Выбрать главу

Zacząłem pracę samotnie w tym tak dobrze mi znanym, białym pokoju. O wiele łatwiej było mi uzyskać kontrolę nad Darvą, kiedy znajdowała się w stanie hipnozy, jednak narzucenie moich dominujących czarów na stare w taki sposób, by te stare zostały ;kompletnie wymazane, wymagało z mojej strony olbrzymiej koncentracji i ogromnego psychicznego wysiłku. W rzeczywistości ten wysiłek był tak ogromny, że eksperci uważali, iż zamknięcie tych linii łączności ode mnie do niej i z powrotem — okaże się niemożliwe.

Rzuciłem czar, wykorzystując całą moc, jaką miałem do swej dyspozycji. Opór był wyjątkowo silny. Zaskoczyło mnie to. Natychmiast zorientowałem się, z czym mieli do czynienia tamci czarty podczas ich pierwszej próby. Jednak oni nie byli na to przygotowani i nie mogli wykorzystać tej siły woli, którą ja miałem — siły woli, wspartej totalnym zaangażowaniem się w przełamanie tego oporu za wszelką cenę. To, z czym mieliśmy tutaj do czynienia, stanowiło naturalnie problem psychologiczny — jej romantyczne fantazje na temat nas dwojga w dżungli — który mógłby być usunięty bez trudu przez każdego dobrego psychologa albo psychiatrę w cywilizowanym świecie. Tutaj natomiast należało z nim walczyć siłą. Musiałem więc spychać jej podświadomą kontrolę nad wa jej ciała, zmuszając ją do świadomej nad nim kontroli, a potem poprowadzić tę uzyskaną siłę woli do mojej własnej. Darva formalnie zaliczana była do V kategorii czelów, jednak brakowało jej owego absolutnego zaangażowania się w przełamanie istniejącego układu. Ja jej go miałem dostarczyć.

Wywiązała się przedziwna walka psychiczna, będąca niemal skrzyżowaniem upartej kłótni ze zmianą ścieżek na diagramie obwodów. W tym ssanym bowiem momencie musiałem identyfikować i spychać na boczny tor kierowanie jej podświadomością wa i jednocześnie wspólnie z nią próbowałem odnaleźć ścieżki łączności, za pomocą których wa komunikuje się ze świadomym umysłem i z ciałem, powiązać je ze sobą, a nawet je zdominować, wyodrębniając równocześnie ten silny, prymitywny aspekt, izolując go i zmuszając do posłuszeństwa. Żadne z tych działań nie miało naturalnie najmniejszego wpływu na jej umysł czy proces myślenia; atakowaliśmy jedynie wa; atakowaliśmy wyłącznie te „organizmy Wardena”, które wysyłały niewłaściwe sygnały.

Kiedy stało się oczywiste, że nastąpił impas, zacząłem do niej przemawiać, zacząłem ją uspokajać, próbowałem nią pokierować; próbowałem ją przekonać, że nie wolno jej ulegać tej prymitywnej, zwierzęcej woli.

— Darvo… jeśli dbasz o mnie, jeśli w ogóle coś do mnie czujesz, musisz mi pomóc! Musisz z tym walczyć! — Robię to. Wiesz, że to robię — odparła.

— Darvo… jeśli… mnie… kochasz, odrzuć ją! Musisz to uczynić! — to słowo przed chwilą użyte zabrzmiało bardzo dziwnie w moich uszach, a przecież wydało mi się, że już je prawie rozumiem, a przynajmniej, pomyślałem sobie, potrafię go użyć. — Darvo… robię to, bo cię kocham. Jeśli wiesz o tym, i również mnie kochasz, odrzuć ją! Pozwól, żeby odeszła!

Dziwne było to wszystko, co mówiłem dla celów klinicznych. Czy ja ją naprawdę kochałem? Czy rzeczywiście dlatego robiłem to wszystko?

I nagle opór pękł, ustąpił; odsunął się w głąb jej umysłu. Stało się to tak raptownie i tak niespodziewanie, że nie byłem na to przygotowany i cała siła mej woli wpłynęła w nią, tak potężna, iż niemal pozbawiła ją przytomności. Błyskawicznie odzyskałem równowagę i cofnąłem się wzdłuż ścieżek, by zobaczyć, w jaki sposób czar został zawiązany i rozwiązany.

