Выбрать главу

— Ewolucja albo rewolucja; stara historia. — Skinąłem głową. — Domyślam się, że to jest powodem, dla którego Koril nie jest już Władcą.

— Tak. Był człowiekiem ewolucji, który znalazł się na szczycie władzy w niewłaściwym momencie.

— W niewłaściwym momencie? — coraz bardziej mnie to interesowało. — Sugerowałoby to, iż taka rewolucja i to na taką skalę stała się nagle możliwa. W to trudno mi raczej uwierzyć.

— Jakieś pięć lat temu Marek Kreegan, Władca Lilith, zwołał konferencję Czterech Władców Rombu — powiedział Korman. — Podobno skontaktowały się z nami jakieś siły zewnętrznej które chciały uzyskać naszą pomoc przy obalaniu rządów Konfederacji.

— Siły zewnętrzne? — nie wierzyłem własnym uszom. Przebywam na Charonie dopiero od tygodnia, a już dowiaduję się szczegółów, o których sądziłem, że będę je wygrzebywał spod ziemi łopatą.

— Siły obcych. Wielkie. Potężne. Zaawansowane nie bardziej od Konfederacji, ale pozbawione jej ograniczeń ideologicznych, co oznacza, iż mają pewne rzeczy, których my nie mamy. Jest ich także — jak sądzimy, celowo — o wiele mniej niż ludzi. Mają długą historię współżycia z innymi formami życia, jednak ich analiza cywilizacji i wartości reprezentowanych przez Konfederację wykazała, że wspólnie byliśmy w stanie ją pokonać. Uważają, iż muszą zniszczyć Konfederację, nie chcieliby jednak przy tej okazji zniszczyć również ludzkości.

— A sądzisz, że mogliby? Powiedziałeś przed chwilą, iż jest ich niewielu.

Pokręcił głową.

— No i widzisz? Popełniasz bardzo prosty błąd. Nie liczby są tutaj istotne. Konfederacja mogłaby przecież zniszczyć planetę z dziesięcioma miliardami mieszkańców za pomocą jednego prostego urządzenia i wykorzystując być może do tego zadania zaledwie jednego człowieka i dwa roboty. Troje przeciw dziesięciu miliardom… i kto by wygrał?

— Ale ci obcy musieliby wpierw dostać te wszystkie planety — zauważyłem.

— Rasa na tyle inteligentna, że była w stanie doprowadzić do spotkania i podjęcia próby zawarcia sojuszu z Czterema Władcami — a dokonała tego pod nosem statków patrolowych i urządzeń używanych do utrzymania naszego systemu, więzienia w izolacji i rasa, która dla Konfederacji pozostaje nieznana, nie miałaby z tym większych kłopotów.

Musiałem przyznać, iż miał tu nieco racji, ale nie kontynuowałem tego wątku.

— I Czterej Władcy przystali na ten układ?

Trójka z nich — skinął głową. — Kreegan opracował plan generalny: obcy dostarczą technologię, inne światy wniosą swój wkład w postaci energii, środków materialnych i fachowości swych obywateli.

— Domyślam się, iż tym czwartym, który nie wyraził zgody, był Koril.

— No właśnie — ponownie skinął głową. — Był zdecydowanie przeciwny tym planom. Obawiał się, iż obcy użyją nas jedynie do tego, by ułatwić sobie podbój, po czym zamienią nas w niewolników lub zmiotą z powierzchni ziemi. W swoich opiniach był jednak odosobniony, Naturalnie, z emocjonalnego punktu widzenia, branie udziału w obaleniu Konfederacji to coś;… czemu trudno się oprzeć, ale istnieją jednak o wiele ważniejsze powody praktyczne. Światy. Wardena, które wezmą udział w tym przedsięwzięciu, dostaną swą część nagrody, a nawet łupów. Są bowiem podstawy, by sądzić, iż obcy mają możliwości wyleczenia, a przynajmniej ustabilizowania, problemów powodowanych przez „organizmy Wardena”. Rozumiesz co to oznacza?

— Ucieczkę stąd — skinąłem głową.

