Выбрать главу

— Dwa pytania — odparł Korman — i dwie odpowiedzi. Wpierw rozważmy to łatwiejsze. Aparaty fotograficzne. Można nimi robić tutaj zdjęcia i niezależnie od tego, co jest fotografowane, na zdjęciu zobaczymy to, co wierzyliśmy, iż jest fotografowane. Załóżmy, że zmienię cię w uhara. Ten gość tutaj robi ci zdjęcie. Patrzy na to zdjęcie i widzi uhara. Zabiera je do innego miasta i pokazuje komuś. Tamci też widzą uhara, bo ty widzisz uhara, tak że problem jest dyskusyjny. A tak przy okazji, urządzenia automatyczne i roboty nie działają tutaj za dobrze, pola elektryczne i burze Charona, z tego co słyszałem, bardzo szybko powodują krótkie spięcia i awarie w siłowniach. To samo dotyczy urządzeń powietrznych i satelitarnych. Gdyb nawet jednak robot był w stanie tu działać, pełniłby zaledwie rolę przewodnika dla niewidomego i to takiego przewodnika, któremu nie można by zaufać, bo nie zna się właściwych pytań, które należy mu zadawać.

— A ktoś spoza tej planety? — przypominał pytający.

— To trochę bardziej skomplikowane. Nasze „organizmy Wardena” są zmutowanym „szczepem organizmów Wardena” z innych planet Rombu. Nie rozmawiają one ze swoimi krewnymi z pozostałych trzech planet w taki sposób, w jaki rozmawiają ze sobą tutaj, więc gość, powiedzmy z Lilith, widziałby rzeczy takimi, jakimi one są. Jednakże na Charonie nasze życzenia przynajmniej częściowo mogą się sprawdzać. Budynek naturalnie jest budynkiem, wiatry cię owiewają i burza ci zagraża. Budynek może nie być tak fantazyjny, jakim go widzimy, ale jest jednak budynkiem. W przypadku materii organicznej sytuacja przedstawia się jednak całkowicie odmiennie. Jeśli zmienię cię w uhara, tak jak w moim poprzednim przykładzie, uwierzysz, że jesteś uharem. A wraz z tobą uwierzą w to „organizmy Wardena” w twoim ciele. Nie wiemy, w jaki sposób otrzymują one tę informację, nie mówiąc już o źródle niezbędnej energii, jednak powoli iluzja ta zaczyna stawać się rzeczywistością. Komórki twego ciała zmienią się odpowiednio lub zostaną zastąpione przez inne. Nagle cała skomplikowana biochemia uhara zostanie udostępniona twoim „organizmom Wardena”. Być może nawiązują one kontakt ze swoimi braćmi w prawdziwym uharze — tego nie wiem — w każdym razie czerpią potrzebną im informację skądś z zewnątrz i przetwarzają w materię, zgodnie z potrzebą; tak więc, po jakimś czasie, stajesz się uharem. Prawdziwym. I wówczas nawet nasz gość z Lilith takim cię będzie postrzegał.

Była to nowa, ekscytująca, a zarazem przerażająca idea. Transmutacja nie była czymś, o czym bym marzył. Niemniej to wszystko dotyczyło czegoś niezmiernie ważnego. „Organizmy Wardena” mogły uzyskać informacje, niewiarygodnie złożone informacje o wiele bardziej złożone i szczegółowe niż te gromadzone w najlepszych komputerach — po czym. działać zgodnie z nimi, a nawet przetwarzać energię w materię, by tylko te informacje uzyskać. Zapamiętałem to sobie, może się kiedyś przydać.

Korman rozejrzał się.

— Czy coś jeszcze? Nie? Wobec tego zaczynamy. Jestem pewien, że chcielibyście jak najszybciej opuścić to miejsce i zacząć nowe życie. Nam również zależy na tym, żeby oddać wreszcie ten hotel jego regularnym gościom, którzy nie są zachwyceni obecną sytuacją. — Wstał i podszedł do swoich asystentów, którzy tymczasem ustawili rozkładany stół i położyli na nim stos pękatych teczek na akta. Poszedł za stół, usiadł na rozkładanym krześle i wziął do ręki pierwszą teczkę.

— Mojet Kaigh! — zawołał.

Jeden z mężczyzn z naszej grupy podszedł nerwowo do stołu i usiadł na ustawionym po tej stronie krześle. Byli nieco za daleko, by można było ich usłyszeć, kiedy mówili przyciszonym głosem, ale normalna rozmowa była dobrze słyszalna, tak że w jakimś stopniu wszyscy uczestniczyliśmy w tej całej rozmowie — wywiadzie.