Reszta była już śmiesznie łatwa. Postępowałem zgodnie z modelami stworzonymi przez komputer, które zapamiętałem i wielokrotnie przećwiczyłem. W czasie, który wydawał się zaledwie kilkoma minutami — chociaż później powiedziano mi, że trwało to ponad siedem godzin — wszystko zostało zakończone.

Bez trudu pozbyłem się zbędnych odpadów i tłuszczów, i dokonałem zmian, ułatwiających pozbycie się dużej ilości wody i niepotrzebnej tkanki, przekonując wa, iż należy to wszystko traktować jak odchody i wyrzucić z naszych organizmów. Było tego ponad trzydzieści kilogramów, i wyglądało o i śmierdziało okropnie, ale w tym momencie nie byłem w stanie tego właściwie ocenić. Sto dziewięćdziesiąt kilogramów to ciągle jeszcze piekielnie dużo i każdy wyrzucony kilogram ułatwiał mi znacznie zadanie.

Diagramy, piktogramy, trójwymiarowe obrazy i schematy, zapamiętane podczas szkolenia, przelatywały przez mój mózg i docierały do jej mózgu, a tym samym do samego wa. Darva zaczęła się nareszcie zmieniać pod wpływem moich poleceń. Dosłownie to czułem, jak gdyby odbywało się wewnątrz mojego własnego ciała.

Kiedy wykonałem już całe zadanie, ciągle nie mogłem się jeszcze odprężyć, a to z powodu połączenia, jakie między nami istniało; w rzeczywistości bowiem moje ciało było pod każdym względem lustrzanym odbiciem jej ciała. To właśnie próba zróżnicowania naszych ciał zajęła mi tyle czasu. Popełniłem wiele falstartów, bowiem cokolwiek czyniłem ze sobą, natychmiast dublowane było w niej. Wiedzieliśmy, że tak się może zdarzyć i miałem nadzieję, że teraz ona mnie nie zawiedzie. Mogłem skoncentrować się jedynie na niej i dlatego to ona musi pokierować moją odbudową, podczas gdy ja będę utrzymywał ją w tym stabilnym stanie. Dokonanie tego nie było łatwe, ponieważ ja byłem silniejszy, w końcu jednak udało nam się wypracować taki system, który pozwalał na przepływ informacji w obydwie strony; niesamowite uczucie, jak próba robienia trzech rzeczy naraz, ale jednak ostatecznie opanowaliśmy tę sztukę.

A kiedy już było po wszystkim, oboje straciliśmy przytomność na przeszło trzy godziny.

Obudziliśmy się równocześnie i otworzyliśmy oczy. Dobiegł nas brzęczyk alarmu, możliwe że sygnalizował on komuś fakt naszego przebudzenia. Obrazy diagramów komputerowych i sygnałów elektrycznych pulsowały w mym mózgu i już wiedziałem, że będę miał poważne kłopoty, żeby się ich pozbyć.

— O Boże! To naprawdę zadziałało! Spójrz tylko na siebie! — powiedziała Darva zdumionym głosem.

— A ty spójrz na siebie! — odparłem. — Jestem z ciebie taki dumny.

— Potrzebne nam lustra — zadecydowała. — Słuchaj… czy wyczuwasz pomiędzy nami wa?

Nie zwracałem na to uprzednio uwagi, ale teraz, kiedy o tym wspomniała, zorientowałem się, co ma na myśli. Połączenia między nami istniały w dalszym ciągu, linie łączności pomiędzy systemami nerwowymi pozostały nienaruszone.

Drzwi się otworzyły i weszła dr Yissim w towarzystwie dwóch mężczyzn. Jeden był wysoki, mocno zbudowany, miał ogorzałą cerę oraz śnieżnobiałe włosy i wąsy. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak ktoś, kto kiedyś należał do świata cywilizowanego. Ubrany był na biało, lecz nie był to strój lekarski, taki jak dr Yissim. Jego ubranie było doskonale skrojone, świetnie na nim leżało i przypominało mundur. Drugi mężczyzna był natomiast dziwny pod każdym względem: drobnej postury, miał kozią bródkę i nosił okulary w grubej, rogowej oprawie — prawdziwa anomalia w miejscu, gdzie „organizmy Wardena” dbają równie dobrze o oczy, jak i o całą resztę. Ubrany był w tweedową marynarkę i granatowe spodnie. To wszystko wystarczyłoby, by stać się obiektem zainteresowania, w nim jednak było coś o wiele bardziej niepokojącego.