— Wypijcie tyle, ile będziecie w stanie — poinstruowała nas doktor Yissim. W zasadzie jest to woda, która jest wam bardzo potrzebna, z pewnymi dodatkami. Jeśli możecie, wypijcie wszystko.
Nie było z tym najmniejszego problemu. Wydawało mi się, że mam w sobie jakiś pozbawiony dna zbiornik na wodę.
— Analiza was dwojga, przeprowadzona — przez Mistrza Kokula została nam dostarczana już wcześniej — powiedziała, kiedy skończyliśmy pić. — Jest bardzo dokładna. A teraz… poczujecie się nieco śpiący, odprężeni i ospali. Nie walczcie z tym uczuciem… Te sesje i tak będą bardzo trudne. Jeśli nie trafimy dokładnie we właściwe miejsce na samym początku, możemy tylko przyśpieszyć ten proces, a tego byśmy przecież nie chcieli. Wiem, że oboje jesteście bardzo głodni, ale niestety musicie nieć teraz puste żołądki.
Powiedziawszy to wszystko, odwróciła się i wyszła z pokoju.
Darva popatrzyła na mnie śpiącym wzrokiem.
— To chyba najbardziej zimna osoba, jaką w życiu spotkałam. Traktu je nas, jakbyśmy byli dwoma kawałkami drewna.
— Spotkałem wiele podobnych do miej — skinąłem głową. — Nie przejmuj się tym. Typy z tego gatunku zawsze doskonale wiedzą, co robią. Spróbujmy jej po móc, zrelaksujmy się i pozwólmy im dobrze wykonać swoją robotę:
Korzystając z ćwiczeń koncentrujących i odprężających, których — nauczył nas Tully, bardzo szybko osiągnęliśmy stan półuśpienia. Byliśmy świadomi wszystkiego, co się wokół nas dzieje, ale unosząc się na chmurce spokoju i dobrego samopoczucia, zupełnie o to nie dbaliśmy. W dużym stopniu przypominało to stan, w jaki wprawiła mnie tamta stara kobieta przed zamianą w odmieńca.
Ściana rozbłysła i stała się nagle przezroczysta. Ujrzałem za nią dr Yissim, a z nią dwóch mężczyzn i trzy kobiety, wszystkich siedzących przy jakiejś konsolecie. Patrzyli na przemian to na nas, to na konsoletę; my, oprócz nich, nie widzieliśmy nic.
Zaczęło się. Zaczęło się bez tego całego wirowania i bez tego całego bezsensownego bełkotu, stosowanego zawsze przedtem przez wszystkich innych. Można to było zobaczyć, postrzec, odczuć jako potężną ukierunkowaną koncentrację Wardenowską jej mocy, płynącą od ludzi za przepierzeniem ku nam. Była ona oślepiająca, przepotężna, wszechogarniająca i w ciągu kilku sekund objęła kontrolę nad mym umysłem. Podświadomie stawiłem jej opór i wywiązała się mała potyczka, tym ostrzejsza, że — dzięki Tullyemu — poznaliśmy techniki blokujące.
Udało mi się odwrócić nieco głowę i spojrzałem na Darvę i, pomimo pewnego stanu otępienia, w jakim się znajdowałem, przeżyłem coś podobnego do fascynacji tym, co ujrzałem, fascynacji, która nie była ani wstrząsem, ani przerażeniem, ani niczym innym, ale właśnie czystą fascynacją. Stwierdziłem, że nie dbam, zupełnie o nic. Ciało Darvy falowało, poddane szybkim, ale płynnym zmianom. Wiedziałem, że to samo dzieje się z moim ciałem. Jej tułów stawał się grubszy, ramiona krótsze i mniejsze, a głowa przybierała powoli i płynnie całkowicie odmienny kształt.
„Organizmy Wardena” w naszych ciałach, wspomagane zwierzęcą częścią naszych mózgów broniły się przed tą kuracją, walczyły skutecznie, stosując przyśpieszenie i przemianę. Zmienialiśmy — się w autentyczne bunhary, a co gorsza, naszym tułowiom i głowom przybywało masy. Masy, której nie będzie — łatwo usunąć. Tu więc tkwiło to niebezpieczeństwo dla odmieńca, tu tkwiła przyczyna, z powodu której powrót do postaci oryginalnej był niemal niemożliwy. Przemiana…
Byłem świadom zmian zachodzących w moim sposobie widzenia. Miałem trudności z ostrością widzeazia tego, co znajdowało się blisko, choć ciągle wyraźnie widziałem Darvę, a ona mnie. Jak przez mgłę widziałem, że mam zwierzęcy pysk i zdałem sobie sprawę, że — podobnie jak ona — muszę mieć teraz znacznie większy rozstaw oczu. Coraz trudniej mi było myśleć. Mój umysł zamierał; wiedziałem o tym, a przecież, co było niesamowite, w chwili, gdy go straciłem, przestałem doświadczać uczucia jakiejkolwiek straty.
