Выбрать главу

– Nie sądzę, żeby wiedziała. Żony zwykle nie wiedzą. W każdym razie C. B. na pewno by się nie rozwiódł, żeby poślubić Fallon. Nie on! Muriel ma mnóstwo własnych pieniędzy. Jest jedynym dzieckiem właściciela firmy budowlanej „Price of Price and Maxwell” i dywidendy od tatusia wraz z zarobkami samego C. B. zapewniają im bardzo wygodne życie. Wątpię, żeby się przejmowała tym, co on robi, póki zachowuje się wobec niej przyzwoicie, a pieniądze wpływają do kasy. Ja w każdym razie bym się nie przejmowała. Poza tym, jeśli wierzyć plotkom, ona sama też nie kwalifikuje się do Ligii Czystości Obyczajów.

– Ktoś stąd? – spytał Dalgliesh.

– Och, nie, nic z tych rzeczy. Tylko obraca się w dość rozrywkowym towarzystwie. Jej zdjęcia można znaleźć w co drugim numerze kolorowych magazynów. Mają też wielu przyjaciół w kołach teatralnych. C. B. miał brata, który był aktorem. Powiesił się jakieś trzy lata temu. Peter Courtney. Musiał pan o tym czytać.

Praca nie zostawiała Dalglieshowi zbyt wiele czasu na chodzenie do teatru i była to jedna z przyjemności, których najbardziej mu brakowało. Tylko raz widział tego aktora na scenie, lecz przedstawienie wryło mu się w pamięć. Peter Courtney grał bardzo młodego Makbeta, równie chwiejnego i wrażliwego jak Hamlet, zżeranego namiętnością do dużo starszej żony, którego odwaga wyrażała się w przemocy i histerii. Była to przewrotna, ale interesująca interpretacja, która wywołała sporo szumu.

Przywołując teraz ten spektakl, Dalgliesh miał wrażenie, że dostrzega rys podobieństwa pomiędzy braćmi, może coś w oczach. Ale Peter musiał być młodszy o niemal dwadzieścia lat. Ciekawe, co ci dwaj mężczyźni, tak różni wiekiem i talentem, o sobie myśleli. Nagle zmieniając temat, spytał:

– Czy Pearce i Fallon były w dobrych stosunkach?

– Raczej nie. Fallon gardziła Pearce. Nie mówię, że jej nienawidziła czy życzyła jej źle, ale po prostu nią gardziła.

– Był jakiś szczególny powód?

– Pearce uznała za swój obowiązek powiadomić siostrę przełożoną o wieczornym drinku Fallon. Pryncypialna mała żmijka. Och, wiem, że nie żyje i nie powinnam tego mówić. Ale doprawdy, Pearce potrafiła być obrzydliwie pryncypialna. Wszystko wzięło się stąd, że Diana Harper, to ta, co już wyjechała ze szkoły; zaziębiła się jakieś dwa tygodnie przed przeprowadzką dziewcząt do Nightingale House i Fallon przyrządziła jej gorącą herbatę z cytryną i odrobiną whisky. Pearce wyczuła ten zapach już w połowie korytarza i doszła do wniosku, że Fallon próbuje teraz rozpijać swoje młodsze koleżanki. Wpadła w szlafroku do kuchni. To było jeszcze w głównym domu noclegowym pielęgniarek – oczywiście – węsząc w powietrzu jak anioł zemsty, zagroziła, że powie wszystko siostrze przełożonej, jeśli Fallon natychmiast mniej lub bardziej na kolanach nie przysięgnie jej, że nigdy więcej nie tknie tego świństwa. Fallon powiedziała jej dosadnie, gdzie może iść i co z sobą zrobić. Potrafiła używać bardzo barwnego języka, kiedy się rozzłościła. Panna Dakers wybuchnęła płaczem, Harper zaczęła krzyczeć i hałas sprowadził administratorkę. Pearce zgodnie z obietnicą poszła na skargę do siostry przełożonej, ale nikt nie wie, czym się to skończyło, oprócz tego, że Fallon zaczęła trzymać butelkę w swoim pokoju. Cała ta sprawa napsuła krwi na trzecim roku. Fallon nigdy nie cieszyła się wielką popularnością, bo była zbyt chłodna i sarkastyczna. Ale Pearce lubiano jeszcze mniej.

– A czy Pearce czuła niechęć do Fallon?

Trudno powiedzieć. Wyglądało na to, że Pearce jest wszystko jedno, co inni o niej myślą. To była dziwna dziewczyna i dość gruboskórna. Na przykład, mogła potępiać Fallon i popijanie whisky, ale to jej nie przeszkadzało pożyczyć od niej karty wstępu do biblioteki.

– Kiedy to było?

