Выбрать главу

– Oczywiście. To musiało być właśnie tak.

– Nie musiało, sierżancie. Ale zapewne tak było.

Jednak Masterson miał pewne zastrzeżenie, któremu dał wyraz. Dalgliesh odparł:

– Ale to nie dotyczy kobiety. Kobieta mogłaby to zrobić z łatwością, a zwłaszcza jedna kobieta. Chociaż przyznaję, że dla mężczyzny byłoby to trudniejsze.

– Więc zakładamy, że mleko zostało zatrute przez kobietę?

– Istnieje prawdopodobieństwo, że obie dziewczyny zostały zamordowane przez kobietę. Ale to nadal tylko prawdopodobieństwo. Wiemy już, czy panna Dakers czuje się na tyle dobrze, żeby ją przesłuchać? Doktor Snelling miał być u niej w południe.

– Siostra przełożona zadzwoniła przed lunchem, że dziewczyna jeszcze śpi, ale najpewniej będzie w stanie odpowiadać na pytania, gdy się obudzi. Jest pod działaniem środków uspokajających, więc nie wiadomo, kiedy to nastąpi. Mam do niej zajrzeć, jak będę na prywatnym oddziale?

– Nie. Pójdę tam później. Ale może pan wypytać o ten wypad Fallon do Nightingale House dwunastego stycznia rano. Ktoś mógł widzieć, jak wychodzi. I gdzie było jej ubranie, kiedy przebywała na oddziale? Czy ktoś mógł je zabrać i przebrać się za nią? To mało prawdopodobne, jednak należy to sprawdzić.

– Inspektor Bailey już sprawdził, panie komisarzu. Nikt nie widział, żeby Fallon wychodziła, ale wszyscy przyznają, że mogła wymknąć się z oddziału niezauważona. Pielęgniarki były bardzo zajęte, a Fallon miała własny pokój. Gdyby zobaczyły, że jest pusty, uznałyby że poszła do łazienki. Jej ubranie wisiało w szafie w pokoju. Każdy, kto miał prawo być na oddziale, mógł je zabrać, pod warunkiem oczywiście, że Fallon spała albo wyszła. Jednak nikt w to nie wierzy.

– Ja też nie. Wydaje mi się, że wiem, po co Fallon wróciła do Nightingale House. Panna Goodale powiedziała, że Fallon dostała wynik potwierdzający ciążę zaledwie dwa dni przed chorobą. Możliwe, że go nie zniszczyła. I z pewnością nie życzyła sobie, aby ktoś to znalazł. W każdym razie nie ma go pośród jej papierów. Przypuszczam, że wróciła, żeby go podrzeć i spuścić w klozecie.

– Nie mogła zatelefonować do panny Goodale i o to poprosić?

– Nie bez wzbudzenia podejrzeń. Nie miała żadnej pewności, że telefon odbierze Goodale, a nie chciała zostawiać wiadomości. To by wyglądało dziwnie, gdyby upierała się rozmawiać tylko z jedną koleżanką, a nie chciała przyjąć pomocy od innej. Tak czy owak, to tylko moje przypuszczenie. Zakończono już przeszukiwanie Nightingale House?

Tak, panie komisarzu. Nic nie znaleziono. Ani trucizny, ani pojemnika. W większości pokoi stoją buteleczki z aspiryną, a siostry Gearing i Brumfett oraz panna Taylor mają niewielki zapas tabletek nasennych. Ale Fallon nie została chyba zatruta środkami nasennymi?

– Nie. To miało o wiele szybsze działanie. Musimy uzbroić się w cierpliwość i poczekać na wynik badań laboratoryjnych.

V

O drugiej trzydzieści cztery po południu, z dokładnością do minuty, w największej i najbardziej luksusowej separatce prywatnego oddziału siostra Brumfett straciła pacjenta. Zawsze myślała o śmierci w ten sposób. Pacjent został stracony, bitwa przegrana, ona, siostra Brumfett, poniosła osobistą porażkę. Fakt, że tak wiele z jej bitew było skazanych na przegraną, że wróg, nawet pokonany w potyczce, miał zagwarantowane końcowe zwycięstwo, nie łagodził jej poczucia klęski. Pacjenci nie przychodzili na jej oddział, by umierać. Przychodzili, by wyzdrowieć i z pomocą jej niezłomnej woli zwykle im się to udawało, często ku ich własnemu zdumieniu i czasem wbrew ich życzeniom.

