Выбрать главу

Jednakże ile osób w Nightingale House naprawdę wierzy, że Pearce i Fallon zostały zamordowane? Trzeba czegoś więcej niż obecność komisarza Scotland Yardu i jego świty, by uwierzyć w coś tak nieprawdopodobnego. Istniało wiele innych prawdopodobnych rozwiązań, prostszych i bardziej wiarygodnych niż morderstwo. Dalgliesh może sobie sądzić, co chce, ale udowodnienie tego to zupełnie inna rzecz.

Siostra Rolfe pochyliła głowę i zaczęła bez entuzjazmu grzebać w talerzu. Nie czuła głodu. W powietrzu wisiał ciężki zapach jedzenia, odbierający apetyt. Gwar bufetu wciskał się do uszu. Był nieustający i nieuchronny, namolna kakofonia dźwięków, w której trudno było rozróżnić poszczególne głosy.

Obok niej, powiesiwszy złożoną porządnie pelerynę na oparciu krzesła i rzuciwszy pod nogi bezkształtną torbę z grubej, dekoracyjnej tkaniny, z którą się nie rozstawała, siedziała siostra Brumfett, jedząc gotowanego dorsza z zaciętym pośpiechem, jakby drażniła ją potrzeba odżywiania się i wyładowywała na nim swoją irytację. Zawsze wybierała gotowaną rybę i siostra Rolfe poczuła nagle, że nie zniesie już ani jednego lunchu z siostrą Brumfett jedzącą dorsza.

Oczywiście wcale nie było takiej konieczności. Nic nie stało na przeszkodzie, by następnym razem usiąść gdzie indziej, nic, prócz spetryfikowanych przyzwyczajeń, które sprawiały, że prosty akt zaniesienia tacy do innego stolika urastał do rangi trzęsienia ziemi. Po jej lewej stronie siostra Gearing bawiła się duszoną wołowiną i kroiła swój trójkąt kapusty w równe, małe kawałki. Kiedy to w końcu zacznie jeść, będzie pochłaniać wszystko z wielkim apetytem, jak żarłoczna uczennica. Ale najpierw zawsze były te żmudne, wywołujące ślinotok czynności wstępne. Siostra Rolfe zastanawiała się, ile już razy gryzła się w język, żeby nie huknąć: „Na miłość boską, Gearing, przestań się z tym cackać i zacznij jeść!” Któregoś dnia wreszcie nie wytrzyma. I znów rozejdzie się po szpitalu wieść, że jeszcze jedna z podstarzałych, antypatycznych sióstr „staje się bardzo trudna. To z pewnością wina wieku”.

Rozważała zamieszkanie poza szpitalem. Było to dozwolone i mogła sobie na to pozwolić. Zakup mieszkania albo małego domku byłby najlepszą inwestycją na stare lata. Ale Julia Pardoe rozprawiła się z tym pomysłem kilkoma obojętnymi, raniącymi słowami, wrzuconymi niczym zimne kamyki do głębokiej toni jej nadziei i planów. Nadal słyszała jej wysoki, dziecinny głos.

– Zamieszkać osobno. Po co miałabyś to robić? Nie mogłybyśmy się wtedy tak często widywać.

– Ależ mogłybyśmy, Julio. I miałybyśmy o wiele więcej swobody, bez tego całego ukrywania się i ryzyka. To byłby wygodny, mały domek. Polubiłabyś go.

– To nie byłoby tak łatwe, jak wymknięcie się do ciebie na górę, kiedy mam ochotę.

Kiedy ma ochotę? Jak to rozumieć? Siostra Rolfe rozpaczliwie odsunęła od siebie to pytanie, którego nigdy nie odważyła się zadać.

Istota dylematu była stara jak świat. W każdym związku jest ktoś, kto kocha, i ktoś, kto pozwala się kochać. Była to tylko brutalna ekonomia pożądania: od każdego według możliwości, każdemu według potrzeb. Ale czy to zbyt wiele oczekiwać, że ten, kto bierze, zna wartość daru, a ona nie marnuje uczuć na rozwiązłą i perfidną małą krętaczkę, która bierze tylko to, co chce i kiedy chce? Powiedziała:

– Mogłabyś przychodzić do mnie dwa albo trzy razy w tygodniu. Może nawet częściej. Nie wyprowadziłabym się daleko.

– Nie wiem, jakim cudem znalazłabym na to czas. I nie rozumiem, po co ci kłopot z utrzymaniem domu. Tu jest ci całkiem dobrze.

