To, co mówił przyjąłem do wiadomości jako rzecz zupełnie oczywistą; w końcu człowiek nie raz już budował potężne imperia wykorzystując jedynie najbardziej podstawowe źródła energii.
— Na czym więc ma polegać moje zadanie? spytałem. — I w jaki sposób mam do niego przystąpić?
— Zasadniczo, masz się zajmować nadzorem i odpowiadać za ogólną skuteczność działań, za precyzję danych, za wszelkie błędy i zaistniałe problemy. Wokół Bourget w odległości jednego dnia drogi znajduje się dziewięć Firm zatrudniających przeszło tysiąc pracowników i produkujących cenne towary. W mieście jest trzynaście cechów dostarczających na rynek wszystko, począwszy od ubrań a skończywszy na wyrobach rękodzielniczych. Każdy cech czegoś potrzebuje i nie mam tu na myśli jedynie surowców. W skrócie można powiedzieć; że jesteś szefem lokalnego banku. Przedstawiciele rządowych syndykatów spotykają się cztery razy w roku w Iontlay, gdzie ustalają sprawiedliwe ceny i poziom zysku praktycznie na wszystkie towary, a ty masz w swojej wielkiej księdze oficjalnie obowiązujące cenniki. Zadaniem twojego biura jest utrzymanie równowagi — zgodnie z ustaloną tabelą wartości — pomiędzy tym, co oni otrzymują i tym, czego dostarczają. Wszystkie zamówienia od Firm spływają do ciebie, tak samo zresztą jak i zamówienia na ich produkty. Sztuka polega na tym, by Firmy dostawały dokładnie tyle, za ile zapłaciły swoją produkcją, a zarazem tyle, by wystarczało im do utrzymania produkcji bez żadnych zakłóceń. Jeśli zaistnieje nierównowaga na ich korzyść, należne im nadwyżki otrzymują w gotówce.
Skinąłem głową.
— Wygląda to dość nieskomplikowanie. Kto jednak wypłaca mi moją pensję, opłaca mój personel i pokrywa koszty działalności?
— W tym wypadku rozwiązanie jest bardzo proste. Bank pobiera dziesięć procent od każdej transakcji w momencie jej przeprowadzania. Połowa z tego należy do ciebie i dzielisz tę połowę zgodnie z odpowiadającymi wszystkim ustaleniami. Naturalnie w dobrych okresach zarabiasz więcej niż w złych i każdy twój pracownik ma odpowiedni w tym udział. Resztę odprowadza się do centralnego rządu Charona.
Ponownie skinąłem głową.
— Wynika z tego, że im bardziej wspomagam biznes, czym lepsze stosuję zachęty, sugestie i co tam jeszcze, by zwiększyć produkcję, tym więcej na tym wszystkim zarabiamy. To bardzo interesujący system.
— Tak to mniej więcej wygląda — przyznał. Jeśli wyniknie jakiś poważniejszy problem, możesz zawsze wezwać eksperta, z tym że zapłacisz mu z własnych zysków.
To mogło wyjaśniać obecność owej starszej damy na szybowniku. Zastanawiałem się, jak komuś przyzwyczajonemu do bycia szefem mogła odpowiadać ta kultura, nawet na krótko. Poza tym miałem jeszcze kilka pytań.
— Gdzie będziemy mieszkać i skąd weźmiemy niezbędne nam rzeczy?
— To proste — odpowiedział. — Konto Miejskiego Księgowego jest otwarte przez cały czas, a ponieważ poprzedni zmarł dwa miesiące temu, na rachunku znajduje się na pewno zupełnie przyzwoita sumka. Możesz pobrać, ile zechcesz, tu w tym budynku na parterze; spodziewają się tam zresztą twojej wizyty. A potem kupisz, co ci będzie potrzebne. Dom masz służbowy, odpowiedni do stanowiska, umeblowany i Tudy — to ten młody człowiek, który po was wyszedł — zaprowadzi was do niego. Leży nad zatoką. niedaleko stąd.
