– Molly!
Ramsey chwycił przednie drzwiczki od strony pasażera, otworzył je i wskoczył do środka. Zanim zdążył zatrzasnąć drzwi, Molly już gnała po wjeździe na drogę numer 70.
Obejrzał się szybko. Mężczyzna otrzepywał spodnie i patrzył za nimi. Sekundę później z restauracji wyszedł drugi, ten, z którym Ramsey rozmawiał. Obaj zaczęli rozmawiać gorączkowo. Molly z piskiem hamulców skręciła na drogę 70 i Ramsey stracił mężczyzn z oczu.
– Ramsey…
Usłyszał cichy głos i szybko spojrzał w dół. Emma siedziała skulona na podłodze u jego stóp.
– Chodź, dziecko. Już wszystko dobrze. Twoja mama jest bohaterką, uratowała nas. Chodź tutaj i obejmij mnie mocno. Potrzebuję trochę czułości i buziaka. Tak jest, czuję, że dzięki temu serce przestanie mi walić jak szalone, a żołądek wróci na swoje miejsce…
Pozwoliła się wziąć na kolana. Wiedział, że nie powinien tak z nią siedzieć, ale nie miał teraz zamiaru przejmować się pasami bezpieczeństwa. Pocałowała go w policzek.
– Znacznie lepiej. Dziękuję. – Odwrócił głowę w stronę Molly. – Zwolnij i zjedź z autostrady.
– Ale… Och, tak, jasne, masz rację. Musimy sprawdzić, czy za nami jadą.
– Zwolnij. Nie możemy zwracać na siebie uwagi. Kiedy zjedziesz, skręć w prawo i zatrzymaj się za tamtą stacją benzynową. Przytul mnie mocniej, Emmo. O, wreszcie dobrze się czuję.
– Jeżeli ich zobaczę, wracam na autostradę. Może uda nam się zobaczyć ich tablicę rejestracyjną. Będziesz mógł sprawdzić, do kogo należy ten wóz, prawda?
Skinął głową. Molly robiła wrażenie zupełnie spokojnej i świetnie radziła sobie z dżipem. Emma przywarła do niego jak pijawka. Przyjemnie było czuć te chude ramionka, mocno zaciśnięte wokół szyi. Dziecko miało krzepę, na szczęście.
Molly zjechała z autostrady, skręciła w prawo i zahamowała tuż za stacją Mobil. Wszystko razem zajęło jej najwyżej dwadzieścia sekund.
– Dobra robota – pochwalił. – Emmo, teraz ty i ja będziemy razem obserwowali autostradę. Zależy nam, żeby dowiedzieć się, czy tamci dwaj jadą za nami.
– Powinnam była poczekać i zobaczyć, jaki mają samochód – powiedziała Molly, waląc pięścią w kierownicę. – Cholera jasna, dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam?!
– Nie przejmuj się, rozpoznamy ich. Patrz uważnie, Emmo.
Przed nimi niespiesznie przejechała ciemnozielona toyota corolla, z dwiema kobietami w środku. Potem ciężarówka z owczarkiem niemieckim na miejscu obok kierowcy. Pies wystawił głowę przez otwarte okno i dyszał Po pięciu sekundach pojawiła się brudna czarna półciężarówka. W kabinie siedziało dwóch mężczyzn.
– To oni – rzucił Ramsey. – W porządku, Molly, teraz powoli wróć za nimi na autostradę. Zachowaj odstęp, tak żeby dzieliły nas od nich co najmniej trzy samochody.
Molly już wyjeżdżała zza stacji benzynowej. Przed nią znajdowała się mała biała honda. Molly miała ochotę zatrąbić, wyprzedzić, wrzasnąć coś pod adresem siedzącej za kierownicą starszej kobiety, ale udało jej się zapanować nad sobą.
– Ruszaj się, ruszaj – szeptała niecierpliwie. Ramsey nadal lekko obejmował Emmę.
– Wszystko w porządku, mała?
– Boję się.
Przytulił ją i pocałował w czubek głowy.
– Chciałbym podarować ci taką magiczną siłę, żebyś niczego się nie bała, ale nie umiem tego zrobić. Strach nie jest zły, pod warunkiem że nie pozwolimy, aby nas paraliżował. Wiem, że nie lubisz o tym myśleć, lecz musisz sobie uświadomić, że naprawdę doskonale sobie poradziłaś. Nie pozwoliłaś się sparaliżować i uciekłaś do lasu, gdzie cię znalazłem. Spisałaś się niezwykle dzielnie, Emmo. Mówię to, byś wiedziała, że kiedy się nie poddajesz i nie przestajesz myśleć, możesz sobie pomóc. – Widział, że Molly uważnie przysłuchuje się jego słowom. – Nie zapomnisz o tym, prawda, Em?
