Molly obudziła się o północy, wraz z ostatnim uderzeniem dużego szafkowego zegara, stojącego w korytarzu. Księżyc w nowiu wysyłał biały promień światła, który wciskał się do pokoju przez otwarte okno. Nie było zimno, ale dość chłodno. Molly podciągnęła nakrycia pod samą brodę i wystawiła twarz na powiew świeżego powietrza.
Od ponad dwóch tygodni po raz pierwszy przespała bite trzy godziny. Dokładnie od szesnastu dni, pomyślała, spoglądając na Emmę, która spała obok, zwinięta w ciepły kłębuszek, z poduszką przytuloną do piersi. Jej piękne włosy, uwolnione z warkocza, opadały na prześcieradło. Była bezpieczna.
Piekące łzy wypełniły powoli oczy Molly. Pozwoliła im popłynąć po policzkach. Miały tyle szczęścia… Bo przecież ostatecznie to nie ona uratowała Emmę, nie ona okazała się najważniejszym czynnikiem w tym trudnym równaniu. Jej córeczkę uratował Ramsey Hunt, człowiek, który był gotów chronić ją i osłaniać za cenę własnego życia, aż do końca…
Łzy popłynęły szybciej. Z gardła Molly wyrwał się szloch. Och, nie, to takie upokarzające… Zatkała sobie usta pięścią.
– Molly? Spokojnie, spokojnie…
Usłyszał ją? Na szczęście Emma dalej twardo spała.
– Płacz, to ci dobrze zrobi – powiedział cicho. – Założę się, że po raz pierwszy od bardzo dawna możesz się spokojnie wypłakać Nie przejmuj się mną.
Płakała i płakała, a on mówił do niej o jakichś zupełnie nieważnych rzeczach, uspokajając ją swoim głosem.
– Mamo, co się stało?
Emma siedziała na łóżku, sztywna z przerażenia.
– Nic, kochanie – rzekł Ramsey szybko. – Przytul mamę, dobrze? Obejmij ją mocno, o tak. Mama płacze, bo czuje ogromną ulgę, że wreszcie ma cię znowu przy sobie. Bardzo długo strasznie się martwiła i bała o ciebie.
Molly dostała napadu czkawki i w końcu roześmiała się głośno. Emma nie wypuszczała jej z ramion.
– Już mi lepiej – rzekła. – Dziękuję, Em.
Pocałowała córkę w karczek i zrozumiała, że jest szczęśliwsza niż kiedykolwiek wcześniej. W tym samym momencie przypomniała sobie inną chwilę, dawno, dawno temu, kiedy wydawało jej się, że nigdy nie będzie bardziej szczęśliwa. Tamta chwila okazała się kłamstwem.
Niedługo potem wszyscy troje zasnęli znowu, Ramsey także, chociaż nogi wystawały mu daleko za krawędź tapczanu. Obudził się koło trzeciej nad ranem. Może zaniepokoił go jakiś dźwięk, choć umysł nadal tkwił w cieple przyjemnego snu. Śniła mu się Susan. Miała na sobie mundur i była pogodnie uśmiechnięta. Zasalutowała, a potem żartobliwie szturchnęła go w brzuch.
Kiedy zupełnie się ocknął, zalała go fala słodko – gorzkich wspomnień, które natychmiast zniknęły w powodzi przeszłości. Nie chciał mieć więcej snów o Susan.
Tym razem dźwięk był wyraźniejszy. Czyżby tamci byli aż tak dobrzy? Wstał powoli, z pewnym wysiłkiem. Emma i Molly spały spokojnie. Słyszał głęboki, spokojny oddech Molly. Postanowił zrobić wszystko, żeby ich nie przestraszyć.
Zesztywniała noga ugięła się pod nim, więc szybko oparł się o wysokie krzesła. Stał nieruchomo i nasłuchiwał. Szelest. Dobiegał z korytarza, gdzieś z naprzeciwka. Wziął do ręki rewolwer, który wieczorem położył na okrągłym stoliku obok tapczanu. Z trudem zrobił pierwszy krok, potem drugi. Co chwilę przystawał i uważnie słuchał.
Kiedy dotarł do drzwi, usłyszał dochodzące z korytarza głosy. Nie, niemożliwe, żeby to oznaczało kłopoty. Niemożliwe, aby ich tu znaleźli. W rejestracji nikt nie zażądał od niego żadnego dokumentu tożsamości, więc w jaki sposób mogliby za nimi trafić?
Co prawda, przyjechali dżipem, którego rejestrację można było sprawdzić. Ktoś mógł ich też zauważyć, kiedy wjeżdżali do miasta. Zaklął pod nosem. Jak mógł być takim idiotą! Z samego rana zostawi samochód na jakimś dużym parkingu i wypożyczy, albo nawet kupi inny wóz, innego dżipa, albo jakiekolwiek auto z czterokołowym napędem. Znowu usłyszał rozmowę, prowadzoną zbyt cicho, aby mógł rozróżnić słowa. Zacisnął palce na kolbie.
