Выбрать главу

A poza tym czuła się w obowiązku komentować każdy kęs, który brałam do ust. „Masz pojęcie, ile gramów tłuszczu jest w tej frytce?”, „Wiesz, Nadine, dobrym substytutem majonezu jest niskotłuszczowy jogurt”.

Miałam ochotę powiedzieć jej, gdzie może sobie wsadzić ten niskotłuszczowy jogurt.

Ale przy okazji, powinnaś chyba wiedzieć, że Spender kręci się po redakcji i opowiada, że spóźniasz się ze względu na to, co zaszło między wami wczoraj wieczorem. Jeżeli to cię nie ściągnie do biura, i to pronto, to ja już nie wiem, co robić.

Nadine:-)

Do: George Sanchez ‹george.sanchez@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Gdzie, do cholery, byłam

Skoro najwyraźniej dla ciebie i Amy Jenkins jest tak ważne, żeby pracownicy dokładnie spowiadali się z każdej minuty spędzanej poza redakcją, podaję ci szczegółowy opis zajęć i okoliczności, które sprawiły, że absolutnie nie mogłam stawić się w pracy. Gotów? Słyszę, że automat na dole w dziale kultury jest w pełni sprawny. Poranek Meclass="underline"

7.15 Dzwoni budzik. Naciskam guzik drzemki.

7.20 Dzwoni budzik. Naciskam guzik drzemki.

7.25 Dzwoni budzik. Naciskam guzik drzemki.

7.26 Budzi mnie szczekanie psa sąsiadki. Wyłączam budzik.

7.27 Wlokę się do łazienki. Odprawiam poranne ablucje.

7.55 Wlokę się do kuchni. Zjadam śniadanie w postaci batonika Nutrigrain i resztek kung pao na wynos z wtorkowego wieczoru.

7.56 Pies sąsiadki wciąż szczeka.

7.57 Suszę włosy suszarką.

8.10 Sprawdzam pogodę na Channel One.

8.11 Pies sąsiadki wciąż szczeka.

8.12 Próbuję znaleźć coś do ubrania wśród rozmaitych ciuchów wtłoczonych do pojedynczej szafy rozmiarów lodówki, jedynej, jaką dysponuję w tej kawalerce.

8.30 Poddaję się. Wkładam czarną spódnicę ze sztucznego jedwabiu, czarną bluzkę ze sztucznego jedwabiu i czarne wsuwane pantofle na płaskim obcasie.

8.35 Chwytam czarną torbę. Rozglądam się za kluczami.

8.40 Znajduję klucze w torebce. Wychodzę z mieszkania.

8.41 Zauważam, że egzemplarz „New York Chronicie” pani Friedlander wciąż leży na podłodze przed drzwiami do jej mieszkania (tak, George, moja najbliższa sąsiadka prenumeruje naszego największego rywala. Może wreszcie zgodzisz się ze mną, że naprawdę powinniśmy spróbować przyciągnąć uwagę nieco starszych czytelników). Ona zazwyczaj wstaje o szóstej, żeby wyprowadzić psa, i wtedy zabiera prasę.

8.42 Zauważam, że pies pani Friedlander ciągle szczeka. Pukam do drzwi, chcąc się upewnić, czy wszystko jest w porządku. (Tak się składa, że niektórzy spośród nas, nowojorczyków, interesują się tym, co się dzieje z naszymi sąsiadami, George. Oczywiście, skąd ty miałbyś o tym wiedzieć, skoro historie o ludziach, którzy faktycznie dbają o innych członków społeczności, nie zwiększają sprzedaży gazety. Jak zauważyłam, tematy w „Journal” ciążą raczej w stronę historii o sąsiadach, którzy strzelają do siebie, nie takich, którzy pożyczają sobie nawzajem szklankę cukru).

8.45 Po kilkakrotnym pukaniu pani Friedlander nadal nie podchodzi do drzwi. Paco, jej dog niemiecki, szczeka jednak ze zdwojonym zapałem.

8.46 Próbuję ruszyć klamką drzwi mieszkania pani Friedlander. Dziwne, ale są otwarte. Wchodzę do środka.

8.47 Wita mnie dog niemiecki i dwa syjamskie koty. Ani śladu pani Friedlander.

8.48 Znajduję panią Friedlander. Leży twarzą do ziemi na dywanie w salonie.

No i jak, George? Chwytasz już, George? Kobieta leżała twarzą do ziemi na dywanie w swoim salonie! Co miałam robić, George? No, co? Zadzwonić do Amy Jenkins z kadr? Nie, George. Widzisz, ten kurs pierwszej pomocy, do którego zmusiłeś nas wszystkich, przydał się na coś. Sama umiałam stwierdzić i że pani Friedlander ma puls, i że oddycha. Więc zadzwoniłam pod 911 i poczekałam przy niej, póki nie przyjechała karetka.

A z karetką, George, przyjechały gliny. I zgadnij, co gliny powiedziały, George? Powiedziały, że wygląda im na to, że pani Friedlander została uderzona. Od tyłu, George. Jakiś łajdak walnął tę biedną staruszkę w potylicę!