— A tak już z czystej ciekawości… kto opłaca ciebie?
— Nikt — roześmiał się. — Pieniądze są ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuję — spoważniał. — Personel wprowadzi cię we wszystkie sprawy w ciągu kilku najbliższych dni… podchodź do wszystkiego bardzo spokojnie, dopóki nie poznasz dokładnie szczegółów. Możesz na to poświęcić cały pierwszy miesiąc, bowiem i tak wszelkie drobne błędy i pomyłki pójdą na karb tej dwumiesięcznej przerwy. Urzędy zaczynają pracę o ósmej, rynek i sklepy — o dziewiątej, a wszyscy kończą o czwartej. Punkty usługowe otwarte są do dziewiątej, dziesiątej wieczór, kawiarnie trochę dłużej, i trudno tu mówić o jakimkolwiek nocnym życiu. Pracujemy przez sześć dni, potem mamy trzy dni wolne i znowu sześć dni pracy.
— Domyślam się, że takie małe miasteczko musi być pełne plotek i pogłosek — zauważyłem. — Dlatego nie sądzę, by poznanie tych wszystkich ludzi zajęło nam zbyt wiele czasu.
— Będzie to znacznie łatwiejsze niż myślisz. Przedstawimy was lokalnej społeczności podczas waszego ślubu.
— Co?! — wykrzyknęła Zala.
— Powiedziałem przecież, że to bardzo konserwatywne towarzystwo. A ty nie masz pracy, żadnych środków utrzymania… i jesteś całkiem atrakcyjna.
Zakładam więc, że wolisz raczej poślubić Parka, niż być zmuszoną wyjść za mąż za kogoś miejscowego z jedną lub dwiema żonami u boku.
— W ogóle nie chcę wychodzić za mąż. Nie wierzę w małżeństwo.
— Posłuchaj — westchnął. — To zupełnie nieistotne, w co ty wierzysz. Nie jesteś teraz na żadnym ze światów cywilizowanych. Nie jesteś nawet w którymś z tych bardziej liberalnych miast, takich jak Montlay czy Cadura. Poza tym, nie musisz tej ceremonii zbyt poważnie traktować, tym bardziej że jest ona przeznaczona głównie na użytek miejscowych.
— To dlaczego nie moglibyśmy po prostu powiedzieć, że już jesteśmy małżeństwem?
— Ponieważ ślub stwarza najlepszą okazję do nawiązania dobrych stosunków z miejscową ludnością. Poznają was dzięki niemu, polubią za to, że szanujecie ich zwyczaje i wierzenia, i łatwiej im będzie was zaakceptować. Pozwólcie, że ja wszystko zaaranżuję, a wy zajmijcie się swoimi sprawami. Poza tym nie odzywajcie się, kiedy zobaczycie coś, co wam się nie spodoba. Jeśli zrazicie do siebie tych ludzi, będziecie mieć same kłopoty. Jestem co prawda najsilniejszym i najgroźniejszym czarownikiem w tej okolicy, ale na pewno nie jestem jedyną tutaj osobą, która potrafi dokonywać sztuk magicznych i czynić czary. Mnóstwo tu wokół domorosłych talentów, a jeszcze więcej takich, których nie można niczym przekupić. Niektórzy z nich są całkiem nieźli. Tak długo, jak nie posiadacie własnej mocy, lepiej dla was będzie, jeżeli będziecie z nimi współżyć po przyjacielsku, niezależnie od tego, jak bardzo wam się wydadzą zacofani i ciemni. To jedyny sposób na przeżycie. Musicie żyć z tymi ludźmi, bowiem od nich otrzymujecie wszystko, co jest wam niezbędne. Jeśli ich do siebie zrazicie, możecie być tutaj bardzo samotni.
Zala wydawała się nieco wyprowadzona z równowagi, ale jednocześnie i utemperowana, i przekonana.
— Spróbuję — obiecała.