Sprawiała wrażenie zupełnie rutynowej. Nazwisko, wiek, szczególne umiejętności, praca zawodowa… takie tam zwykłe sprawy. Nagle w środku tego wszystkiego doświadczyłem czegoś bardzo dziwnego, jak gdyby w jakiś sposób zniknęła jedna czy dwie sekundy… Wyglądało na to, że nikt inny niczego nie zauważył, wobec czego siedziałem cicho, ale uczucie niesamowitości nie ustępowało. Albo było to coś, o czym powinienem wiedzieć, albo coś się działo ze mną samym. Ta druga możliwość najbardziej mnie niepokoiła.

To samo wydarzyło się podczas drugiego i trzeciego wywiadu. Odniosłem wrażenie, że słyszę dokładnie zdanie po zdaniu tej rutynowej rozmowy, i nagle c y k, następowała nieznaczna zmiana scenerii — ludzie nie całkiem byli na swoich miejscach, coś w tym sensie. Coraz bardziej byłem przekonany, iż dzieje się coś, czego inni nie zauważają.

Ciekawe, powtarzało się to podczas wszystkich rozmów, z wyjątkiem rozmowy z Zalą. Szczególnie uważnie śledziłem ten wywiad, zwracając uwagę zarówno na ewentualną wyrwę w czasie, jak i na to, do jakiego stopnia akta Kormana pokrywają się z tym, co o swoim życiu mówiła Zala. Muszę przyznać, że obie wersje były bardzo bliskie.

Kręciłem się nerwowo, kiedy ta nudna procedura przeciągała się ponad miarę, chociaż nie była ona przecież pozbawiona ciekawszych momentów. Okazało się; iż ten potężnie zbudowany brutal z jednoosobowego pokoju był przedtem dyktatorem na jakiejś leżącej na uboczu planecie z pogranicza. Jego ulubioną rozrywką było groteskowe okaleczanie innych, i tym podobne zabawy. Chociaż ta informacja potwierdziła jedynie nieprzyjemną aurę otaczającą tego człowieka, to jednocześnie przypomniała mi, że potężna budowa, brutalność i chamstwo niekoniecznie oznaczają głupotę. Ktoś, kto potrafił przejąć władzę nad całą planeta i utrzymać się przy niej przez prawie sześć lat, był raczej bliższy geniuszowi niż idiocie. Dlatego zresztą tu w ogóle wylądował. Na pewno spodobałby się Aeolii Matuze… Ale czy on umiałby z nią współpracować, to już zupełnie inna sprawa.

Byłem ostatni i kiedy Korman wywołał moje nazwisko, podchodziłem do stołu z wielką ciekawością. Czy moja rozmowa również zostanie „wypreparowana”” Był uprzejmy i nieco oficjalny, tak samo jak w stosunku do pozostałych.

— Jesteś Park Lacoch?

— Tak — odpowiedziałem.

— Nie masz nic przeciwko przeglądowi twojej przeszłości?

Wahałem się przez chwilę, której długość uważałem za odpowiednią w tej sytuacji, po czym oświadczyłem:

— Nie, chyba nie.

— Rozumiem twoje obawy. — Skinął głową. Jesteś wielce barwną postacią, Lacoch. Wiesz o tym?

— Nie sądzę, by tak mnie określano.

— Możliwe. — Roześmiał się bez humoru. — Należysz jednak do długiego rzędu masowych morderców o szacownym pochodzeniu. Ubarwiają oni ludzką historię i czynią jej monotonię i szarość bardziej interesującą. Jak rozumiem, udało im się rozwiązać twój problem?

— Można tak powiedzieć. Przez długi czas byłem poddawany głębokiej obróbce psychicznej. Wyszedłem z niej całkowicie zdrowy na umyśle, jednak nie można było przywrócić mnie społeczeństwu, ze względu na rozgłos, jaki zyskał sobie mój przypadek.

— Teraz chyba rozumiesz, dlaczego nazwałem cię barwną postacią? Tak, to takie adekwatne określenie. Nie mogliśmy również zignorować faktu, że dzieliłeś tutaj pokój z kobietą i że spędziłeś cały tydzień w tym pełnym kobiet mieście, i zachowywałeś się wobec nich całkiem kulturalnie. Powiedz mi jednak — i powiedz szczerze — czy sądzisz, że jakiekolwiek warunki, nawet te najbardziej ekstremalne, mogłyby wywołać u ciebie nawrót tej przypadłości?

— Któż to może wiedzieć? — Wzruszyłem ramionami. — Nie sądzę, by było to prawdopodobne. W tym aspekcie jestem bowiem tak zrównoważony, że trudno mi sobie w ogóle wyobrazić; abym był zdolny do takich czynów, choć jednocześnie doskonale wiem, iż je popełniłem.