Odrzuciła tę teorię z pogardliwym prychnięciem.
– Nie Fallon! To byłby głupi żart, a Fallon nie była głupia. Jak mówiłam, każda studentka trzeciego roku musi wiedzieć, że ten środek jest śmiertelny. A jeśli pan sugeruje, że chciała zabić Pearce – dlaczego, na miły Bóg? – to Fallon była ostatnią osobą, która ^cierpiałaby potem z powodu wyrzutów sumienia. Gdyby Fallon zdecydowała się na morderstwo, nie gnębiłaby się spóźnionym poczuciem winy, a już z pewnością nie odbierałaby sobie życia. Nie, jej śmierć da się łatwo wytłumaczyć. Miała pogrypową depresję i poczuła, że nie da sobie rady z dzieckiem.
– A więc sądzi pani, że obie popełniły samobójstwo?
– Cóż, nie jestem taka pewna, jeśli chodzi o Pearce. Trzeba być niespełna rozumu, żeby wybrać taką śmierć, a Pearce wydawała mi się całkiem zdrowa na umyśle. Jednak mimo wszystko to jakieś wytłumaczenie, prawda? I podejrzewam, że nie. zdoła pan udowodnić nic innego, bez względu na to, jak długo pan tu zostanie.
Miał wrażenie, że słyszy w jej głosie nutkę satysfakcji i obrzucił ją uważnym spojrzeniem. Ale jej pociągła twarz nie wyrażała nic prócz zwykłego lekkiego rozgoryczenia. Chrupała ciasteczko, pogryzając je po kawałeczku ostrymi, bardzo białymi zębami. Powiedziała:
– Kiedy inne wytłumaczenie jest niemożliwe, to, co nieprawdopodobne musi być prawdą. Ktoś kiedyś coś takiego powiedział. Chyba G. K. Chesterton? Pielęgniarki nie zabijają się nawzajem. Ani też nie zabijają nikogo innego, jeśli już o to chodzi.
– Cóż, był przypadek siostry Waddingham – zauważył Dalgliesh.
– Kto to taki?
– Niezbyt ładna i niezbyt sympatyczna kobieta, która otruła morfiną jedną ze swoich pacjentek, niejaką pannę Baguley. Panna Baguley miała nieszczęście zapisać swój majątek siostrze Waddingham w zamian za dożywotni pobyt w domu opieki tej ostatniej. Zrobiła nie najlepszy interes. A siostrę Waddingham powieszono.
Siostra Gearing skrzywiła się z niesmakiem.
– Z jakimi okropnymi ludźmi się pan zadaje! Tak czy siak, to pewno była jedna z tych niewykwalifikowanych pielęgniarek. Niech mi pan nie mówi, że Waddingham miała dyplom pielęgniarski.
– Skoro już o tym mowa, to chyba nie miała. I nie zadawałem się z nią. To się zdarzyło w 1935 roku.
– No widzi pan! – oświadczyła siostra Gearing triumfalnie.
Zwróciła się w jego stronę i nalała mu kolejną filiżankę herbaty. Odwracając się do niego, nachyliła się w stronę oparcia fotela, tak że jej włosy muskały jego kolano. Bez większego zainteresowania wbił wzrok w wąski pasek ciemniejszych odrostów po obu stronach przedziałka. Jej twarz widziana od dołu wyglądała starzej, nos był ostrzejszy. Widział worki pod oczami i pęknięte naczynka krwionośne na policzkach, purpurowe niteczki wyzierające spod make-upu. Nie była już młodą kobietą – tyle wiedział. A z jej teczki personalnej miał okazję dowiedzieć się jeszcze o wiele więcej. Pobierała nauki pielęgniarskie w londyńskim szpitalu na East Endzie, zaliczywszy poprzednio szereg nieciekawych i słabo płatnych posad urzędniczych. Jej kariera pielęgniarki przebiegała w kratkę, a jej referencje były podejrzanie lakoniczne. W jednej z opinii wyrażano wątpliwość co do słuszności skierowania jej na szkolenie dla instruktorów klinicznych, sugerując, że powoduje nią nie tyle chęć nauczania, ile nadzieja na lżejszą pracę niż ma siostra oddziałowa. Wiedział, że ma kłopoty z menopauzą. Wiedział o niej więcej niż mogła przypuszczać, więcej, niż uznałaby, że ma prawo wiedzieć. Ale nie wiedział jeszcze, czy jest morderczynią. Pogrążony przez chwilę w myślach, ledwo usłyszał jej następne słowa.
– To dziwne, że jest pan poetą. Fallon miała u siebie pana ostatni tomik wierszy, prawda? Rolfe mi mówiła. Czy to nie za trudne godzić poezję z pracą w policji?
– Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, co jest tu do godzenia.
Roześmiała się zalotnie.
