Выбрать главу

Pozycja i wpływy Mańkuta w kasynie były tak ewidentne, że po paru miesiącach agenci Komisji ds. Nadzoru nad Grami Hazardowymi zaczęli się zastanawiać, czy Mańkut nie powinien złożyć podania o przyznanie licencji, którą musiały posiadać osoby piastujące kluczowe stanowiska.

*

Rosenthal miał wprawdzie pozwolenie na pracę, ale pomiędzy uzyskaniem licencji nadzorcy gier hazardowych a zdobyciem pozwolenia na pracę jest równie duża różnica jak między grającym o najwyższe stawki a amatorem gry na jednorękim bandycie.

„Warunkiem wydania licencji jest również sprawdzenie w rejestrze daktyloskopijnym FBI – wyjaśnia Shannon Bybee, wówczas członek Komisji ds. Nadzoru – ale chcemy też znać wszystkie miejsca pracy i zamieszkania aplikanta od momentu uzyskania pełnoletniości. Dokonujemy oceny kandydata, sprawdzamy wszystkie jego konta bankowe, posiadane akcje i zaciągnięte pożyczki. Przeprowadzamy rozmowy z bankierami i maklerami. Wysyłamy śledczych, którzy sprawdzają wszelkie aktywa kandydata, bez względu na ich umiejscowienie. Wysyłamy inspektorów weryfikujących jego stan posiadania na całym świecie, a aplikant musi zapłacić z góry za śledztwo we własnej sprawie”.

Jeffrey Silver, radca prawny stanowej Komisji ds. Nadzoru nad Grami Hazardowymi, siedział w swym gabinecie, gdy wstąpił do niego Downey Rice, emerytowany agent FBI z Miami.

„Downey szukał informacji mającej związek ze sprawą, nad którą pracował na Florydzie – wyjaśnił Silver. – Zaczęliśmy rozmawiać. Spytał, co się u nas dzieje. Odparłem, iż niewiele i że właśnie rozpracowuję gościa nazwiskiem Frank Rosenthal, który ubiega się o licencję. Downey milczał przez chwilę, a potem rzekł:

– Ach, chodzi ci o Mańkuta.

Zapytałem, czy zna Franka Rosenthala, a on odparł:

– Byłem jednym z agentów prowadzących przeciwko niemu dochodzenie w sprawie próby przekupienia funkcjonariusza z Wydziału Bezpieczeństwa Publicznego.

Wcześniej otrzymałem od szefa naszego wydziału dochodzeń wstępne opracowanie poświęcone Rosenthalowi, ale ograniczało się ono do jego przeszłości w Newadzie. Nie było w nim wzmianki o jakichkolwiek problemach na Florydzie ani gdzie indziej. Mamy przejść do publicznych przesłuchań w sprawie przyznania licencji, a ja przez przypadek dowiaduję się o wyczynach Mańkuta na Florydzie.

Downey zaczyna mi opowiadać o tym, jak Rosenthal został oskarżony o przekupienie koszykarza w Północnej Karolinie i uznał powództwo, nie przyznając się do winy. Wspomina, że Mańkut ma na koncie następną próbę przekupienia gracza ligi uniwersyteckiej i dodaje, że odbyły się posiedzenia komisji Kongresu, podczas których Rosenthala przesłuchano we wszystkich tych sprawach. Siedzę jak sparaliżowany i słucham. Downey zapytał, czy mam kopie protokołu przesłuchań.

– Jeszcze nie – odparłem.

Powiedział, że chyba ma je w garażu, a ja oznajmiłem, iż chętnie bym je przejrzał. Mniej więcej po tygodniu przyszła paczka z zielonymi protokołami senackiej komisji. Znalazłem w nich bardzo zjadliwe w tonie pytania o działalność Mańkuta.

Zaniosłem je głównemu śledczemu naszej komisji i namówiłem go do dokładniejszego przyjrzenia się Rosenthalowi. Odkryliśmy przy okazji, że jeden z graczy, których Mańkut próbował ponoć przekupić, jest teraz prokuratorem w San Diego. Otrzymaliśmy od niego pisemne oświadczenie złożone pod przysięgą i w ten właśnie sposób zebraliśmy materiały dowodowe w sprawie przyznania licencji Mańkutowi”.

*

Pracowałem w kasynie nie dłużej niż trzy, cztery miesiące – wspomina Rosenthal – gdy dobrała mi się do skóry Komisja ds. Nadzoru nad Grami Hazardowymi. Rety! Frank Rosenthal pracuje w kasynie! Shannon Bybee urządza do spółki z resztą komisji sądową nagonkę na mnie i próbuje wywalić z kasyna. Twierdzili, że jeżeli mam zamiar pracować w kasynie, będę musiał zdobyć licencję, a staranie się o licencję przed ich żydowskim trybunałem było stratą czasu.

