Выбрать главу

Był szczęśliwy. Mała po raz pierwszy zbliżyła się do niego zupełnie z własnej woli. Co prawda dopiero wtedy, gdy zasnął, ale jednak… Na początek dobre i to. Uśmiechnął się, wstał i otworzył puszkę rosołu z kurczaka z makaronem. Dziewczynka lubiła rosół i grzanki z żółtym serem.

Tego wieczoru opiekli ostatnie dwa hot dogi i zjedli resztkę pieczonej fasolki, a na deser galaretkę truskawkową, którą Ramsey nauczył się robić na tyle dobrze, że na dnie nie zostawała gumowa warstwa.

– Będę teraz mówił imiona dziewczynek – powiedział po kolacji. – Jeżeli uda mi się trafić na twoje, możesz trzy razy kiwnąć głową, szarpnąć mnie za ramię albo kopnąć w kostkę, w porządku?

Nie poruszyła się, wyraz jej twarzy się nie zmienił. Brak entuzjazmu nie był dobrą wróżbą dla wymyślonej przez niego zabawy.

– W porządku, spróbujmy. Jennifer? Bardzo ładne imię. Nie nazywasz się przypadkiem Jennifer?

Zero reakcji.

– Lindsey? Nic.

– Więc może Morgan?

Odwróciła się do niego plecami, wyraźnie manifestując swoją opinię. Nie miała najmniejszej ochoty ciągnąć tej zgadywanki. Ale dlaczego?

– Narysuj portret swojej mamy.

W jednej chwili znalazła się przy stole i chwyciła kartkę papieru. Nie patrzyła na niego, z napięciem wpatrywała się w czysty papier. Potem zaczęła rysować. Była to postać z kresek, ubrana w spódnicę, tenisówki, z głową spowitą w chmurę loków. W rękach trzymała coś jakby pudełko z małym kółkiem z przodu.

– Bardzo ładnie – pochwalił. – Czy włosy ma ciemnobrązowe, takie jak twoje?

Pokręciła głową.

– Rude?

Uśmiechnęła się szeroko i przytaknęła. Narysowała jeszcze więcej loków wokół głowy kobiety.

– Zgadłem, że rude, bo to mój ulubiony kolor włosów. I naprawdę są kręcone? Długie?

Wzruszyła ramionami.

– Rozumiem, średniej długości. Czy ona trzyma pudełko? Potrząsnęła głową. Pokazała zdjęcie na okładce magazynu leżącego na stoliku do kawy i kilka razy strzeliła palcem wskazującym o kciuk.

– Ach, aparat fotograficzny! – wykrzyknął z ulgą. – Twoja mama jest fotografem?

Przytaknęła, znowu pokazując na zdjęcie.

– I fotografuje ludzi?

Tak, najwyraźniej o to właśnie chodziło. Nagle jej buzia posmutniała. Myślała o swojej matce, tęskniła za nią, zastanawiała się, co się z nią dzieje, a on nic nie mógł na to poradzić.

– Narysuj mi jeszcze tatę – poprosił szybko. Chwyciła długopis tak, jakby był to sztylet i z gardła wyrwał jej się ten straszny jęk, który przyprawiał go o gęsią skórkę.

– Wszystko w porządku, skarbie. Jestem tutaj. Nic ci nie grozi.

Myślał, że to już koniec rysowania, ale ona ku jego zdziwieniu sięgnęła po następną kartkę i kilkoma pociągnięciami naszkicowała postać mężczyzny z zawieszoną na szyi gitarą i otwartymi ustami. Czyżby jej ojciec był piosenkarzem? Nacisnęła papier tak mocno, że końcówka długopisu ześlizgnęła się po nim. Więc może to ojciec naraził ją na niebezpieczeństwo, może to przez niego została porwana? Może to on ją skrzywdził? Nie, przecież żaden ojciec nie zrobiłby czegoś takiego własnemu dziecku… Rzeczywiście, akurat.

Sporo przeżył, niejedno widział, z wieloma sprawami miał już do czynienia i doskonale wiedział, że było to możliwe. Chciał dowiedzieć się czegoś więcej na temat ojca, lecz z reakcji wywnioskował, że lepiej będzie, jeśli odłoży te pytania na później.

Zgniotła kartkę papieru, odsunęła się od niego i zwinęła w kłębek na kanapie. Rozumiał, że proces gojenia ran potrwa długo, być może bardzo długo. Ale czy tak długo mógł zatrzymać ją przy sobie?