Siostra Rolfe pomyślała: „Wcale nie jest mi tu całkiem dobrze. To miejsce mnie przygnębia. Nie tylko przewlekle chorzy pacjenci są uwiązani do szpitala. Ze mną dzieje się to samo. Nie lubię większości ludzi, z którymi jestem zmuszona pracować. Sama praca też mnie nuży. Studentki są coraz głupsze i gorzej wykształcone z każdym nowym naborem. Nie jestem już nawet pewna, czy to, co robię, ma sens”.

Przy ladzie rozległ się brzęk tłuczonego szkła. Jedna z pomywaczek upuściła tacę z brudnymi naczyniami. Siostra Rolfe instynktownie skierowała wzrok w tę stronę i zobaczyła komisarza, który właśnie wszedł, wziął swoją tacę i ustawił się na końcu kolejki. Patrzyła na jego wysoką postać, jak przesuwał się wolno wzdłuż lady, nie zwracając uwagi na paplaninę pielęgniarek, brał bułkę i masło, czekał na wydanie głównego dania. Była zdziwiona, że go tu widzi. Nigdy by nie pomyślała, że będzie jeść w szpitalnym bufecie i to sam. Nie spuszczała go z oczu, kiedy płacił przy kasie i rozglądał się w poszukiwaniu wolnego miejsca. Czuł się całkiem swobodnie w tym dziwnym, obcym otoczeniu. Widać było, że to mężczyzna, którego nie onieśmiela żadne towarzystwo, bo jest bezpieczny w swoim prywatnym świecie, dzięki poczuciu własnej wartości, które jest podstawą szczęścia. Ciekawe, jaki jest ten jego świat, pomyślała i szybko pochyliła głowę nad talerzem, speszona tym niezwykłym zainteresowaniem, jakie w niej obudził. Większość kobiet z pewnością uznałaby, że jest przystojny z tą swoją pociągłą, kościstą twarzą, jednocześnie wrażliwą i arogancką. Był to zapewne jeden z jego zawodowych atutów, z którego jako mężczyzna mógł w pełni korzystać. I jeden z powodów, dla których przydzielono mu tę sprawę. Jeśli bezbarwny Bill Bailey sobie nie poradził, wyślijmy tam przystojniaka ze Scotland Yardu. W domu, gdzie w roli głównych podejrzanych występują same kobiety, w tym trzy podstarzałe stare panny, ma niewątpliwie duże szanse. Cóż, powodzenia!

Ale nie ona jedna zauważyła nadejście komisarza. Bardziej poczuła, niż zobaczyła, jak siostra Gearing sztywnieje i sekundę później usłyszała jej głos:

– No, no… Nasz postawny detektyw! Zaprośmy go lepiej do stolika, zanim wyląduje w stadzie studentek. Ktoś powinien był biedakowi wytłumaczyć, jak działa nasz system.

A teraz, pomyślała siostra Rolfe, wyśle mu jeden ze swoich zachęcających uśmiechów rodem spod latarni i będziemy go miały na głowie do końca posiłku. Uśmiech został wysłany i zaproszenie przyjęte. Dalgliesh, zgrabnie manewrując tacą przez pół sali, podszedł do ich stolika. Siostra Gearing spytała:

– Co pan zrobił z tym przystojnym sierżantem? Myślałam, że policjanci chodzą parami, jak zakonnice.

– Mój przystojny sierżant ślęczy nad raportami, zadowalając się kanapkami i piwem, a ja korzystam z przywilejów starszeństwa. Czy to krzesło jest wolne?

Siostra Gearing przysunęła się bliżej siostry Brumfett i odparła z uśmiechem:

– Teraz już nie.

II

Dalgliesh usiadł, w pełni świadom, że siostra Gearing przyjęła to zadowoleniem w przeciwieństwie do siostry Rolfe, siostrze Brumfett zaś, która powitała go krótkim skinieniem głowy, był on całkowicie obojętny. Siostra Rolfe spojrzała na niego bez uśmiechu i powiedziała do siostry Gearing:

– Nie myśl sobie, że pan Dalgliesh przysiadł się do nas dla twoich pięknych oczu. Ma nadzieję uzyskać przy lunchu trochę informacji.

Siostra Gearing zachichotała:

– Moja droga, na nic twoje ostrzeżenia! I tak nie umiałabym utrzymać niczego w sekrecie, gdyby jakiś atrakcyjny mężczyzna uparł się to ze mnie wyciągnąć. Nie nadaję się na morderczynię. Nie mam do tego głowy. Nie chcę przez to powiedzieć, że kto inny ma… to znaczy, do mordowania. Ale nie mówmy o takich makabrycznych sprawach podczas jedzenia. Już i tak mnie pan wymaglował, prawda, komisarzu?