba Yosta. Mała pomyłka i narazi się na śmierć. Opuścił pokój i nacisnął przycisk ściągający windę.

Stratton wyszedł pierwszy. Sprawdził, czy na korytarzu nikt się nie czai, dopiero potem pokój opuściła Zoe. Ostatni szedł Cartiere; zamknął drzwi do apartamentu, poślinił palec i ostrożnie przyczepił włos między drzwiami i framugą. Po powrocie będą wiedzieli, czy wchodził ktoś nieproszony. Podeszli do windy, Stratton wcisnął guzik. Stali w ciszy i patrzyli na wskaźnik. Kabina zatrzymała się piętro wyżej.

Drzwi otworzyły się bezszelestnie i Seth właśnie miał wejść do środka, kiedy usłyszał:

– Mein Herr.

Głos wydał mu się dziwnie znajomy. Przyjaciel, czy wróg? Odwrócił się, wkładając równocześnie rękę do kieszeni. Zobaczył mężczyznę, który zmierzał w jego kierunku. Chyba już gdzieś widział. Tylko gdzie? Gdzie słyszał jego głos?