Dałbyś wiarę? Jak można zrobić coś takiego osiemdziesięcioletniej kobiecie?

Nie wiem, co się dzieje z tym miastem, George, skoro biedne starsze panie nie są bezpieczne nawet we własnych mieszkaniach. Ale powiem ci jedno. W tym tkwi pewien temat – i uważam, że powinnam go opisać. Co ty na to, George?

Mel

Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: George Sanchez ‹george.sanchez@thenyjournal.com›

Temat: W tym tkwi pewien temat

Temat to tkwi tam, gdzie ja go widzę. Ja zaś widzę, że nie wiadomo czemu, tylko dlatego, że ktoś rąbnął twoją sąsiadkę w głowę, ty nie raczyłaś przyjść do redakcji ani choćby nawet zadzwonić i dać komuś znać, co się z tobą dzieje. I na ten temat naprawdę chętnie czegoś posłucham.

George

Do: George Sanchez ‹george.sanchez@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Co się ze mną działo

George, masz serce z kamienia. Znalazłam swoją sąsiadkę twarzą w dół na dywanie w salonie, ofiarę brutalnej napaści, a twoim zdaniem powinnam była myśleć tylko o tym, żeby dzwonić do swojego pracodawcy i wyjaśniać, czemu się spóźnię?

No cóż, przykro mi George, ale taka myśl nawet mi nie przeszła? przez głowę. Przecież pani Friedlander to moja przyjaciółka. Chciałam wsiąść do karetki i jechać z nią do szpitala, ale wyłonił się mały problem z Paco.

Może powinnam raczej powiedzieć: duży problem z Paco. Paco to dog niemiecki pani Friedlander, George. Ten pies waży sześćdziesiąt cztery kilo, George, to znaczy więcej niż ja. A on potrzebował wyjść na spacer. I to szybko. Więc po spacerze nakarmiłam go i dałam mu wody, i napoiłam też Tweedleduma i Pana Peppera, jej syjamskie koty (Tweedledee, przykro mi to mówić, zmarł w zeszłym roku). Kiedy się tym zajmowałam, gliny sprawdzały drzwi mieszkania, szukając śladów włamania. Ale, George, żadnych śladów nie było. Wiesz, co to znaczy? To znaczy, że ona najprawdopodobniej znała tego, kto ją napadł, George. Prawdopodobnie sama, z własnej woli, wpuściła go do środka!

Co jeszcze dziwniejsze, w portmonetce w jej torbie leżało nietknięte dwieście siedemdziesiąt sześć dolarów gotówką. Biżuterii też nikt nie ruszył, George. To nie był napad rabunkowy. George, czemu nie chcesz uwierzyć, że w tym tkwi jakiś materiał na artykuł? Coś w tej sprawie śmierdzi. Bardzo śmierdzi. Kiedy wreszcie dotarłam do szpitala, poinformowano mnie, że pani Friedlander jest na bloku operacyjnym. Lekarze rozpaczliwie usiłowali zmniejszyć ucisk na mózg, spowodowany wielkim krwiakiem, który wytworzył się pod czaszką! Co miałam zrobić, George? Odejść? Gliny nie zdołały skontaktować się z nikim z jej rodziny. Ona ma tylko mnie, George. Dwanaście godzin. Zajęło im to dwanaście godzin. Jeszcze dwa razy musiałam wracać do jej mieszkania i wyprowadzać Paco, zanim operacja w ogóle się skończyła. A kiedy już się skończyła, lekarze wyszli do mnie i powiedzieli mi, że tylko częściowo się udała. Pani Friedlander jest w śpiączce, George! Może już nigdy z tego nie wyjść.

A dopóki jest w śpiączce, zgadnij kto będzie się musiał zajmować Paco, Tweedledumem i Panem Pepperem? No, George. Zgadnij.

Nie próbuję dopraszać się tutaj zrozumienia. Ja wiem. Powinnam była zadzwonić. Ale praca niekoniecznie była tym, co mi wtedy zaprzątało głowę, George.

Posłuchaj jednak: teraz, kiedy wreszcie jestem w redakcji, może byś mi pozwolił napisać jakiś mały artykulik o tym, co się wydarzyło? No wiesz, moglibyśmy spojrzeć na to pod takim kątem: uważaj człowieku, kogo wpuszczasz do własnego domu. Gliny jeszcze nie odszukały najbliższych krewnych pani Friedlander – chyba chodzi o jej siostrzeńca – ale kiedy go znajdą, mogłabym z nim zrobić wywiad. Rozumiesz, to była naprawdę cudowna kobieta. Mimo osiemdziesiątki nadal trzy razy w tygodniu chodziła na siłownię, a w zeszłym miesiącu poleciała do Helsinek na spektakl Pierścień Nibelunga. Serio. Jej mężem był Henry Friedlander, ten Friedlander, który zrobił fortunę na drucikach. Tych takich, którymi się okręca plastikowe torby ze śmieciami. Ona jest warta przynajmniej sześć czy siedem milionów dolarów.