Tymczasem ja zaczynam robić uniki. Usiłuję utrzymać się w kasynie na wszelkie możliwe sposoby w nadziei, że przeczekam wrzawę wywołaną przez Komisję ds. Nadzoru. Zmieniłem stanowisko. Żeby nie mieć do czynienia z komisją, objąłem funkcję dyrektora biura prasowego hotelu, która nie miała nic wspólnego z prowadzeniem gier hazardowych. Moje papiery były w porządku. Pracowałem w biurze prasowym, ale, wierz mi, niewiele z tego, co działo się na sali lub w boksach, uchodziło mojej uwagi.

Nie wolno mi było pracować przy stołach. Nie wolno mi było udzielać kredytu grającym. Nie mogłem mieć nic wspólnego z hazardem. Ale tak naprawdę byłem prawą ręką Bobby'ego Stelli. Gdy ludzie mieli do mnie jakieś pytania, przychodzili na rozmowę. Nie trzeba być przy stołach, żeby kierować kasynem. I w ten sposób, krok po kroku, spokojnie przejmowałem większość obowiązków Bobby'ego.

Bybee nadal próbował mnie przydybać. Nie mógł znieść tego, że zagrałem im na nosie. Komisja ds. Nadzoru była w stanie bardzo uprzykrzyć życie moim szefom. Po pewnym czasie Alan Sachs, prezes kasyna, zamierzał mnie zwolnić. Powiedział, że nie chce niepotrzebnie narażać się na krytykę”.

Sachs nie widział powodu, by trzymać Franka Rosenthala u siebie. Rosenthal był wprawdzie inteligentnym i dobrym pracownikiem, ale dobrych pracowników jest wielu. Nie są warci, by znosić najmniejsze nawet szykany ze strony Komisji ds. Nadzoru nad Grami Hazardowymi. Eddy Torres, który był właścicielem Riviery, kasyna po przeciwnej stronie ulicy, usiłował uświadomić Sachsowi, że Mańkut ma powiązania w Chicago. Ale kto ich wówczas nie miał? Sam Sachs był synem jednego z pierwszych kurierów przekazujących mafii zgarniane w kasynach pieniądze jeszcze w początkach istnienia Vegas. Osobiście nic do Mańkuta nie miał. Po prostu chciał umknąć kłopotów.

„W samym środku tego zamieszania – wspomina Rosenthal – dzwoni do mnie mój przyjaciel, Fiore Buccieri, z informacją, że wybiera się do Vegas z wizytą. Ja jestem nikim. Usiłuję nie stracić pracy. A on mi mówi o noclegu w hotelu. Incognito. W tamtych czasach przyjazd do Vegas takiego gościa jak Buccieri traktowano niczym wizytę papieża.

Al Sachs znał Buccieriego tylko ze słyszenia. Czułem więc, że muszę – przez grzeczność dla Sachsa, ze względu na emocje, które wzbudzało nazwisko Buccieri – przynajmniej zapytać, czy Fiore może zatrzymać się w naszym hotelu. Bo jeżeli Sachs się nie zgodzi, nie ma sprawy – Buccieri sam powiedział, że w razie czego przenocuje gdzie indziej. Żaden problem.

– Al, on zamierza jedynie zwiedzić miasto. Zostanie tu parę dni. I chce się ze mną zobaczyć – wyjaśniam.

Pamiętam, że Sachs trochę się zawahał i rzekł:

– Nie ma sprawy. Nie sądzisz, że powinienem złożyć mu wyrazy szacunku i spotkać się z nim w tajemnicy?

– Owszem, Al, chyba możesz to zrobić. Decyzja należy do ciebie. Jesteś tu gospodarzem.

Al bardzo dbał o to, żeby nie podpaść.

Gdy Buccieri przyleciał do Las Vegas, zameldował się w hotelu Stardust jak zwykły gość, tyle że pod innym nazwiskiem. Potem posłał po mnie. Poszedłem do jego pokoju i rozmawialiśmy trochę, nadrabiając zaległości.

Powiedziałem Fioremu, że Al Sachs, dyrektor hotelu, chce go powitać. A Buccieri – w typowy dla siebie sposób – odpowiada:

– Po co, do kurwy nędzy, mam z nim rozmawiać? Nie chcę mu zawracać głowy. Nie chcę faceta stresować. Daj spokój, Frank.