*

– Nie zostawię cię w dżipie, to niezbyt bezpieczne. Pójdziesz ze mną, dobrze? Weź mnie za rękę. Dasz radę, skarbie? – Przerwał na chwilę i delikatnie musnął jej policzek czubkami palców. – Wszystko w porządku. Wiem, że jesteś zdenerwowana, ale wszystko będzie dobrze. Nikt cię nie skrzywdzi. Masz teraz mnie, a ja jestem duży i silny. Znam karate, jestem w tym całkiem niezły, wiesz? Prawie jak Chuck Norris. Słyszałaś o nim? Chuck potrafi rozłożyć na obie łopatki więcej złych facetów niż Godzilla.

Dziewczynka wykonała kilka ruchów rękami. Wyglądało to tak, jakby siekała powietrze.

– Właśnie tak to wygląda. Wiem, że nie lubisz tych ubrań, które masz na sobie, ale zaraz je z siebie zdejmiesz. Kupię ci nowe rzeczy, przebierzesz się w sklepie, a te wyrzucimy. Zresztą najlepiej będzie, jeżeli po prostu zostawimy je w przymierzalni.

Uprał jej żółte dżinsy i jasnożółty T – shirt w wannie, razem ze swoimi koszulkami i bielizną, i z wielką niechęcią namówił ją, aby je włożyła, ale przecież nie mieli wyboru. Nie mogła jechać do sklepu w Dillinger, ubrana w sweter i bosa. Ostrożnie dotknął brody dziewczynki.

– Chodźmy. To będzie przygoda, nie przejmuj się. Jestem przy tobie. Wyobraź sobie, że jestem twoją małpką Geek, tylko o wiele większą. Jak sądzisz, co zrobiłaby Geek, gdyby ktoś próbował cię skrzywdzić? No, właśnie. Geek i ja jesteśmy dobrymi, porządnymi małpkami. Gotowa?

Przez jej twarz przemknął cień uśmiechu, lecz Ramsey świetnie wiedział, że nie ma ochoty wysiadać z dżipa. Nie mógł jednak zostawić jej w środku.

– Im szybciej wejdziemy, tym szybciej wyjdziemy – rzekł filozoficznie. W końcu przyzwalająco skinęła głową. Wyniósł jaz samochodu i postawił na chodniku. Potem zamknął wóz i wyciągnął do niej rękę. Ujęła ją.

– No, doskonale – powiedział, lekko ściskając drobne palce. – Wykupimy cały sklep, co ty na to?

Sklep w Dillinger z pewnością nie był wielkomiejskim supermarketem, zajmował może jedną dwudziestą powierzchni przeciętnego domu towarowego. Gdy weszli do środka, dziewczynka przylgnęła do jego nogi. Uśmiechnął się do niej.

– Świetnie sobie radzisz. Najpierw poszukamy dżinsów, potem rozejrzymy się za koszulkami. O, tędy. Pokaż mi palcem, jeżeli zobaczysz coś, co ci się spodoba.

Czuł, że drży, więc wziął ją na ręce. Po chwili się uspokoiła. Spodnie, które miała na sobie, były na pięć lat, koszulka od czterech do sześciu. W dziale odzieży dziecięcej przywitała ich uśmiechnięta, tęga i ładna kobieta o olśniewająco białych zębach.

– Chcielibyśmy kupić parę rzeczy dla mojej córeczki.

Nie trwało to długo. Kobieta, Mildred, jak się przedstawiła, zmierzyła wzrokiem dziewczynkę i zaczęła wybierać rzeczy. Jego „córeczka” sama nawet wskazała jedną koszulkę, w kolorze limonki. Koniec końców wybrali dwie pary dżinsów, jedne czerwone, drugie zwykłe, niebieskie, cztery koszulki, wszystkie w jasnych, rzucających się w oczy barwach, pomarańczowe tenisówki, zielone, czerwone i niebieskie skarpetki oraz pomarańczową kurtkę w zielone wzory.

Ramsey miał mieszane uczucia. Z jednej strony, dziewczynkę łatwo było teraz zauważyć, nawet w najgęstszym tłumie, co było niekoniecznie pozytywne, lecz z drugiej powinien się cieszyć, że bez wahania zdecydowała się na tak jaskrawe, optymistyczne kolory.

Mildred była zachwycona.

– Wyglądasz jak cukiereczek, kochanie. Jak ci na imię?

– Córka nie mówi, ale wszystko słyszy i rozumie – powiedział spokojnie Ramsey. – Naprawdę ślicznie wygląda, prawda?

– Nie ulega wątpliwości, że pomarańczowy i zielony to jej kolory. Ile masz lat, kochanie?

Dziewczynka podniosła sześć palców.

– Sześć lat! No, proszę, co za bystre dziecko! I takie ładne! Twoja mamusia będzie bardzo zadowolona, że wybrałaś takie przyjemne rzeczy.