– Wie pan, co mam na myśli. W końcu to dość niezwykłe. Policjant nie kojarzy się z poezją.
Wiedział oczywiście, co ma na myśli, ale nie miał ochoty rozwijać tego tematu. Powiedział:
– Policjanci są różni, podobnie jak przedstawiciele innych zawodów. W końcu, pani i pani koleżanki też się między sobą mocno różnicie, prawda? Nie wyobrażam sobie, żeby siostra Brumfett podejmowała mnie grzankami z pastą anchois i domowymi kruchymi ciasteczkami.
Zareagowała od razu, tak jak się spodziewał.
– Och, Brumfett jest w porządku, jak się ją bliżej pozna. Nie przeczę, ma przestarzałe poglądy. Jak mówiłam przy lunchu, dzisiejsza młodzież nie ma ochoty wysłuchiwać tych bzdur o posłuszeństwie, obowiązku i powołaniu. Ale jest cudowną pielęgniarką. Nie dam powiedzieć o niej złego słowa. Cztery lata temu miałam tu operację wyrostka. Coś się nie udało i rana nie chciała się zagoić. Potem wdała się infekcja odporna na antybiotyki. Cała sprawa wyglądała niewesoło. Nie był to jeden z najszczęśliwszych zabiegów doktora Courtney-Briggsa. W każdym razie czułam się, jakby wybiła moja ostatnia godzina. Pewnej nocy zwijałam się z bólu, nie mogłam spać i byłam absolutnie pewna, że nie dożyję rana. Byłam przerażona. Niech mi nikt nie mówi o strachu przed śmiercią! Tej nocy poznałam, co to znaczy. I wtedy przyszła Brumfett. Sama mnie doglądała, kiedy była na dyżurze, nie pozwoliła żadnej ze studentek mnie tknąć. Spytałam ją: „Nie umrę, prawda?” Popatrzyła na mnie i nie powiedziała, żebym nie opowiadała głupstw ani nie poczęstowała mnie żadnym z tych zwykłych, pocieszających kłamstw. Mruknęła tylko tym swoim szorstkim głosem: „Nie umrzesz, póki ja coś mogę na to poradzić”. I natychmiast moja panika minęła. Wiedziałam, że jeśli Brumfett będzie walczyć razem ze mną, to wygram. To może brzmieć głupio i sentymentalnie, ale tak pomyślałam. Ona naprawdę właśnie tak działa na chorych pacjentów. Budzi zaufanie. Człowiek ma wrażenie, że go wyciągnie znad grobu samą siłą woli, nawet jeśli wszystkie moce piekielne sprzysięgły się przeciwko niemu, jak było w moim wypadku. Nie ma już takich pielęgniarek.
Dalgliesh wydał stosownie aprobujący pomruk i odczekał chwilę przed nawiązaniem do doktora Courtney-Briggsa. Zapytał prostodusznie, czy często zdarzają mu się takie nieudane operacje. Siostra Gearing się roześmiała.
– Dobry Boże, nie! Operacje Courtney-Briggsa przebiegają zwykle tak, jak sobie życzy. Co nie znaczy, że pacjent życzyłby sobie tego samego, gdyby znał całą prawdę. C. B. należy do tak zwanych „heroicznych chirurgów”. Moim zdaniem największy heroizm muszą wykazywać pacjenci. Ale robi dobrą robotę. Jest jednym z ostatnich wielkich chirurgów ogólnych. Wie pan, jak to jest: im bardziej beznadziejny przypadek, tym lepiej. Chirurg przypomina w tym adwokata. Żadna sztuka wybronić kogoś, kto jest niewinny. Im większa wina, tym większy powód do chwały.
– A jaka jest jego żona? Przypuszczam, że jest żonaty. Pokazuje się czasem w szpitalu?
– Niezbyt często, choć należy do Ligii Przyjaciół. W zeszłym roku dawała nagrody, kiedy księżniczka nie mogła przybyć.
Blondynka, bardzo elegancka. Młodsza od C. B., ale teraz już nieco widać po niej wiek. Dlaczego pan pyta? Chyba nie podejrzewa pan Muriel Courtney-Briggs? Nie było jej nawet w szpitalu tej nocy, kiedy umarła Fallon. Pewno spała smacznie w łóżku w ich bardzo ładnym domu koło Selborne. A już z pewnością nie miała żadnego powodu zabijać biednej Pearce.
A więc miała powód zabić Fallon. Romans doktora Courtney-Briggsa nie był aż taką tajemnicą, jak sądził. Dalgliesha nie dziwiło, że siostra Gearing o nim wiedziała. Jej ostry nos z pewnością umiał wywęszyć każdy seksualny skandal.
– Ciekaw jestem, czy była zazdrosna? – rzucił.
Siostra Gearing, nie zdając sobie sprawy, co właśnie powiedziała, paplała beztrosko dalej.