Darva wyglądała teraz, jak bunhar i wydawało mi się, że tak jest naturalnie, normalnie. Tylko jej oczy, rozstawione szeroko po obydwu stronach tej wielkiej, uzębionej paszczy, zachowały dziwnie ludzki wygląd. W tym momencie byłem świadom tylko trzech rzeczy: byłem głodny, byłem śpiący, a obok była samica…
Następne kilka dni zatarły się w mojej pamięci i me byłbym w stanie ich opisać. Trzymano nas na wybiegu z elektrycznym ogrodzeniem i ze zbiornikiem wody pośrodku; raz dziennie dostarczano nam jakieś duże, świeżo zabite zwierzę, które oboje — z Darvą łapczywie pożeraliśmy. Po posiłku następował okres niespokojnego snu, w czasie którego znajdowaliśmy się w jakimś dziwnym, nieokreślonym miejscu. Potem ponowne przebudzenie na tym samym wybiegu. Oboje byliśmy bunharami i żyliśmy jak zwierzęta. Nie mieliśmy poczucia czasu, miejsca i czego tam jeszcze. Zaledwie byliśmy świadomi własnej egzystencji.
Jednak powoli wychodziliśmy z tego stanu. Bardzo, bardzo wolno. Wpierw wracała pamięć, ale ponieważ nie łączyła się ona ze świadomym myśleniem, była tym samym bezużyteczna. Wreszcie któregoś dnia przebudziliśmy się ze snu w tym dziwnym pomieszczeniu i po raz pierwszy byłem w stanie ponownie myśleć.
Z oddali wydawał się płynąć ku nam głos Yissim. — Jeśli mnie rozumiecie, zatupcie prawą nogą poleciła.
Odwróciłem się i spojrzałem na Darvę, która ciągle miała wygląd stuprocentowego bunhara. Mimo to zatupała prawą nogą; zrobiłem więc to samo.
— Doskonale — pochwaliła nas pani doktor. — Nie próbujcie, proszę, mówić do mnie ani rozmawiać ze sobą. Nie posiadacie jeszcze odpowiedniego aparatu mowy i jedyne, co by wam się udało wyartykułować, to głośny ryk. Skromnie mówiąc, to była bardzo trudna i delikatna operacja. Aby uratować wasze umysły — i to w sensie dosłownym — musieliśmy pozwolić, by proces ten przebiegał do samego końca, przy odłączonej waszej świadomej jaźni. Wierzcie mi, było to posunięcie niezbędne… choć bardzo radykalne. Jesteście dopiero trzecią i czwartą osobą, wobec których zastosowaliśmy tę procedurę. Przed wami mieliśmy jeden sukces i jedną porażkę. Mam nadzieję, że w tym przypadku będziemy mieć do czynienia z podwójnym sukcesem.
— A teraz — kontynuowała — spróbujemy doprowadzić was do stanu oryginalnego, choć będzie to powolny i pełen mozołu proces. Przywróciliśmy wam już wasze umysły i wasze człowieczeństwo. Stopniowo, po kawałeczku, przywrócimy i resztę. Będziemy z wami współpracować, ale musicie dokonać tego samodzielnie. Badania pokazują, że nie możemy narzucić wam tych zmian. Gdybyśmy zastosowali nowy zestaw czarów, wasza reakcja na nie wywołałaby nieodwracalne zmiany w waszych mózgach. A w momencie, w którym wasze mózgi uległyby modyfikacji na modłę bunharowską, stalibyście się bunharami i nie udałaby się nam przywrócić wam pamięci, osobowości czy rozumu. Musicie więc nauczyć się kontrolować każdy pojedynczy „organizm Wardena”, znajdujący się wewnątrz waszych ciał. Każdy. Musicie uzyskać absolutną nad nimi kontrolę.
Najbardziej frustrujący w tym wszystkim okazał się fakt, że nie mogliśmy komunikować się ani z lekarzami, ani też pomiędzy sobą, tym bardziej że co szybko odkryłem — Darva okazała się analfabetką, a to w ogóle nigdy nie przyszłoby mi do głowy.
Sytuacja była przedziwna i niesamowita. Nie tylko dla nas, ale i dla lekarzy. Wyobraźcie sobie bowiem codzienne prowadzenie skomplikowanych lekcji i ćwiczeń dla pary bunharów. Muszę jednak przyznać, że nigdy nawet nie mrugnęli okiem i traktowali nas zawsze jak parę inteligentnych, dorosłych ludzi. Jeśli chodzi o mnie, to zamierzałem zrobić absolutnie wszystko, by dojść do perfekcji w tym, co robiłem; nie miałem bowiem najmniejszej ochoty na powrót do stanu nieświadomości, stanu charakterystycznego dla tych prostych jaszczurów.