Dalgliesh nachylił się i odstawił filiżankę na tacę. Głos miał spokojny, obojętny. Ale ogarnęło go znane mu podniecenie i ekscytacja, intuicyjnie czuł, że zostało powiedziane coś ważnego. To było coś więcej niż przeczucie – to była, jak zawsze, pewność. Mogło się to zdarzyć kilka razy podczas śledztwa, jeśli miał szczęście, albo wcale. Nie miał na to żadnego wpływu i obawiał się szukać korzeni, bo podejrzewał, że to roślinka łatwo usychająca pod wpływem logiki.

– Jakoś tuż przed rozpoczęciem zajęć w szkole. To musiało być na tydzień przed śmiercią Pearce. Chyba w czwartek. W każdym razie jeszcze się nie przeprowadziły do Nightingale House. To było po lunchu w głównej jadalni. Fallon i Pearce wychodziły razem przez drzwi, a ja szłam za nimi z Goodale. Fallon odwróciła się do Pearce i powiedziała: „Masz, to ten żeton do biblioteki, który ci obiecałam. Lepiej dam ci to od razu, bo możemy się później nie zobaczyć. Weź też kartę czytelnika, bo mogą ci nie wypożyczyć książki”. Pearce mruknęła coś i pochwyciła żeton dość obcesowo, jak mi się zdawało, no i tyle. Dlaczego? To chyba nic nie wnosi?

– Nie widzę, co mogłoby wnieść – powiedział Dalgliesh.

VIII

Przez następny kwadrans wykazał się anielską cierpliwością. Z atencją słuchał paplaniny siostry Gearing i bez pośpiechu dopił trzecią i ostatnią filiżankę herbaty, niczym nie dając po sobie poznać, że siedzi jak na szpilkach. Później, mimo protestów gospodyni, depczącej mu po piętach, zaniósł własnoręcznie tacę do małej kuchenki sióstr na końcu korytarza, podziękował i pożegnał się.

Poszedł prosto do przypominającej celę sypialni Pearce, w której nadal były wszystkie jej rzeczy. Chwilę szukał odpowiedniego klucza na ciężkim pęku, który nosił w kieszeni. Jej pokój od śmierci pozostawał zamknięty. Wszedł, zapalając światło. Pościel z łóżka została zdjęta, pokój był czysty i wysprzątany, jakby też przyszykowano go do pogrzebu. Okno było otwarte, ale w powietrzu unosił się lekki zapach środka dezynfekującego, jakby ktoś chciał wymazać pamięć o śmierci Pearce poprzez rytualne oczyszczenie.

Nie musiał sobie przypominać, co gdzie leży. Okruchy pozostałe po tym życiu były żałośnie mizerne. Ale raz jeszcze przejrzał jej rzeczy osobiste, obracając je ostrożnie w palcach, jakby ubrania mogły mu przekazać coś przez dotyk. Nie zajęło mu to wiele czasu. Nic się nie zmieniło od jego pierwszej inspekcji. W szafie, takiej samej jak w pokoju panny Fallon, było aż nadto miejsca na kilka skromnych, wełnianych sukienek, które pod jego badawczą ręką zsunęły się z wieszaków, wydzielając nikły zapach proszku do prania i naftaliny. Gruby płaszcz zimowy w kolorze beżu był dobrej jakości, ale dość stary. Ponownie przejrzał kieszenie. Jak poprzednio, znalazł w nich tylko chusteczkę do nosa, zwinięty w kłębek kawałek białego materiału o kwaskowatym zapachu.

Podszedł do komody. W dwóch górnych szufladach znajdowała się bielizna, ciepłe, praktyczne podkoszulki i majtki, niewątpliwie stosowne na angielską zimę, ale nie mające żadnych pretensji do szyku czy mody. Szuflady wyłożone były płachtami gazety. Już raz je wyjmował, ale znów przejechał pod nimi ręką i poczuł jedynie szorstką powierzchnię niewypolerowanego drewna. W pozostałych trzech szufladach były spódnice i sweterki, skórzana torebka starannie owinięta w bibułkę, para najlepszych butów w nylonowej siateczce, haftowana saszetka z tuzinem starannie złożonych chusteczek do nosa, kilka apaszek, trzy pary identycznych, jeszcze zapakowanych pończoch.

Odwrócił się do szafki przy łóżku i małej półeczki na ścianie. Na szafce była lampka nocna, mały budzik w skórzanym etui, który dawno przestał chodzić, pudełko papierowych chusteczek do nosa, zjedna pogniecioną sztuką wysuniętą ze środka, oraz pusta karafka do wody. Obok leżała Biblia oprawna w skórę i teczka z papierem listowym. Dalgliesh otworzył Biblię na pierwszej stronie i ponownie przeczytał starannie wykaligrafowaną dedykację: „Nagroda dla Heather Pearce za pilność i pracowitość. St. Mark’s Sunday School”. Pilność. Jakże dziś niemodne, wstydliwe słowo, które jednak, jak czuł, musiało się podobać pannie Pearce.