Stojący w korytarzu mężczyzna odezwał się teraz nieco głośniej.
– Słuchaj, Doris, rób, co chcesz. Masz ochotę wracać do swojego starego, to wracaj, ale on może się w każdej chwili obudzić, rozumiesz? Nie chcę, żeby odstrzelił mi łeb. Nie, nie wchodź tam teraz, zaczekaj, aż sobie pójdę.
Ramsey oparł głowę o framugę drzwi, czując ogromną ulgę. To tylko jakaś kobieta zdradzała męża. Nikt nie próbował ponownie porwać Emmy. Kobieta odpowiedziała coś wysokim, pełnym histerii głosem.
Lepiej, żeby nie wracała do swojego pokoju, pomyślał Ramsey, ale to nie moja sprawa, dzięki Bogu. Cicho sprawdził, czy drzwi są dobrze zamknięte i założył łańcuch. Odłożył rewolwer na stolik i usiadł na tapczanie. Kiedy się odwrócił, zobaczył Molly, która właśnie podniosła się na łokciu i patrzyła na niego z niepokojem.
– To nic – szepnął. – Jakaś kobieta oszukuje męża, nic, co by nas dotyczyło.
– Ale to chyba nie on, co, Ramsey? – sennym głosem odezwała się Emma. – Nie widział zbyt dobrze i czasami zapominał włożyć okulary. Dzięki temu uciekłam. Ułożyłam poduszkę w taki sposób, żeby mnie przypominała. W tym czasie on siedział na schodach i palił papierosa. Kiedy wrócił, zajrzał do pokoju, wydawało mu się, ze mnie widzi. Wyczołgałam się z domu, gdy nalewał sobie whisky. Bardzo lubił whiskey. Ciągle powtarzał, że nie cierpi alkoholu, jego dusza gnije od whiskey, ale bardzo dużo pił…
– O Boże… – jęknęła Molly. – Wiesz, jak się nazywał, Em?
Lecz Emma już wsunęła się głębiej pod przykrycie i zapadła w sen. Oddychała równo i spokojnie. Ramsey i Molly spojrzeli na siebie.
– Co ja mam robić? – zapytała.
– Mówiłem ci, że nie mam zamiaru was zostawić, więc pytanie brzmi: Co mamy robić? Jesteśmy teraz zbyt zmęczeni, żeby rozsądnie myśleć. Porozmawiamy o tym rano.
Molly kręciła głową, wprawiając w ruch rude loki.
– Nie mogę wrócić do Denver. Nie wrócę tam. Nie rozumiem, co się dzieje. Ile osób jest w to zamieszanych? Kim oni są? Dlaczego to robią? Czy porwanie Emmy to jakiś cholerny spisek?
– Spisek… – powtórzył powoli Ramsey. – Dlaczego użyłaś tego słowa? Wzruszyła ramionami. Brzeg nocnej koszuli zsunął się, odsłaniając wystający obojczyk.
– Porwanie dziecka może być spiskiem, jeżeli uczestniczą w nim rodzice, albo jeśli dokonuje się go w innym celu – ciągnął. – Ale ty nie to miałaś na myśli, prawda?
– Po prostu akurat to słowo przyszło mi w tej chwili do głowy. Zresztą niewykluczone, że mamy do czynienia ze spiskiem. Już teraz wiemy, że zamieszanych jest w to około pięciu osób.
– Wobec tego jest to starannie obmyślony plan. Ale spisek? To brzmi zupełnie inaczej, jakbyś zakładała, że są w to zaangażowani ludzie z twojego najbliższego otoczenia…
Molly w milczeniu podciągnęła brzeg koszuli, na jej przedzie widniał duży napis: WIELKA STOPA BYŁ TUTAJ. Włosy zwijały się w szalone sprężynki wokół bladej twarzy. Wyglądała na śmiertelnie zmęczoną.
Jest bardzo ładna, pomyślał, nieco zaskoczony, że zauważył to właśnie teraz, w środku nocy. Miała wyjątkowo jasną, prawie papierowobiałą skórę, przy której jego karnacja wydawała się jeszcze bardziej oliwkowa. Miał ochotę położyć jej dłoń na swojej, aby porównać barwę skóry. Co za bzdury…
– Musimy odpocząć – powiedział zdecydowanym tonem. – Jutro stąd wyjeżdżamy.
Ramsey wrócił do hotelu Jerome w południe. Molly i Emma grały w wojnę, siedząc po turecku na wielkim łożu. Między nimi leżała talia kart.
– Nie, nie wstawajcie. Zostaliśmy dumnymi właścicielami toyoty z 1989 roku, z czterokołowym napędem i mnóstwem kilometrów na liczniku, trochę sfatygowanej, ale co z tego? Jest duża i prawie tak wygodna jak dżip.