Co prawda, nie spodziewała się wygrać tej konkretnej bitwy, ale dopiero kiedy doktor Courtney-Briggs wyłączył kroplówkę, przyjęła do wiadomości przegraną. Pacjent nie poddawał się do końca – trudny pacjent, wymagający, lecz pełen woli walki. Był to bogaty biznesmen, którego precyzyjne plany na przyszłość nie uwzględniały śmierci w wieku czterdziestu dwóch lat. Przypomniała sobie jego osłupienie, niemal oburzenie, kiedy był zmuszony przyjąć do wiadomości fakt, że śmierć to coś, z czym ani on, ani jego księgowi nie są w stanie sobie poradzić. Zdążyła na tyle poznać jego młodą żonę podczas jej codziennych wizyt, aby nie mieć złudzeń, że ta będzie cierpieć i rozpaczać. Sam pacjent był jedyną osobą, która byłaby wściekła, że heroiczne i kosztowne wysiłki doktora Courtney-Briggsa okazały się bezowocne, lecz szczęśliwie dla chirurga tenże pacjent nie mógł się już domagać żadnych wyjaśnień ani przeprosin.

Doktor Courtney-Briggs wkrótce porozmawia z wdową i złoży jej zwyczajowe, starannie sformułowane kondolencje wraz z zapewnieniem, że zrobiono wszystko, co możliwe. W tym przypadku wysokość rachunku będzie tego gwarancją i silnym antidotum na nieuniknione poczucie winy z powodu bolesnej straty. Courtney-Briggs dobrze sobie radził w takich sytuacjach. Trzeba oddać mu sprawiedliwość, że zarówno bogate, jak i biedne wdowy otrzymywały od niego pocieszający uścisk i stereotypowe słowa współczucia i żalu.

Zakryła rąbkiem prześcieradła nagle pustą twarz zmarłego. Zamykając mu powieki wprawnymi palcami, poczuła pod opuszkami jeszcze ciepłe gałki oczne. Nie czuła żalu ani gniewu, tylko jak zawsze przytłaczający ciężar porażki, który niczym fizyczny balast przygiął jej plecy.

Odwrócili się od łóżka jednocześnie. Uderzył ją zmęczony wyraz twarzy chirurga. Po raz pierwszy on także zdawał się być przygnieciony niepowodzeniem i wiekiem. Naturalnie, nieczęsto był świadkiem śmierci swoich pacjentów. Rzadko umierali na stole operacyjnym, nawet jeśli ledwo żywi wracali na oddział. W przeciwieństwie do siostry Brumfett, doktor Courtney-Briggs nie musiał patrzeć, jak jego pacjenci wydają ostatnie tchnienie. Niemniej było mało prawdopodobne, aby to ta śmierć tak go przygnębiła. Nie była w końcu niespodziewana. I nie miał się o co obwiniać, nawet gdyby miał takie inklinacje. Miała wrażenie, że dręczy go coś innego, i zastanawiała się, czy ma to związek ze śmiercią Fallon. Stracił zwykły wigor i nagle wyglądał dziesięć lat starzej.

Ruszył wraz z nią do jej gabinetu. Zbliżając się do kuchni, usłyszeli odgłosy rozmowy. Drzwi były otwarte. Jedna ze studentek układała na wózku tace z popołudniową herbatą. Sierżant Masterson oparty o zlew obserwował ją z miną człowieka, który czuje się tu jak u siebie. Kiedy siostra i chirurg stanęli w progu, dziewczyna zapłoniła się, mruknęła „Dzień dobry, panie doktorze” i wypchnęła wózek na korytarz z niezdarnym pośpiechem. Sierżant Masterson popatrzył za nią z pobłażliwą protekcjonalnością, później przeniósł wzrok na siostrę. Zdawał się nie zauważać Courtney-Briggsa.

– Dzień dobry, siostro, mógłbym zamienić z panią słowo?

Siostra Brumfett, której wytrącono inicjatywę z ręki, powiedziała z naganą:

– W moim gabinecie, jeśli pan pozwoli, sierżancie. Od razu powinien pan tam był poczekać. Nie pozwalam ludziom spacerować po moim oddziale i to dotyczy także policji.

Sierżant Masterson nie tylko nie okazał skruchy, ale uśmiechnął się lekko na tę przemowę, jakby potwierdzała jakieś jego przypuszczenia. Siostra Brumfett wpadła z zaciśniętymi ustami do gabinetu, szykując się do bitwy. Ku jej zdziwieniu Courtney-Briggs wszedł za nią.

Sierżant Masterson powiedział:

– Ciekaw jestem, czy mógłbym obejrzeć książkę oddziałową z okresu, kiedy pracowała tu panna Pearce? Zależy mi zwłaszcza na ostatnim tygodniu jej dyżurów.

Courtney-Briggs wtrącił szorstko:

– Czy to nie są tajne raporty, siostro? Możemy je chyba wydać tylko za nakazem prokuratorskim?

– Och, nie sądzę, proszę pana. – Głos sierżanta Mastersona był łagodny, niemal uniżony, jednak pobrzmiewała w nim wyraźna nuta rozbawienia. – Zapiski pielęgniarek z pewnością nie kryją tajemnic medycznych. Chcę tylko zobaczyć, kto leżał w tym czasie na oddziale i czy zdarzyło się coś, co mogłoby zainteresować komisarza. Słyszeliśmy, że panna Pearce zdenerwowała się czymś na swoim dyżurze. A wkrótce potem cała jej grupa przeniosła się do szkoły, proszę nie zapominać.