– Nie – odszepnęła. – Nie zapomnę. Jest ciężarówka, Ramsey. Mama podjechała już bardzo blisko…
– Widzisz tablicę rejestracyjną?
– Jest strasznie brudna… Tak, widzę ją, ale… Roześmiał się.
– Widzisz ją, ale nie możesz odczytać liter i cyfr, tak? Jutro nauczę cię czytać, dobrze?
– Trochę już umiem. Mama pokazuje mi litery i dużo mi czyta. Przyglądamy się razem różnym wyrazom w książkach. Myślisz, że wystarczy jeden dzień, bym się nauczyła?
– W twoim przypadku może nawet pół dnia. – Ramsey lekko dotknął ramienia Molly. – Wygląda mi to na B, potem L, dalej jest gruda błota. Trzy, osiem, osiem… I jeszcze jakaś cyfra, znowu zbyt zamazana.
– W mojej torbie znajdziesz telefon komórkowy – powiedziała. – Jesteś sędzią federalnym, więc na pewno znasz kogoś, kto będzie mógł się dowiedzieć, czyją własnością jest ta półciężarówka. Kiedy już będziemy to wiedzieli, obiecuję, że sama zadzwonię na policję w Denver i wszystko im powiem. Teraz zwolnię, żebyś mógł spokojnie zadzwonić.
Telefon komórkowy… Miała telefon komórkowy, ale powiedziała mu o tym dopiero w chwili, kiedy wszystko zawisło na włosku. Miał ochotę wrzasnąć na nią, lecz oczywiście nie zrobił tego. Wyciągnął z torby małą, lekką komórkę i zaczął wybierać numer Virginii Trolley w San Francisco.
Nagle przerwał. Nie, Virginia nie będzie w stanie tego załatwić. Potrzebny był mu ktoś całkowicie obiektywny, ktoś, kto nie będzie się wahał i od razu weźmie się do roboty. Wybrał numer biura FBI w Waszyngtonie i poprosił o połączenie z Dillonem Savichem z Wydziału Zapobiegania Przestępczości. Po dwóch minutach ze słuchawki dobiegł go głos Savicha.
– Dlaczego nigdy nie korzystasz z poczty elektronicznej, Ramsey? Wiesz, jak nienawidzę telefonów. Czasami wydaje mi się, że kiedy byłem mały, kabel telefoniczny owinął mi się dookoła szyi i prawie mnie zadusił…
– Przepraszam, ale nie mam przy sobie laptopa i modemu. To długa historia. Potrzebuję pomocy, Savich.
– Gadaj.
Żadnego wahania, żadnych pytań.
– Muszę wiedzieć, do kogo należy wóz z następującą rejestracją. – Podał zapisane litery i cyfry. – Dzwonię z komórki. Tak, podam ci numer i zostawię włączoną. Jestem ci bardzo wdzięczny, Savich.
W odpowiedzi usłyszał tylko niewyraźne chrząknięcie. Uśmiechnął się i przerwał połączenie.
– Do kogo zadzwoniłeś? Na policję w San Francisco?
– Nie. Do mojego przyjaciela w Waszyngtonie.
– To chyba bardzo dobry przyjaciel. Nie zadawał ci żadnych pytań.
– Masz rację, bardzo dobry przyjaciel. Poznaliśmy się cztery lata temu, na konferencji w sprawie środków przymusu prawnego w Chicago. Pracowałem wtedy w biurze prokuratora okręgowego. Savich zawodowo ćwiczy karate i od czasu do czasu daje pokazy. Sześć miesięcy temu ożenił się z koleżanką z pracy, agentką Sherlock… Trzymaj się dalej od niego, Molly…
– Och, tylko nie to!
Półciężarówka zwalniała. Siedzący na miejscu obok kierowcy mężczyzna oglądał się.
– Zorientowali się, że nie jedziemy przed nimi – mruknął Ramsey. – Zwolnij, Molly, jeszcze. Tak, pozwól, żeby ten chevrolet cię wyprzedził. Dobrze. Mocniej objął Emmę. – Nie chcę, żeby cię zobaczyli, mała. Schyl się.
– Zjeżdżają z autostrady, Ramsey! – zawołała Molly. Wiele dałby, żeby za nimi pojechać, Molly prawdopodobnie również, ale oboje wiedzieli, że nie mogą narażać Emmy na niebezpieczeństwo.
– To i tak bez znaczenia – rzekł. – Potrzebna nam tylko informacja, kto jest właścicielem wozu. Nie musimy nic więcej robić.
– Sama nie wiem, czy rzeczywiście nie musimy – odparła cicho Molly, dziwnie napiętym głosem, lecz zaraz uśmiechnęła się do Emmy. – Ale oczywiście masz rację, Ramsey.
– Trzymają się blisko pobocza – rzucił, zastanawiając się, co robić. – Teraz gaz do dechy, Molly. Zostawimy za sobą ze dwa z jazdy i będziemy ich mieli z głowy.