— Coś więcej niż tylko ucieczkę! Oznacza to, iż będziemy mogli być tam na miejscu, by zająć się tym co zostanie po Konfederacji. Niezła motywacja! Jednak jak już powiedziałem, najistotniejsze są względy praktyczne. Charon jest prawdopodobnie najmniej potrzebnym spośród światów Wardena. Większość zesłanych tutaj. to przestępcy polityczni, nieprawomyślni i tym podobni i, szczerze mówiąc, cała ta intryga mogłaby się odbyć. bez naszego udziału. Mogłaby się odbyć… i odbyłaby się. Bylibyśmy wówczas odizolowani, odcięci od wszystkiego, a sprawy i tak toczyłyby się bez naszego udziału. Gdyby zaś poszło coś nie tak jak zaplanowano; obarczono by nas winą na równi z innymi, chociaż stalibyśmy — z boku. Rezultatem mogłoby być bowiem całkowite unicestwienie Rombu przez Konfederację. Jeśli jednak wszystko pójdzie zgodnie z planem, pozostałe trzy planety będą po stronie zwycięzców, z wszystkimi tego konsekwencjami i z możliwością opuszczenia Rombu, a my zostaniemy w tej pułapce na zawsze skazani na wieczne zapomnienie. Dlatego też, ponieważ nie byliśmy najważniejsi w tej intrydze, musieliśmy albo się do niej przyłączyć i skorzystać na tym, albo się nie przyłączać i stracić niezależnie od wyniku konfrontacji. To właśnie doprowadziło do nie mającego precedensu usunięcia jednego z Władców Rombu, Lorda Korila.

— Jeśli już o nim mowa… podejrzewam, iż nie przyjął tego w sposób całkowicie bierny?

— Bynajmniej! Trzeba było całej, połączonej mocy Synodu, by go usunąć i nawet wówczas jego własna moc była straszliwa. W końcu jednak uciekł na Gamush, kontynent położony w strefie równikowej, gdzie już wcześniej przygotował sobie kryjówkę i kwaterę główną, tak dobrze ukryte, że do dziś dnia nie udało się ich odnaleźć. Zważ tylko, skromny cel sztuk magicznych mógłby cię zabić jednym spojrzeniem. Każdy z wioskowych czartów potrafiłby zrównać z ziemią zamek i zamienić ludzi w drzewa, gdyby tylko zechciał. Połączone siły Synodu mogłyby spowodować zniknięcie całego kontynentu i przemieszczenie oceanów tego świata. A przecież te same połączone siły były w stanie jedynie usunąć, ale nie zabić, Korila… a teraz nie potrafią go zlokalizować. Czy to daje ci wyobrażenie o mocy tego starego człowieka?

Do tej pory widziałem na tym świecie jedynie salonowe sztuczki magiczne, ale potrafiłem uzmysłowić sobie znaczenie podanych przykładów, choćby na zasadzie alegorycznego porównania.

— I ciągle działa przeciw wam? — spytałem.

— Tak. Ostatnio niezbyt skutecznie, ale i tak jest więcej niż niebezpieczny. Nadal ma przyjaciół na wysokich stanowiskach, a jego agentom udało się przeniknąć na miejsca spotkań samych Czterech Władców. W pewnym momencie przedostali się poza krąg ochrony — tak ścisłej, że aż niewiarygodnej — i byli świadkami spotkania z naszymi sojusznikami. Szpiegów wytropiono i zabito, nim dokonali jakichkolwiek większych szkód, ale nie było to wcale łatwe. Niewiele brakowało, by Korilowi powiodło się zgładzenie Czterech Władców i dwóch obcych… A przecież nawet go tam nie było! Przebywał w tym czasie bezpiecznie na Gamush.

Przyszła kolej na bardziej ryzykowne posunięcie z mojej strony.

— Wszystko to jest interesujące, ale proszę mi powiedzieć, czemu zawdzięczam, że się tego tak łatwo dowiaduję? Nie są to chyba sprawy powszechnie znane?

— Masz rację. Upadek Korila został publicznie przedstawiony jako posunięcie chroniące Charona przed nadmierną i niebezpieczną ambicją. Stworzyliśmy w umysłach ludzi portret diabła, demona, wcielenie potężnego zła w jego czystej pamięci: Było to całkiem skuteczne, a nawet pożyteczne; siła opozycji, oparta na lęku i mocy. Utrzymuje ona masy w posłuszeństwie, a za wszystko, co złe, można winić Korila.

— Taki rodzaj straszydła. — Tak tu wygląda tolerowanie innych punktów widzenia, pomyślałem sobie.

— No właśnie. Jednak ten rzeczywisty Koril stanowi realne zagrożenie. Tak naprawdę wolelibyśmy, gdyby pozostawał jedynie w sferze mitów. A on wykorzystywał naszą własną propagandę przeciwko nam samym, przyciągając niezadowolonych, wykorzystując kult diabła i całą tę resztę, tworząc na tej bazie skuteczny kult opozycji, w obydwu znaczeniach słowa „kult”. Nie będziemy prawdziwie bezpieczni i spokojni, dopóki Koril nie zostanie unicestwiony.